sobota, 29 września 2018

Rozdział 7 - Ból z przeszłości

Aron

Zacząłem dzień od porannego biegu, ten zawsze dobrze wpływa na kondycje. A że chciałem być silny tak jak mój brat, choć trochę mu dorównywać, musiałem ciężko na to zapracować, w końcu nie posiadam żadnych mocy. Szkoda. Mógłbym... Unosić przedmioty, to przydaje się w każdym starciu... Mógłbym władać jakimś żywiołem... Sam być tym... Chociaż bycie demonem to chyba nie najlepszy pomysł. Tak. Przesadziłem z tym rankiem, nie widać póki co nawet pierwszych promieni słońca, więc jest jeszcze noc i teoretycznie powinienem spać. Teoretycznie, bo praktycznie spałem chyba najmniej ze wszystkich koni. Jak ja się cieszyłem że nie jestem już źrebakiem i nie muszę tam leżeć i męczyć się z dodatkowymi godzinami do rana. Zamiast tego, galopem minąłem już któryś raz plaże i tak od plaży do wodospadu, obok lasu, jaskini i znów plaża, takie małe kółko. Nawet to lubię, choć wolę biec tam gdzie ponoszą mnie oczy, teraz raczej nie spotkam nikogo obcego, więc zero krępujących sytuacji.
Zmieniłem trasę na o wiele fajniejszą, powinienem ćwiczyć zwinność, więc coraz szybszy bieg pomiędzy drzewami doskonale się do tego nadawał. Przeskoczyłem przez pień, mijając kilkadziesiąt drzew i po jakimś czasie znalazłem się na końcu lasu. Z dumą mogłem stwierdzić iż pokonałem dłuższą niż wczoraj trasę i nawet się nie zmęczyłem. Słońce już wschodziło, pora... Usłyszałem czyjeś kroki, obejrzałem się za siebie, widząc w promieniach słońca najpiękniejszą klacz jakąkolwiek kiedyś widziałem. Gdyby nie gałązka, o którą uderzyłem głową idąc w dziwnym transie do niej już bym się nie ogarnął.
Ukryłem się zza drzewami, obserwując nowych gości u nas na wyspie. To musiała być jakaś nowa rasa... A może ci zabójcy? Ta czaszka ptaka, jaką obydwoje nosili w końcu o czymś świadczyła. Nie powinienem, ale podsłuchałem rodziców w nocy, nad ranem właściwie, kilka dni temu, i stąd wiedziałem co się szykuje. Zbliżająca się walka pomoże mi się wykazać... Jakkolwiek trudna będzie. To dam radę.
Westchnąłem, zdając sobie sprawę że od wczoraj co najmniej powinienem skończyć z tym unikaniem... Wyskoczyłem im na przeciw co nie było zbyt mądre, mogli to odebrać jako atak, ale chciałem zdążyć przed tym zanim się skutecznie rozmyśle.
- Wi... tajcie? - odezwałem się do powietrza, zdążyli pójść już dalej. Ruszyłem więc chyba ich śladami, tak, rozmawiali ze sobą i dzięki temu wkrótce ich dogoniłem.
- Hej! Co wy tu robicie? - zwróciłem na siebie uwagę, a kiedy spojrzeli na mnie to zrobiło się całkiem cicho. Zwykle to nawijałem ile wlezie, śmieszne, bo teraz żadne ze słów nie przychodziło mi do głowy. Strasznie się skrępowałem. No ładny mi wojownik.
- Wiesz może, czy jest tu jakieś stado? - spytała klacz, starałem się na nią nie patrzeć, ale mój wzrok nie chciał mnie słuchać, miałem wrażenie że przez to gapienie się na nią, przeginam sobie u ogiera, który jej towarzyszył. Przytaknąłem łbem.
- Jasne... - dodałem: - A skoro już wiem co tu robicie, to lecę... - i zniknąłem zza drzewami zawracając dość szybko. Cóż, przywykłem do unikania obcych... I to chyba za bardzo. A zresztą stado już teraz wstaje, pewnie kogoś tam spotkają po drodze. Luz. Pobiegłem popływać, to dobrze robi na mięśnie.

Ahri

Wędrowaliśmy długo, poznając wiele zwierząt i koni po drodze, aż w końcu dotarliśmy na pewną wyspę, piękną...Tyle co było tutaj zieleni to nawet u nas nie ma.
-Ezreal
-Tak piękna?
-Jak myślisz? Jest tutaj jakieś stado?
-Być może, wydaje się jakby było, trochę śladów tutaj jest
-Oby tylko nas nie pogonili, wiesz...Jacy niektórzy są płytcy...- Poszliśmy dalej, zagłębiając się bardziej w wyspę, po chwili wyskoczył ktoś za nami krzyczac coś, odwróciłam się szybko, przed nami stał jakiś ogier z miną taką jakby ducha zobaczył, zapadła chwila ciszy
-Wiesz możd, czy jest tu jakieś stado?- spytałam
-Jasne...A skoro już wiem co tu robicie, to lecę...-Jak szybko się pojawił, tak szybko też zniknął
-Dziwny jakiś- zauważył Ezreal
-Speszył się chłopak, chodźmy już, może za chwilę spotkamy jeszcze kogoś

Poszliśmy jeszcze bardziej w głąb wyspy, dopiero wschodziło słońce więc na dobrą sprawę mogliśmy jeszcze nikogo nie spotkać. Dochodziliśmy do ogromnej jaskini, akurat ktoś z niej wychodził.
-Przepraszam bardzo!- Ezreal wyleciał pierwszy, krzycząc jakby nie wiadomo jak daleko stał, westchnęłam tylko i podążając za nim
-Tak?- spytała klacz, stanęła nieco bliżej ogiera który stał obok
-Bo chcieliśmy dołączyć do jakiegoś stada, a tu chyba jakieś jest
-A to dobrze trafiliście, jestem Zima, a to mój partner Danny, jesteśmy tutaj przywódcami
-O jak idealnie
-Nie przeszkadza wam to jak wyglądamy
-Kochani, zobaczycie że nie jesteście jedyni o innym wyglądzie w tym stadzie, skąd jesteście?
-A dosyć z daleka, z innej wyspy- powiedziałam
-Co was takiego tutaj sprowadziło?- spytał ogier, znaczy Danny
-Postanowiliśmy odłączyć się od stada, zacząć coś nowego, działać we dwójkę i pomagać innym, no i jeszcze z kilku powodów
-No dobrze, nie będziemy was już męczyć pytaniami, musimy iść na obchód, czujcie się jak u siebie- pierwszy raz chyba spotkaliśmy kogoś tak miłego, oboje już poszli, a my zostaliśmy przed tą ogromną jaskinią
-Wchodzimy?
-No co ty, chodźmy gdzieś, nie wiem, powinna tu być jakaś ich wspólna łąka, poczekamy tam aż wszyscy wstaną, nie będziemy się pchac teraz do jaskini
-Czyli będziemy sami?- podskoczył do mnie, uśmiechnął się jak to on
-Przez chwilę na pewno...
-To się ścigajmy!
-Ezreal!...Ehhhh- pobiegłam za nim, zanim wymyśli znowu coś zwariowanego

Odyn

Przeciągnąłem się i odwróciłam na drugą stronę, pierwsze promienie słońca już wpadały do jaskini, przez co drażniły, zakryłem pysk skrzydłem.
-Odyyyyn- czego on znowu chce...
-Co?- podniosłem skrzydło patrząc na brata
-Idziemy?
-Dopiero co wzeszło słońce
-No właśnie, czyli jest już dzień...No chodź
-Zwariowałeś...- odwróciłem się od niego
-Nie, to nie, sam sobie pójdę
-To powodzenia- ziewnąłem, w końcu wyszedł, to mój brat i go uwielbiam, ale czasami jest tak męczący że najlepszym co może być, to się go jakoś pozbyć.


Nieźle mi się pospało, gdy się obudziłem to już nikogo w jaskini nie było, a ja czułem się strasznie niewyspany, wstałem przeciągając się, wyszedłem z jaskini szukając wzrokiem brata, w sumie nie chciało mi sie go szukać i po prostu liczyłem na to, że spotkamy się na łące. Poszedłem tam, z resztą byłem też nieco głodny, i jak na złość musiałem wpaść akurat ta tego debila Jacka, w sumie to on we mnie wbiegł..
-Uważaj łajzo- zmierzyłem go wzrokiem
-Oho odezwał się ten idealny
-Pamiętaj że już źrebakami nie jesteśmy- machnąłem wściekle ogonem, uderzając nim o ziemię
-I tak pewnie do mamusi pobiegniesz- zakpił, powstrzymywałem się żeby nie ozdobić tego pyska kolcami...
-Nie będę marnował czasu na takiego idiotę
-Bo prostu jesteś tchórzem- rzucił i odbiegł, i kto tu jest tchórzem? Uciekł jak mały źrebaczek
-Odyn!...Chodź coś ci pokażę
-Jakaś sensacja nowa?- spojrzałem na brata
-Można tak powiedzieć
-A co to takiego?
-Chodź to ci pokażę- poszedłem za nim, byłem ciekaw co chce mi takiego pokazać, przeszliśmy między końmi
-Zobacz, tylko uważaj żeby cię nie zauważyli- brat wskazał na parę koni, no fakt, innych, ale my też jesteśmy inni
-No i?
-Widziałeś tak piękną klacz?...
-Więc o to ci chodzi, a co? Furia już ci się nie podoba?
-Podoba, i to jeszcze jak
-To co się rozglądasz za innymi?
-Ona i tak ma kogoś, a ty tak nie uważasz?
-No jest ładna, ale ma partnera, i to mi chciałeś pokazać?
-No w sumie...To tak

Furia

Pasłam się z innymi na łące, wcześniej szukałam Lalite, ale nie było jej tutaj więc postanowiłam po prostu poczekać, kiedy się już pokazała, była ze swoją rodziną, wachałam się trochę czy podejść, jej matka za każdym razem mierzyła mnie wzrokiem, ale zebrałam się w sobie, nie będę się jej bać, skoro coś do mnie ma to jest tylko i wyłącznie jej problem.
-Cześć Lalite- podeszłam, zignorowałam jej matkę
-O hej, wybacz że mnie wcześniej nie było
-Aj tam, idziemy gdzieś?- Lalite spojrzała po swoich rodzicach, głównie jej wzrok zatrzymał się na Felizy
-Idź z przyjaciółką, dorosła przecież już jesteś- chwilę przerwy przerwał jej ojciec, mam wrażenie że to on jest normalny w tym związku...
-Dzięki tato- ucieszyłam się, pobiegłyśmy odrazu do lasu
-To co robimy?- spytałam
-Ja to bym poszła w góry
-A chciałabyś zabrać ze sobą może Odyna i Fiero?
-Wiesz...Zauważyłam że coś tak średnio za mną przepadają, głównie chyba Fiero
-Nimi się przejmujesz? Przestań, jeśli chodzi o Fiero, to taki już jest ale on więcej mówi niż robi
-Ale jednak wolałabym tylko z tobą, wtedy nie musimy mieć oboje tajemnic
-No masz rację
-To jak?

Fiero

- Poważnie? A nie zastanawiałeś się jakie mają moce? Albo do czego im te czaszki i pióra? - brat spojrzał na mnie zażenowany. To że podoba nam się Furia to już nie możemy sobie popatrzeć na ładne klacze? 
- No to też ciekawe, pokażemy ich Furii? - wzbiłem się w powietrze. Byli tak zajęci sobą że w ogóle nas nie widzieli, ani reszty świata, zupełnie jak rodzice. Gdybym tak mógł z Furią spędzić czas, no dlatego chciałem mieć jakąś wymówkę by jej poszukać.
- W sumie... I tak nie mamy nic innego do roboty - zgodził się brat, więc polecieliśmy. 

Lalite

Całkiem przyjemnie spędzałyśmy czas, podziwiając widoki ze szczytów gór. Oddaliłyśmy się już na tyle że nikt nie powinien nas widzieć.
- Mam pomysł, teraz możemy polatać razem... - zmieniłam się w formę dymu.
- Tylko teraz nie bardzo cię widać...
- A teraz?... - skoro mogłam dowolnie się formować, przenikać przez wszystko, to przybrałam kształt siebie, tyle że z wpół przeźroczystego dymu, nigdy tego nie robiłam, ale jak przypuszczałam udało się. Musiałam być w tej formie by unosić się w powietrzu, a teraz jednocześnie było mnie widać.
- To się ścigajmy - Furia ruszyła pierwsza, ledwo dorównywałam jej szybkością, może dlatego że nie czułam się zbyt pewnie w tej formie, nie wiem jak długo mogłam ją utrzymać, przypuszczam że cały czas, ale nigdy nie zmieniałam się dłużej niż przez kilkadziesiąt minut. I nigdy nie unosiłam się tak wysoko samodzielnie. Zawróciłyśmy z powrotem na tą samą górę, tam była meta. Po wylądowaniu w zwykłej formie natychmiast wyczułam jak ktoś kona niedaleko.
- Ktoś umiera, kilkanaście metrów stąd, jest ogromny... - stwierdziłam.
- Smok? - wskazała w dal, za nami. Leżał tam smok, w ogromnej dziurze prawdopodobnie po zderzeniu z ziemią. Jak zwykle silnie mnie tam przyciągało... Zaczęłam schodzić.
- Lalite? - Furia poleciała za mną. Obie znalazłyśmy się przy nim, bardzo blisko jego pyska. Mniej więcej byłyśmy wielkości jego łba. Niespodziewanie otworzył oczy, a przecież zostało mu pół minuty życia, wyraźnie czułam w którym momencie nastąpi jego koniec. Rzucił się w kierunku Furii, wystrzeliła w niego to samo co wtedy w mojego brata. To samo niebieskie światło, odrzuciło smoka, padł na grzbiet, zahaczył mnie ogonem, rozcinając mi nieco grzbiet. Na jego podbrzuszu widniał dziwny, biało-szary kolec, w miejscu w którym się wbił powstawał kamień.
- Nic ci nie jest? - Furia zbliżyła się do mnie.
- Teraz już nic... - zasklepiłam ranę, wbijając wzrok w ziemie, mimo że Furia o wszystkim wiedziała, nie lubiłam pokazywać jej swoich demonicznych oczu, które teraz miałam przez wykorzystywanie swojej energii: - Przepraszam, sądziłam że nie miał sił na atak... - nie powinnam być tego taka pewna, smoki potrafią sobie poradzić z demonami, pokonać nas.
- Zastanawiam się co go zabiło, pierwszy raz coś takiego widzę... 
- Ja też... 
W tej samej chwili coś spadło nieopodal, ale to nie mógł być kolejny smok, wtedy byłby większy huk.

Aron

Wyruszyłem w góry, wspinaczka jest najlepsza jeśli chodzi o sprawność i wytrzymałość, a przede wszystkim uczy radzenia sobie w niesprzyjających warunkach. Cóż, wolałem zacząć od czegoś łatwiejszego niż nauka przetrwania nad aktywnymi wulkanami. Choć nie jestem pewien czy z tymi wulkanami to aby dobry pomysł. 
Zesunąłem się nieco, przez nagłe, chwilowe trzęsienie ziemi, rozproszyłem się i zląkłem zarazem. Odpuściłem sobie żeby to sprawdzić, już ktoś tam poleciał, powinienem skupić się na treningu.

Już prawie wspiąłem się na sam szczyt kiedy coś przeleciało nade mną, ogromny cień smoka, spuścił coś białego na ziemie, i chyba trzymał to w jakimś materiale, w dodatku miał owinięte czymś łapy. Zawróciłem na sam dół, zastając tam białą ciecz, niczym zwykłe jezioro. Obszedłem je na około, przypadkowo w nie wdeptując. Chyba jest niegroźne, może trujące? Nic mi się nie stało.
Nagle przebiegł przez nie jakiś gad... Niewielki smok z małymi skrzydłami... Wtedy zobaczyłem dopiero co to może zrobić. Biała ciecz wbiła się w niego, stwardniała i uformowała się normalnie w sopel, który przebił go na wylot i zatrzymał, mimo że wił się strasznie i próbował zionąć ogniem, reszta bieli złapała go jakby w macki i utopiła. Cofnąłem się gwałtownie od tego. Po małym smoku nie było już śladu, zostały tylko małe kamyki. Najpierw szare, złączone ze sobą, niby zwykłe, potem świecące, odchodziły od siebie, usypując się stos.
Przyglądałem się temu w zastanowieniu i lekkim szoku, nie wiedząc co o tym myśleć. Usłyszałem kroki i obróciłem się.
- Ty... Ty jesteś trochę smokiem? Nie Lalite? - kurcze, czy ona miała tak właśnie na imię? Akurat z nią to się najmniej spotykałem z rodziny i tak w połowie była dla mnie obca. Chociaż ta druga była już całkiem obca. Czadowo wyglądała, podobał mi się jej smoczy ogon i skrzydła, a to pewnie nie tylko tak do ozdoby, a musiało jej to pomagać w walce. Też bym tak chciał, ale bycie zwykłym koniem chyba też ma swoje plusy, otwiera przed tobą mnóstwo możliwości.
- Raczej jestem z nimi spokrewniona - sprostowała klacz.
- Aha, to już wam nie przeszkadzam - poszedłem w swoim kierunku, orientując się po chwili że nie to nie wszytko co chciałem im powiedzieć.
- Zaraz! - zawróciłem, oby nie za późno, na szczęście jeszcze nie zdążyły podejść: - Powiedz jej by nie dotykała tej białej cieczy! - zawołałem do Lalite, z prostego powodu, ją lepiej znałem. I teraz już sobie zawróciłem, z czystym sumieniem, musiałem ich ostrzec. Obejrzałem się jeszcze do tyłu, przydałoby się podać więcej szczegółów, opisać im co widziałem... 
Wtem wpadłem na bliźniaków.
- Straszny ze mnie niezdara dzisiaj, też idziecie w góry? Ja właśnie wracam - coraz lepiej mi szły te rozmowy, zadawanie pytań jest nawet dobrą strategią. Zaraz odpowiedzą i mogę się zmywać. Chyba nie będą źli o ten mały wypadek.
- Widziałeś Furie? Bo właśnie jej szukamy... Musi coś zobaczyć - spytał jeden.
- Chyba kogoś - poprawił go drugi z bliźniaków.
- Chyba nie widziałem... - no i to był chyba właściwy moment, aby się wycofać. Ufałem że mój limit wpadania na kogoś już się dzisiaj wyczerpał, bo ile można? A tak w ogóle, mogłem im pozazdrościć tych ogonów, mój to tylko niezbyt zabójcza kępa włosów, nawet nie mam pomysłu jak mógłbym go wykorzystać w walce, pozostały jeszcze zęby i kopyta... Czy oni nie mieli przypadkiem kłów? Hm? Ja chyba też coś tam miałem, ta, niewielkie, zwykłe końskie kiełki. Ale to już coś, coś słyszałem że klacze w ogóle ich nie posiadały, jeśli chodzi o zwyczajne konie.

Fiero

- Nie no, okłamał nas - wzbiłem się w powietrze i od razu wypatrzyłem Furie, nie zwlekając i do niej lecąc.
- Mógłbyś zaczekać - dogonił mnie brat.
- A co ty taki wolny?
- Fiero...
- Tak tylko się drażnię... - zacząłem pikować w dół, wprost na tą zanieczyszczoną czymś białym wodę, pomyślałem że będzie śmiesznie jak ich ochlapie. Może bardziej Lalite, nie chciałem mieć minusa u Furii, więc na nią to poleci najwyżej kilka kropel. Przynajmniej tak planowałem, nie mam pojęcia jak to wyjdzie w praktyce.

Feliza

Powiedziałam Elliot'owi że idę do syna, Andy odszedł całkiem niedawno od nas, ale chciałam porozmawiać z nim na osobności. Z początku. W trakcie drogi zmieniłam kierunek, nie mogłam przestać myśleć o zagrożeniu ze strony Furii i Lalite, bo podejrzewałam że coś planują. Dlatego chciałam się o tym przekonać na własne oczy, najpierw musiałam je znaleźć. Omal nie wpadł na mnie Aron. Już miałam go minąć, niestety zagadał do mnie. Akurat nie w porę.
- Cześć ciocia... Chociaż jakby się tak zastanowić to nie jesteś moją ciocią, tylko partnerką mojego brata, więc jak myślisz, jak powinienem cię nazywać? 
- Możesz po imieniu - przewróciłam oczami: - Muszę iść... - zawróciłam, nikt nie mógł wiedzieć co planowałam, a Andy zniknął mi z oczu.
- Idziesz do Elliota? Z chęcią go odwiedzę... A jeśli nie to mam, akurat po drodze, co tam u was?
- A u ciebie? - odwróciłam głowę, patrząc w niebo z chęcią przepędzenia go od siebie, wydobyłam jedynie z chrap powietrze, wracając do niego wzrokiem.
- Nic ciekawego, chociaż dzisiaj spotkałem najpierw rano...
Przestałam go słuchać, przyspieszając kroku, Elliot'a zastałam rozmawiającego z rodzicami, pewnie zrobili sobie przerwę: - Jesteśmy... Pójdę się napić... - ruszyłam w stronę wodospadu, nie mając ochoty tym razem na rodzinne spotkania, miałam problem i muszę go rozwiązać.
- Chwila, już zaraz kończę, jeszcze potem spotkałem Lalite z jakąś... - zatrzymał mnie
- Gdzie? - przerwałam mu.
- A w górach, a co?
- Co robiły? 
- Nic takiego. Dlaczego pytasz?
- Poważenie, co robiły? - powtórzyłam z naciskiem, zastanawiałam się co knują przeciw mnie. Lalite już dawno wybrała jej stronę, mimo że dałam jej szanse, miała wybrać między mną, a przyjaciółką, ale ona oczywiście mnie zdradziła. Miałam racje że nie mogę jej ufać. I nie mogę wybaczyć Furii za ten atak na Andy'ego.
- Nie wiem... Całkiem nie dużo z nimi rozmawiałem, wiesz, nie chciałem im przeszkadzać, słabo się znamy i w ogóle. 
Mógłby już iść do Elliot'a, zamiast ciągle gadać mi nad uchem, skoro nie mówił o niczym wartego uwagi, właśnie chciałam go wyprosić od siebie, ale pysk mu się nie zamykał.
- ...tak sobie myślę, fajnie byłoby mieć jakiegoś młodszego kuzyna, czym większa rodzina tym weselej - zasugerował nagle, żartobliwym tonem, a mimo to wyprowadził mnie z równowagi, zwłaszcza kiedy się uśmiechnął. Nigdy więcej nie zajdę w ciąże, nie będę ryzykować, miałam serdecznie dość Do... Znaczy Lalite. 
- Chyba upadłeś na głowę kretynie! Myślisz że cię lubię?! Znoszę cię tylko dlatego że jesteś bratem mojego partnera! - wrzasnęłam. 
- Tylko żartowałem... - minął mnie zdziwiony, idąc do... Zapomniałam że tu są jego rodzice i sam Elliot. Obejrzałam się na nich, nastawiając się na niezłą awanturę, nie miałam zamiaru uciekać z podkulonym ogonem, lub w ogóle być potulna. Miałam prawo nie przepadać za bratem Elliot'a. 

Elliot

Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem, wiem jaka jest Feliza, że nie przepada za innymi, że jest nerwowa, ale teraz przesadziła, jeszcze przy rodzicach, większego wstydu mi już zrobić nie mogła.
-Feliza- tata spojrzał na nią surowo
-Ja z nią pogadam- odszedłem od nich- Chodź- przeszedłem obok niej, nawet się nie ruszyła, odwróciła tylko łeb w bok i coś mruknęła pod nosem- Idziemy powiedziałem- pociągnąłem ją za grzywę, ruszyła się w końcu, widać było że to ją mocno zdziwiło
-Co ty do cholery wyprawiasz?
-No co? Chyba mam prawo go nie lubić? Mam być sztucznie miła? Nic z tego...
-Lubić sobie nie musisz, ale do cholery! To moja rodzina, wstrzymuj się czasami ze słowami, mogłaś inaczej go spławić skoro cię denerwował, a ty jeszcze widząc że stoję z rodzicami, odwaliłaś mi coś takiego, dzięki...Dziękuję ci że pokazujesz swoją nienawiść do mojej rodziny w taki sposób
-Wcale nie jest tak że nienawidzę twojej rodziny, i nic takiego nie powiedziałam
-Feliza proszę cię, myślisz że jestem ślepy, zakochałem się w tobie, i na prawdę cię kocham, akceptuje to że nie przepadasz za moją rodziną, zawsze starasz się ich unikać, wiem co myślisz o mojej mamie, co myślałaś o mojej siostrze, co myślisz o wszystkich, do swojej córki czujesz nawet nienawiść, do tej niczego winnej Furii też, odpuściłabyś w końcu, wszędzie szukasz dziury w całym, byle znaleźć jakiś problem i powód do kłótni, kocham cię ale nie mogę dłużej akceptować tej twojej całej nienawiści do całego świata...Do najbliższych
-Co ty niby masz na myśli? Chyba nie zamierzasz mnie zostawić?
-Nie wiem Feliza, zastanów się nad sobą, wiesz co, ja jestem demonem ale jakiś swój honor mam, zachować się potrafię, nie szukam problemu na siłę tak jak ty
-Nie będę się zmieniała od tak bo ktoś tego ode mnie wymaga, wiem że mam rację w tym co mówię i robię, a co do tej całej Furii, co? zapomniałeś co zrobiła Andy'emu?
-Broniła się, miała dać mu się zabić? Nic mu się nie stało, wręcz przeciwnie, ocucił się, ale tyo czywiście już zauważyłaś pretekst do zrobienia problemu...

Furia

Nastawiłam uszy i szybko spojrzałam w górę, w dół pikował Fiero, i to gdzie? w to coś, tamten powiedział żebym tego nie dotykała, a jeśli?...
-Fiero! stój!- wleciałam w niego i oboje upadliśmy na ziemię, obok tego czegoś
-Ej no co ty?- zaśmiał się, leżeliśmy dosyć blisko siebie, nawet bardzo
-Głupi jesteś...- wstałam
-Oj no miało być śmiesznie
-Chyba do końca ci odbiło, nie wolno się do tego zbliżać
-A to czemu?- wystawił ogon, chciał już tego dotknąć ale uderzyłam go swoim ogonem w łeb
-Powiedziałam nie dotykaj, może być niebezpiecznie dla nas
-Coś ty znowu odwalił?- obok nas wylądował Odyn
-Jesteś ten mądrzejszy, weź pilnuj brata
-On mądrzejszy?- zaśmiał się Fiero, wstał otrzepując się z piachu- Jesteś urocza gdy mówisz tak głupiutkie rzeczy- uśmiechnął się, przewróciłam oczami wzdychając, on chyba nigdy nie odpuści
-Furia ma rację, to było głupie, Furia? Widzisz to?- Lalite wskazała na zwłoki niewielkiego smoka, był czymś przebity, a leżał nieopodal tego...
-Coś zobaczę...
-Furia jesteś pewna? Sama wiesz jak może się to skończyć...
-Spokojnie, zaufaj mi
-A...A może Lalite ma rację? Może lepiej tego nie sprawdzać?- Fiero pojawił się przede mną- Może się coś stać
-Przypomnieć ci, kto przed chwilą chciał tutaj wlecieć?
-No..tak, ale ja, to ja
-A ja, to ja...Wiem co robię- podleciałam do góry, po czym zapikowałam w dół i końcami skrzydeł i ogonem dotknęłam tego czegoś, wyleciałam szybko w górę, zatrzymując się i patrząc w dół, w moją stronę wyleciała ta woda, miała kształt ostrzy, wyminęłam to ale wtedy ono zawróciło, odruchowo znowu wystrzeliłam w to tym światłem "plazmą", spadło w dół w formie jakby kamienia, czyżby to zabiło tego ogromnego smoka? Zleciałam w dół...
-To..Ty tak umiesz? Ale super!- Fiero wręcz był tym podniecony, przyglądał mi się jak w obrazek
-No...tak, ale to jest teraz mniej ważne...Nie wiem czy to działa tylko na smoki i konie z nimi spokrewnione, ale chyba tak, wam się radzę nie zbliżać, sami w końcu jesteście podobnego pokroju co ja, trzeba ostrzec wszystkich w stadzie...
-Ale skoro to na zwykłe konie nie podziała?
-To może ja to zobaczę?- zaproponowała Lalite
-Tylko bądź ostrożna, jak coś to ja zadziałam- Lalite zbliżyła się do tego i lekko dotknęła kopytem, niby nic się nie zadziało, po kilku minutach naglę z tego wydobyły się jakby macki, rzuciły się w stronę Lalite, bałam się że też zadziała odruchowo i się zmieni, a tu są Fiero i Odyn, Odyn to akurat jest bardzo wyrozumiały, ale znam Fiero, on już tak średnio. Na szczęście Lalite nie musiała się przemieniać, jakoś chyba bez tego, tylko swoją mocą, cofnęła to.
-Wracajmy już lepiej...- cofnęłam się
-Tak..To chyba będzie najlepsze wyjście...
Zeszliśmy z góry, to znaczy, bliźniaki zleciały, a ja leciałam nad Lalite.

Ezreal

Wygłupałem się z ukochaną, postanowiliśmy się poganiać po lesie, a tym samym poćwiczyć skradanie się, i atakowanie, ja wbiegłem w busz, w dosyć gęste krzaki i młode drzewa. Wybiegłem z nich kiedy w oddali zauważyłem Ahri, sprytnie przeskoczyłem przez powalone drzewo, i wpadłem przez to na kogoś, wywróciliśmy się.
-Ej! uważaj może, co?!- wrzasnęła klacz, spojrzałem się na nią jak na wariatkę, normalnie zareagowała tak, jakby nie wiadomo co się stało
-Wyluzuj, nic się nie stało przecież- podniosłem się 
-Idiota...- parsknęła
-Furiatka- parsknąłem, uniosłem dumnie głowę, machnąłem ogonem i znów wskoczyłem na to powalone drzewo

Elliot

Pokłóciliśmy się, dosyć bardzo, a po całej tej kłótni, Feliza po prostu odbiegła, ja zostałem, ale po chwili...Nie, nie mogłem jej tak po prostu teraz zostawić, pobiegłem jej śladem, czułem że ona coś planuje, że chce coś zrobić i jest zdolna teraz do wszystkiego, wbiegłem za nią do lasu, dalej już musiałem iść po jej zapachu...

Feliza

Elliot zupełnie inaczej by mówił, gdyby wtedy Furia zabiła naszego syna... Wiem że to mało prawdopodobne, ale tak samo jak to że tamci mogli go tak osłabić. 
Jak tak mógł oskarżać mnie o jakąś nienawiść do jego rodziny, jakby w ogóle mnie nie znał, jeśli bym ich nienawidziła, to pragnęłabym ich zabić i jeszcze pochłonąć ich dusze. A nie myślałam o tym, niektórzy byli całkiem znośni, inni mniej, wszystko też zależało od mojego humoru. Zresztą nie ważne, w końcu "sama stwarzam wszystkie problemy". Niech tak będzie, to przecież "wszystko moja wina"!
Po prostu zostałam z tym sama, chyba najmniej ze wszystkich się dla niego liczyłam. Gnałam przez las, w kierunku gór. Może stracę przez to na czasie, ale nikt nie powinien mnie zauważyć... "Szczęście mi dopisywało", bo już niedługo ktoś wpadł prosto na mnie i wywróciliśmy się oboje. Nie obchodziło mnie kto to był i czy jest ze stada czy nie, stał się w jednej chwili wrogiem, choć nie zrobił nic takiego, to ja byłam wściekła. Po nieprzyjemnej wymianie zdań z obu stron i ledwo powstrzymanej chęci ataku na niego, po prostu wrócił do wcześniejszego zajęcia, zachował się jakby był górą. Mogłabym za nim pobiec i utrzeć mu nosa, ale to strata energii i po prostu teraz musiałam się wyładować, czułam się zraniona, dlatego myślę w ten sposób... 

Dość szybko znalazłam się w górach, rozglądając się za córką i Furią, zobaczyłam tylko martwe ciało smoka. Przywołałam do siebie złe duchy, na tyle dużo by je opętały. Skorzystałam przy okazji z informacji od nich, musiałam działać natychmiast... Sama muszę się bronić, póki nie jest na to za późno.

Lalite

Wracaliśmy z gór, atmosfera się nieco rozluźniła. Jak już będziemy bliżej stada to już nie powinnam być w ogóle spięta, bo nic nas tam nie powinno zaatakować, a tym samym Odyn i Fiero nie zobaczą mojej przemiany. 
- Właśnie, chcieliśmy ci kogoś pokazać - powiedział nagle Fiero do Furii.
- Teraz już wam - dodał Odyn, biorąc pod uwagę także moją obecność, za co byłam mu wdzięczna.
- Kogo? - spytała Furia. Nie mam pojęcia co odpowiedzieli, momentalnie za mną zjawiło się mnóstwo duchów demonów. Obróciłam się zdezorientowana, normalnie trzymają się ode mnie z daleka, ale te zaatakowały. Jeden wszedł we mnie, próbując mnie opętać, uwięziłam go wewnątrz siebie. W zwykłej postaci nie mogłam ich tak po prostu przegnać, ani zrobić tego ponownie, póki któryś znów nie spróbuje mnie opętać. Musiałam jakoś sobie poradzić, bez zmiany w demona... Musiałam, bo Odyn i Fiero nie mogą mnie taką zobaczyć. Wtem, przykrył nas cień smoka, prawie całkowicie zasłaniając słońce, był coraz to mniejszy, bo gad pędził prosto na nas...

Fiero

Lalite stała nieruchomo, strasznie sztywno jakby się na czymś skupiała, chyba widziałem jakieś niewyraźne kształty wokół niej, wszystko przysłonił ogromny cień... Spadły na nas zwłoki smoka, ledwo odlecieliśmy na boki, rozdzielił nas od Furii i Lalite. Po chwili rozbłysło niebieskie światło przebijając się przez brzuch smoka, to pewnie Furia, za to my wystrzeliliśmy w niego mnóstwem kolców z ogona. Okrążyliśmy go, walcząc z nim w powietrzu. Furia go już właściwie dziurawiła, w większości sama go pokonała, padł na ziemie szybciej niż bym się spodziewał. Chyba nigdy nie przestanę się nią zachwycać.
Kiedy opadł kurz, widziałem znów Lalite, jak ta rusza się niespokojnie wiercąc się w jednym miejscu, wyglądało jakby walczyła z powietrzem. 
- Lalite... - Furia do niej zawróciła, smok momentalnie się poruszył, przeraziłem się, bo on w mgnieniu oka trafił wielką łapą w Furie znienacka.
- Uważaj! - krzyknęliśmy obaj jak najszybciej się da, a niestety za późno, już po wszystkim, Odyn wypuścił kolce z ogona. Martwy smok ponownie ożył... Wkroczyliśmy do akcji.

Feliza

Obserwowałam ich zza drzew, kontrolując to wszystko - atakowałam na odległość tylko po to by nikt nie wiedział że to ja, zbyt dużo bym zaryzykowała. Dziwiłam się dlaczego Lalite jeszcze się nie przemieniła. Trwała uparcie w tym słabym ciele. 
Przewróciła się na ziemie z mnóstwem ran, nie nadążała ich już regenerować, nie mając już sił odpierać ataków, nasłałam na nią więcej duchów. Obejrzała się na Furie, wspaniale odwracając jej uwagę, opętany smok mógł wreszcie uderzyć w nią od tyłu. Specjalnie kazałam duchom udać że go pokonali... Czekając na ten moment. 
Nagle w jakiś sposób córka dostrzegła mnie, rzuciła się w moją stronę pomimo osłabienia, nie wiedziałam nawet kiedy zjawiła się na przeciwko mnie, już jako demon. 
- Co jej zrobiłaś?! - wgryzła się w mój bok, poczułam jak spala mi skórę, Elliot nadbiegł z naprzeciwka, korzystając tak jak my z osłony drzew... Musiał przybiec moim śladem... Widział jak Lalite wyrwała mi kawałek mięsa, upadłam przez nagły ból, rozdzierający moje ciało. Nawet łzy mimowolnie wypłynęły mi z oczu, pomimo że tego nie chciałam.
- Wiedziałam... Jesteś taka jak Dolly! - krzyknęłam nienawistnie, gdybym mogła pożałowałaby tego co zrobiła, już by jej tu nie było na tym świecie... Cofnęła się w sporym szoku, jakby naprawdę nie wiedziała co zrobiła. Zawróciła do swojej przyjaciółeczki, zostawiając mnie tak. Elliot do mnie podbiegł, spróbowałam się zregenerować, ale nie mogłam cofnąć tej rany, gdyby mi jej nie przepaliła tą swoją lawą, już bym się wykrwawiała. Odsłoniła mi część żeber... Mogłam oglądać jak pracuje mi płuco, przez zwęgloną tkankę. W tym wszystkim zastanawiało mnie co zrobi Elliot... Teraz w końcu zobaczył jaka ona jest...

Lalite

Myślałam tylko o ucieczce, strach momentami mnie paraliżował, ale chyba tylko tak czułam, bo biegłam bez problemu... Nie chciałam tego, ale nie mogłam znieść jak zaatakowała Furie, a potem... Pewnie nie odpuściłaby gdyby jej czegoś nie zrobiła, może nawet ją zabiła... 
Prawie zabiłam matkę, bardzo chciałam to zrobić... Tak silnie tego pragnęłam... Ona tak bardzo mnie nienawidzi... Ale to nie to chodziło, najbardziej bolało że mieszała w to Furie, krzywdziła ją, nie widząc że tak naprawdę pomogła Andy'emu... 
Nie mogłam tak teraz zostawiać przyjaciółki, najpierw muszę się upewnić czy jest cała... Praktycznie biegłam do nich na oślep, do bliźniaków i Furii, nic nie widząc przez łzy... Rodzina nie będzie chciała mnie po tym znać... A co jeśli się mnie pozbędą... Muszę się chociaż pożegnać z Furią, zanim umrę...


Elliot

Nie mogłem uwierzyć, ale czego się Feliza spodziewała, zabiła ich prawie, do tego z tego co zauważyłem są tam też bliźniaki, ona chyba sobie sprawy nie zdaje z tego, do czego mogła doprowadzić, zabrałem ją szybko do jaskini w lesie.
Położyłem Felize na ziemi, rana była paskudna...
-Mówiłam ci...Od samego początku ci mówiłam- powiedziała z wyrzutem
-Sama jesteś sobie winna...Idiotko- parsknąłem, byłem na nią wściekły, mimo to, pomogłem jej...Kocham ją w końcu. Jej może nie udało się tego zasklepić, za to mi już tak, jednak ze sporą blizną, nie była bardzo widoczna ale jednak.
-I znowu zwalasz wszystko na mnie! Jest zła! Nie widzisz tego?
-Bo nigdy nie okazałaś jej miłości! To czego ty od niej oczekujesz? Dobrze wiesz że demonów nie można tak prowokować, prawie zabiłaś tą niewinną Furię a do tego bliźniaków! Pomyślałaś co by było gdyby oni zginęli? Co by zrobiła ich matka? Co ja miałbym przez ciebie u rodziców! Myślisz tylko o sobie egoistko- parsknąłem, wyszedłem zostawiając ją tam, wybiegła za mną.
-Przestań mnie obwiniać o wszystko, mogłeś na samym początku się zgodzić i pozwolić mi ją zabić...
-Ty słyszysz samą siebie? Nigdy! Ale to nigdy nie pozwolę abyś tknęła moje dzieci! Rozumiesz?! A jak ci to nie pasuje to...
-To co?
-Zostawię cię...
-Ty nie mówisz na serio
-Dobrze wiesz że mówię
-Elliot przestań, ta mała gówniara zamydliła ci oczy
-A co? Zapomniałaś już co zrobiłaś Andy'emu? Myślisz że on nie chciał cię zabić? Tylko ty mu później okazałaś miłość przez co się zmienił, ale nie raz za dzieciaka miał taką ochotę, sama chciałaś go zabić, a Dolly była zła bo tak ją wychowałaś jak jeszcze żyła! Wszystko jest tylko i wyłącznie twoją winą!

Furia

Wyciągnęli mnie spod jego łapska, zawinęłam się w skrzydła...
-Furia...Wszystko dobrze?- spojrzałam na bliźniaki, za nimi stała Lalite...
-Ty się nie zbliżaj- ostrzegł Fiero
-Uspokój się- szturchnął go Odyn
-Nie widziałeś co zrobiła?
-A co ci do tego? Co?- spojrzeli na mnie
-Fiero...- spojrzałam się na niego
-No dobra- odszedł niezadowolony
-Przepraszam cię...Na prawdę- Lalite położyła się przede mną- Nic ci nie jest?
-Nie...A tobie?
-Nie ale...Skrzywdziłam własną matkę...
-Nie miej sobie nic za złe...Zasłużyła sobie
-Tak wiem...Ale rodzina mnie znienawidzi...
-A ja myślę, że wcale nie
-Tata już mnie pewnie nienawidzi...Tak samo jak mama
-Wracajmy do stada może, co?
-Nie..Wolę nie
-Przestań, nie możesz teraz wszystkich unikać
-A jak już wszyscy wiedzą i mnie wygnają?
-Nie wygnają, chodź a zobaczysz że wcale tak nie będzie, Odyn? Fiero?
-Tak?
-Wracacie z nami?- spojrzeli po sobie
-Jasne- odezwał się Odyn
Pomogli mi się podnieść, była nieco obolała po spotkaniu z łapskiem tego smoka, dalej już sobie poradziłam i doszliśmy powoli do stada.
-W czymś jeszcze mamy pomóc?- zaoferował się Fiero
-Nie, już sobie poradzimy, to jak? Widzimy się później?
-Oczywiście- uśmiechnął się szczęśliwy
-Chodźmy już Fiero- popędził go Odyn, poszli, a ja zostałam z Lalite
-Spokojnie, nie ma tutaj twojej matki
-Narazie...A jeśli na prawdę jej coś zrobiłam poważnego? Mimo wszystko...Martwię się, bo wtedy na prawdę mnie znienawidzą, wygnają, albo będą chcieli zabić...

Odyn

Zostawiliśmy je, lepiej żebyśmy się zabardzo nie angażowali w problemy Lalite...Jeszcze my będziemy mieli problemy.
-Odyn zobacz no, jak ja go dawno nie widziałem
-Nie szukamy konfliktów Fiero, nie jesteśmy już źrebakami
-Nie jesteś ciekaw co u naszego kolegi Jack'a?- zaśmiał się
-Nawet nie chcę wiedzieć, pewnie to co zawsze, czyli nic, jak zwykle sam, biednyyy- zaśmiałem się, po chwili zaczęliśmy się z niego naśmiewać, specialnie podeszliśmy bliżej niego aby słyszał.
-Zamknijcie się- parsknął wściekły
-Oj, to ty tutaj jesteś, sorry nie zauważyliśmy- zaśmialiśmy się, tylko czekałem aż pierwszy na nas naskoczy, i w sumie po chwili to już wywołaliśmy bójkę, Jack skoczył akurat na mnie, no i zaczęła się niezła bójka.
-Ej panowie! Zachowujcie się- z szamotaniny wyrwał nas czyjś głos, za nami stała ta nowa klacz- To nie jakiś chlew aby wywoływać bezsensowne bójki, jeszcze tak przy wszystkich
-A ty to?...- spytałem
-Ahri, nowa tu jestem
-To chyba nasza sprawa...- podniosłem się
-A głupi strasznie, w imię czego się bijecie?

Fiero

Zaskoczyła nas tym pytaniem, zresztą ja wcale nie zastanawiałem się nad odpowiedzią, a lepiej się jej przyjrzałem. Gdybym chodził z taką klaczą, Furia na pewno byłaby zazdrosna, albo bym pogorszył, więc lepiej że Ahri jest już zajęta. Na dobrą sprawę jej nie znałem i gdybym chciał z nią spróbować chodzić to... O czym ja myślę? Nie chce mieć kilka klaczy, tylko tą jedną, jedyną... Furie.
- Broniłem swój honor - odparł Jack. On, tak poważnie?
- Ty w ogóle jakiś masz? - zaśmiałem się, brat razem ze mną.
- A nie pamiętasz już jak walczyłeś z Furią? - przypomniał.
- Sprała mu zad... - nie mogłem się powstrzymać.
- Zawsze tacy niedojrzali? - skomentowała piękna Ahri. 
- Nikt nie będzie się ze mnie naśmiewał! - Jack zaczął orać w ziemi kopytem, pokazałem mu swój ogon, solidnie najeżony, kolce tylko czekały by znaleźć się w jego ciele.
- O tym mówiłam, zachowujecie się jak dzieciaki.
- Chyba oni, nie ja - Jack sobie poszedł, nieźle rozeźlony i obrażony na cały świat, a chciałem zobaczyć jego minę jak po raz wtóry dalibyśmy mu w kość. 
- My po prostu lubimy się z nim drażnić, to nasz "serdeczny przyjaciel" - zażartowałem, niestety Ahri nawet kącik ust nie drgnął. Cały czas właściwie była poważna.
- Zawsze jesteś taka poważna? - spytałem z ciekawości.

Feliza

- Skoro tak myślisz... Dobrze! - odparłam ironicznie, przez ściśnięte gardło, cała spięta, bo w myślach już się na niego rzuciłam, w tak czuły punkt uderzył. 
- I nie szukaj mnie więcej! Nigdy tu nie wrócę! - wybiegłam na zewnątrz, nie oglądając się na nic. Wolał wszystko zwalić na mnie, zgoda, jeszcze się przekona, ale już nie ja będę tego światkiem. Przekona się jaka ona jest, jak jest ta druga - Furia... Andy nie bez powodu próbował ją zabić, a ja ufam przeczuciom syna, nawet jeśli sam nie był tego świadom... Wciąż miałam przed oczami jak go perfidnie zaatakowała...
Słowa Elliot'a jeszcze nie jeden raz rozbrzmiały w mojej głowie, nie mogłam przestać o tym myśleć. Pewnie nic się nie stanie przez długi czas, bo Lalite osiągnęła swój cel, chciała się mnie pozbyć... 

Lalite

- Na pewno tego nie zrobią - uspokajała mnie Furia.
- Nie wiesz co się kiedyś działo... Nie jestem pewna czy mi ufają... 
- Może wystarczy o tym porozmawiać? Mogę pójść z tobą i powiedzieć jak było, w końcu twoja matka próbowała nas zabić...
- Wolę nie... Mogę zostać z tobą? Z dala od rodziny... Tylko jakiś czas... - prosiłam, zgodziła się po namyśle, zmieniłyśmy temat na przyjemniejszy. Ciągle czułam to napięcie, rozglądałam się co jakiś czas, próbując choć trochę się odprężyć.

Przebudziłam się cała zalana potem, niestety budząc też przy tym Furie. Przeze mnie nie mogła dobrze wypocząć. Nocowałyśmy poza jaskinią i rozmawiałyśmy przez pół nocy, bo nie mogłam spokojnie zasnąć, wciąż się obawiałam że coś się stanie. A kiedy w końcu zasnęłam, miałam koszmar... 
- Co się stało?
- Śniła mi się mama, chciała mnie zabić, a jak próbowałam się bronić, poniosło mnie i zabiłam ją na oczach taty i Andy'ego, a oni wtedy... - urwałam, spostrzegając że jestem w formie demona, zupełnie tak jak w śnie pod koniec, wróciłam do zwykłej postaci: - Przepraszam... - dodałam cicho, na co Furia nie zwróciła zbytniej uwagi. Chyba jej to nie przeszkadzało.
- Przestań się już o to obwiniać, to wina twojej matki, nie twoja...
- Ale ja nie żałuje że ją zaatakowałam, przez cały czas martwiłam się o to co pomyśli tata i Andy... Boję się że ich stracę, a za to co chciałam zrobić... Bo ja chciałam ją zabić i nie mam wyrzutów sumienia, a powinnam je mieć... - zwierzyłam się jej, dość roztrzęsiona, w końcu wisiała nade mną straszna groźba. Ufałam przyjaciółce, choć teraz trochę się bałam co mi powie... Naprawdę chciałam się winić o to że skrzywdziłam matkę, ale nie czułam tego, może znienawidziłam ją przez jej nienawiść do mnie, dlatego nie potrafię inaczej na to spojrzeć. Może dlatego że w gruncie rzeczy jestem zła z natury, a ona mi zagraża i to taka reakcja obronna...

Feliza

Szłam przed siebie, słysząc głos, który wołał mnie z oddali, Elliot. Cała złość mi już opadła i byłam w stanie powiedzieć mu co naprawdę czuje. Zobaczyłam jego sylwetkę pomiędzy drzewami, skrytą w ich cieniu. 
- Nie potrafię spojrzeć na naszą córkę inaczej, nie rozumiesz? Ciągle jeszcze pamiętam o Dolly, nie mogę zapomnieć tego co przeżyliśmy przez nią. Obawiam się jej, ona chcę mnie zgładzić... Lalite chce mnie się pozbyć... 
W tym mroku, którym myślałam że stał, zaświeciły nie jego oczy. A Lalite. Nagle padło na nią światło księżyca, była demonem, wyszczerzyła się.
- Masz racje, jestem Dolly - zaśmiała się jej głosem, rzucając się na mnie.
Obudziłam się momentalnie, trafiając głową w gałąź nade mną. To był sen... Po tym jak Elliot mnie zranił na pewno bym mu tego nie powiedziała, już wtedy mogłam się zorientować że to sen... Poza tym ja tak łatwo nie przyznaje się do słabości, jestem demonem...
Cały gniew mi minął, wcześniejszej musiało zginąć kilka żyć. Nikt nie związany ze stadem. Stęskniłam się za nimi, za Elliot'em - póki byłam o to zła co powiedział, nie wrócę do niego... Za synem - postanowiłam go odwiedzić, mam do tego prawo, nie zamierzałam jeszcze wrócić, tylko się z nim zobaczyć.

Andy pasł się na łące, podeszłam do niego, udając że nic takiego się nie stało ostatnio, bo nie chciałam kolejnych kłótni.
- Stęskniłam się za tobą synku - zaczęłam: - Nie mówmy o tym co się wydarzyło, pewnie już wiesz, spędźmy miło czas, jak matka z synem, co ty na to? - zaproponowałam, uśmiechając się na zachętę. Naprawdę chciałam zapomnieć o ostatnim. Szkoda na to czasy, później pójdę w swoją stronę, by przypadkiem nie spotkać się z Elliot'em, w końcu cokolwiek zrobię to spowoduje katastrofę w jego mniemaniu.

Andy

-Mamo?
-Tak synku?
-Czemu się tak uwzięłaś na tą Furię?
-Nie mówmy o tym
-Ale chcę wiedzieć
-Andy...
-Powiedz
-Zapomniałeś co chciała ci zrobić?
-Na prawdę tylko o to ci chodzi? Broniła się, nawet do końca nie wiem co mną kierowało, nie byłem sobą tylko tak jakby...Ktoś kierował mną, na pewno nie byłem to ja, a ty się uwzięłaś na nią jakby miała mnie zabić
-A bo niby nie chciała...- parknęła
-Gdyby się nie obroniła, zabiłbym ją, wątpię że dziadkowie byliby zadowoleni, z resztą...Nie mam zamiaru zabijać kogoś niewinnego, i nie mam zamiaru mieć jej tego za złe, a ty, tym bardziej, nie twoja sprawa mamo
-Chciałam dobrze, ale nie no, jak zwykle mnie obwiniacie...
-Mamooo, nie chcę cię obwiniać o nic, ale zrozum, ona mi nic nie zrobiła, ja do niej nic nie mam, ona nie ma złych zamiarów, no chyba raczej ja to wyczuwam
-Dobra, niech ci już będzie, chciałam z synem spędzić czas a tym czasem i on mnie obwinia...
-Mamo przestań, jesteś uparta i uwzięta na wszystkich, wiem co zrobiła ci Lalite, ale co ty jej się dziwisz?
-Dajcie wy mi wszyscy święty spokój już!- wybuchła gniewem, odeszła odemnie, co z nią znowu? Wybucha gniewem za każdym razem jak kiedyś, kiedy to ja byłem młody, do tego pokłóciła się z ojcem, przyszedł mi się wyżalać...

Elliot

Szedłem właśnie do syna, chciałem mu zaproponować aby pójść do Lalite, unikała nas wszystkich odkąd się to wszystko stało, jakby się bała że coś jej zrobimy...Rozumiałem ją też, skrzywdziła swoją matkę i się tego wystraszyła.
W drodze do syna, wpadłem na Felize, wręcz wbiegła we mnie, spojrzeliśmy na siebie, niczym wrogowie, już dawno tak na siebie nie patrzeliśmy...
-Odpuściłabyś- parsknąłem odchodząc, niedaleko stał syn, i to chyba od niego odbiegła taka oburzona
-Co? Rozmawialiście?
-Tak, zwróciłem mamie tylko uwagę, a ta wybuchła gniewem jakbym nie wiadomo co jej zrobił
-Ostatnio coś z nią nie tak, pokłóciliśmy się pierwszy raz odkąd razem jesteśmy, tak poważnie że jesteśmy na skraju rozstania
-A może ona ma jakiś problem?
-Ona zawsze miała jakiś problem, do całego świata...Idziemy do Lalite? Trzeba z nia porozmawiać, jak zauważyłeś, unika nas wszystkich odkąd zaatakowała Felize

Furia

Leżałyśmy niedaleko koni ze stada, w wyższych trawach, nieco skryte przed innymi.
-Słyszysz?- podniosłam głowę
-Co?
-Idziemy do stada, chodź
-Ale czemu?
-Tam będziemy bezpieczniejsze, chodź- podniosła się
-Ale czemu? Moja matka tutaj jest?
-Słyszałam coś, coś co się do nas skradało...i jej szept- Lalite odwróciła się za siebie nerwowo, w wysokich krzakach było widać czyjąś sylwetkę
-Tata...- Lalite juz do mnie podchodziła, kiedy przed nami pojawił się jej ojciec i brat, szli do nas- Uciekajmy, proszę
-Przestań, oni ci nic nie zrobią
-A jeśli będą chcieli zrobić to co mama? Furia proszę...
-Nie, zostaniesz tutaj, oni to nie twoja nawiedzona matka

Andy

Podeszliśmy do Lalite i Furii, siostra schowała się za nią.
-Porozmawiamy?- zapytał tata, wychyliła nieco łeb a Furia złożyła skrzydła odkrywając ją
-A...a o czym?
-Czemu nas unikasz?- spytałem
-Bo jesteście pewni na mnie źli...Za to co zrobiłam mamie, ale ja się tylko broniłam, chciała zabić mnie i Furię...
-Wiemy słonko, ale przecież my to nie mama- tata podszedł do siostry, przytulił ją do siebie- jesteś moją małą córeczką, nie pozwolę cię skrzywdzić, mama przesadza, ona zawsze była nerwowa i szukała dziury w całym, tak samo ta jej cała nienawiść do Furii, kompletnie absurdalna...Nie jesteśmy na ciebie źli, mama sobie zasłużyła i nic jej już nie jest
-Siostrzyczko, wiesz że ja zawsze jestem po twojej stronie...
-No...wiem, ale tak się wystraszyłam
-Kompletnie bez powodu

Ahri

-Być może, kiedy jest czas na zabawę, to wtedy jest zabawa, ale takie gówniarskie przepychanki, gdybyście wy się chociaż o klacz bili to bym zrozumiała
-A bo biliśmy- odpowiedział jeden z bliźniaków
-Wcale nie i nie kłam, po prostu sam zaczął a my nie będziemy pozwalali siebie gnoić- wtrącił się ten drugi
-Jacy waleczni, no proszę...To takie urocze- zaśmiałam się lekko, machnęłam ogonem i się odwróciłam, odchodząc, chciałam pójść poczekać na Ezreala, jak zwykle poleciał gdzieś w las szukać przygody, no cóż, niech sie wyszaleje a ja sobie poodpoczywam. 
Już się położyłam wygodnie na trawie, w pełnym słońcu, zamknęłam oczy kiedy usłyszałam jak ktoś staje nademną i dodatkowo robi mi cień, cofnęłam uszy parskając, kto mi znowu chce głowę zawracać? Podniosłam głowę, odrzucając grzywkę tym samym

Fiero

- Słyszałeś? Podobaliśmy się jej - stwierdziłem coś co było oczywiste. 
- Na pewno - odparł Odyn trochę ironicznie. Właściwie nie musiałem z nią od razu chodzić, w końcu z klaczą też się da zaprzyjaźnić, a Ahri nawet przypadła mi do gustu, nie wiem jak mojemu bratu. Założę się że mu też się spodobała.
- Idziemy za nią? - zaproponowałem.
- Jak chcesz to idź... - odpowiedział z obojętnością Odyn.
- Dołącz do nas jak zmienisz zdanie, no bo wiesz... Możemy się z nią zaprzyjaźnić, mi nie chodzi o to że chcę z nią być czy coś - fakt podobała się mi, ale przecież w głowie mi tylko Furia, nie? Nie? Sam już nie wiedziałem. Ale jestem rozsądnym, młodym ogierem i nie popełnię głupstw jak tata by popełnił. Gdyby Odyn słyszał moje myśli to pewnie by teraz się zaśmiał. 
- Powodzenia.
Rozdzieliliśmy się, każdy lecąc w swoją stronę i już poczułem się mniej pewniej. Szkoda że nie chciał iść. 
Wylądowałem sobie za nią z tyłu. Uśmiechając się jak tylko na mnie popatrzyła.
- Zasłaniasz mi słońce.
- Wybacz... - przesunąłem się lekko na bok: - Jednak nie jesteś tak całkiem poważna - postanowiłem kontynuować poprzednią rozmowę.
- A ty jesteś tu, bo?... 
- Przyszedłem lepiej poznać nową członkinie stada i takie tam - położyłem się obok jej: - Więc co takiego umiesz? No wiesz, ja strzelam kolcami z ogona jak mama - pokazałem jej wypuszczając je w losowym kierunku, opadły gdzieś w trawę.
- Domyśliłam się, zdajesz sobie sprawę że jestem zajęta?
- To pogadać nie można? - jakoś nie obawiałem się jej partnera, mogę i rozmawiać z nim, w końcu to ma być zwykła znajomość. 

Feliza

Musiało minąć kilka godzin drogi z Zatopi, bym przemyślała słowa syna i doszła do wniosku że być może ma racje i naprawdę jestem przewrażliwiona. Cała ta sytuacja z Furią to nieporozumienie, nie miałaby powodu... Nie... Ona i Lalite chciały by tak wyszło, nie zapominajmy że się z nią przyjaźniła, a jedyne czego pragnęła moja córka to wyeliminowania mnie. Jedyna nie dałam się jej omamić i oszukać, przez nią skłóciłam się z rodziną... Dlaczego się jej nie pozbyłam przy najbliższej, najbardziej dogodnej okazji?! Wtedy gdy jeszcze byłam z nią w ciąży...

Lalite

Ani nie stanęli po stronie mamy, ani nie próbowali jej usprawiedliwiać, ani karać za to co jej zrobiłam, tak strasznie było mi żal, że mogłam tak o nich pomyśleć i bałam się ich, i unikałam niepotrzebnie. Na samym początku nam się nie układało, ale przecież to już dawno minęło, powinnam o tym pamiętać, to przeszłość, zmieniłam się od tamtego czasu, teraz brat i tata mnie nie skrzywdzą, nigdy tego nie zrobią, jesteśmy rodziną i powinnam w końcu zrozumieć że kochają mnie równie mocno jak ja ich, albo i mocniej...
- Przepraszam... - wtuliłam się do taty, brat do nas dołączył.
- To nie twoja wina... - zauważył Andy.
- Chodzi o to że powinnam wam ufać w stu procentach... Przepraszam...  - wyznałam. W dalszym ciągu nie miałam wyrzutów sumienia, po tym co zrobiłam mamie, wolałam o tym nie wspominać, mogłabym, ale nie wiem jakby na to zareagowali, jeszcze pomyśleliby że zrobiłam to specjalnie. Możliwe że znowu się mylę, ale...

Furia zostawiła mnie z Andy'm i tatą, by mogliśmy jeszcze na spokojnie porozmawiać i spędzić razem trochę czasu. Po wszystkim szukałam przyjaciółki chcąc jej podziękować, gdyby nadal pozwalała mi się ukrywać przed nimi, żyłabym w ogromnym błędzie i strachu. 
Zmieniłam formę na dym, dzięki temu przemieszczając się szybciej i zwinniej, przeniknęłam przez drzewo, przypadkowo przechodząc także przez wiewiórkę siedzącą akurat na gałęzi po jego drugiej stronie. Spadła z niej, zatrzymałam się zdziwiona, wyglądało na to że ją osłabiłam, po paru minutach doszła do siebie, wspinając się na drzewo dość chwiejnie, pozostała na najniższej gałęzi wyjątkowo zmęczona. Pozbawiłam jej w ten sposób części energii życiowej, koniecznie musiałam powiedzieć o tej nowej zdolności przyjaciółce. 

Feliza

Kolejna noc poza domem i to jeszcze w tym samym miejscu. "Cudownie", teraz już byłam zła także na syna, nie dawali mi wyboru jak zaakceptować tą całą sytuacje. Nie widzieli co się dzieje. Mam czekać aż córka mnie zabije. Nie dało się im przemówić do rozsądku. Zasnęłam póki co z tą myślą, mam wystarczająco mnóstwo czasu by podjąć decyzje co robić...

Znalazłam się na środku pola, z wyschniętą na wiór ziemią, pękała przy każdym moim kroku, nie pamiętam bym tutaj przyszła. Rozglądałam się słysząc cichy, zbliżony do szeptu śmiech, chory śmiech... Dolly.
- Kolejna z twoich chorych gierek?! - krzyknęłam.
- Zdaje się że straciłaś właśnie ukochanego i synka - jej głos i chichot dobieg z tyłu, obróciłam się, zastając tam powietrze. 
- Nigdy ich nie stracę!
- Już straciłaś - tym razem z przodu, obejrzałam się z tym samym skutkiem, nagle zastając ją przed sobą, wyszło na to że to Lalite.
- Wszystko wróci do normy kiedy cię zabiję! - rzuciłam się na nią, rozpłynęła się, a za nią stała już Dolly, śmiejąc się jak szalona.
- Nie sądzę, nas są dwie, a ty jedna...
Znienacka ktoś zaatakował mnie z boku, kątem oka dostrzegłam że to Furia...
Przebudziłam się gwałtownie, jak poprzednio trafiając łbem w gałąź, wiedziałam, parsknęłam, pędząc naprzód, miałam zamiar to wreszcie zakończyć, bez względu na skutki. Przywołałam wszystkie duchy z okolicy pochłaniając je, zabijałam po drodze każde stworzenie jakie się napatoczyło, pochłaniając jak największą ilość duchów, rosłam w siłę.

Lalite

Nie mogłam zasnąć, z myślą że mama jest nie wiadomo gdzie i w każdej chwili może mnie zaatakować, wątpiłam by odpuściła. Wiele śmierci przeszło niespodziewanie przez las, z trudem opierałam się by tam nie iść, przyciągał mnie każdy kończący się żywot, na razie ginęły różne gatunki, ale gdy miało paść na konia, w końcu wyszłam, udając się w to miejsce, zbyt późno by mógł przeżyć, już go zabito. Cisze zagłuszył tętent kopyt, łamane po drodze gałęzie i kilka trzaśnięć tych, które znalazły się pod kopytami. Matka pędziła właśnie prosto na mnie, emanując sporym pokładem energii. 

Feliza

Zobaczyłam Dolly na końcu ścieżki jaką sobie utorowałam, rzucając się ku niej zorientowałam się że to tak naprawdę Lalite, miałam omamy?... Wszystko jedno. Odrzuciła mnie od siebie już jako demon, nie upadłam, a zaparłam się kopytami, odepchnięta na parę metrów.
- Zostaw mnie... - chciała uciec, ale się na nią rzuciłam z impetem, przytrzymując za jeden z tych kościstych kolców, złamałam jej go, powalając na ziemie, pociekła na nią lawa zmieszana z krwią, wypalając mech i samą glebę, przy czym podpalając pobliskie drzewo.

Lalite

Opierałam się chęci jej zabicia, z każdym jej atakiem coraz bardziej jej nienawidząc. Muszę poinformować tatę i Andy'ego, nie chcę kłopotów z jej powodu, oni będą wiedzieli co zrobić. Póki jeszcze nie oddałam się chęci mordu. Znów się na mnie rzuciła, zmieniłam się w dym, wnikając w nią, z myślą o tej wiewiórce, osłabię ją jak tego gryzonia i będę mogła uciec. 
Wniknęłam w jej ciało, a cała jej zgromadzona energia od dusz napływała do mnie. Czerpałam z tego przyjemność nie do opisania, nie do porównania z czymkolwiek innym, to uczucie otumaniło mnie na dłuższy moment, cudem się otrząsnęłam, z niechęcią, ale z przymusem wychodząc z niej w błogim uczuciu. 

Feliza

Nie drgnęłam, nie ważne jak mocno się wysilałam, zdaje się że przestałam oddychać na moment, w tym serce przestało mi bić, gdy to zrobiła, na pysku pozostał mi jedynie wyraz strachu pomieszanego z szokiem i tak padłam bezwładnie na ziemie, tracąc przytomność. Wygrała. Chciałam uciec z ciała, nim mnie całkiem unicestwi, ale w nim utknęłam, nawet mój duch nie miał na to sił. Specjalnie nie dobiła mnie do końca, bym nie mogła uciec... To koniec, przynajmniej Elliot i Andy przekonają się że miałam racje... Albo nigdy się o tym nie dowiedzą... Nie będą mnie szukać, bo sama odeszłam, na własne życzenie. Sama dałam się jej załatwić, głupia, podsunęłam się jej, bez konkretnego planu.

Lalite

Powoli się z tego otrząsałam. Obejrzałam się na matkę, wyglądała jak nie żywa, tkwiła w bezruchu, nawet nie unosił jej się brzuch. Nie czułam tego, inne śmierci się przemieszały, kompletnie mnie dezorientując, próbowałam się skupić, to byłam zbyt roztrzęsiona tym co się właśnie stało... Chyba ją zabiłam... Może wcale nie musiałam tego czuć, bo zrobiłam to ja. I tak powinnam... Nie tego chciałam, właściwie chciałam, ale nie w tamtej chwili, ze względu na brata i tatę opierałam się pragnieniu jej zabicia, a teraz... 
Mogłam nie wychodzić z jaskini, niczego tu sprawdzać, pójść najwyżej tu z kimś, a nie sama... Bałam się, oni mi tego nie wybaczą, myliłam się poprzednio, ale tego na pewno nie da się wybaczyć... Część mnie cieszyła się z tego... 
Wzięłam ją na grzbiet już jako zwykła klacz, by dodatkowo nie poranić jej ciała, rozejrzałam się, udając się z nią w góry, w panice miałam wrażenie że wszyscy mnie obserwują, ale nie było nikogo... Bałam się mówić o tym nawet Furii. To wypadek, matka to zaczęła, a czułam się jakbym zrobiła to specjalnie. Ukryłam ją w niewielkiej grocie, która i tak była zasunięta głazem. No tak... Chowano tu niektóre konie... Po poprzednich szczątkach nic nie zostało. Zasunęłam otwór z ciałem matki w środku. Wszystko wyglądało jak przedtem. Cała się trzęsłam... Próbując uspokoić się przy wodospadzie, popiłam wody w zbyt dużej ilości. Wróciłam potem do jaskini, wszyscy spali, mówiłam sobie że muszę się teraz zachowywać naturalnie, bez względu na emocje, przecież potrafiłam... Muszę udawać że nic się nie wydarzyło, muszę...

Feliza

Ocknęłam się w całkowitej ciemności i ciszy. Tak wyglądała nicość? O dziwo usłyszałam bicie własnego serca, co oznaczałoby że jeszcze żyję. Nie mogłam się jedynie poruszyć, ani wydobyć z siebie głosu, z upływem czasu do moich chrap dostał się odór, zaczęłam czuć pod sobą skalne podłoże. I jak na złość nie mogłam nic poza tym, ledwo dopływało tu powietrze, które zmieszane z tym zapachem powodowało u mnie odruch wymiotny. Wszystko dopełniało jeszcze nieznośne ciepło... Utraciłam wszystkie siły, dziwiłam się że to przeżyłam, a może o to jej chodziło, chciała bym przeżywała tu męki, zwariowała zamknięta tutaj... Ile już minęło?

Furia

Minęło kilka dni, i od tych kilku dni które minęły, Lalite zaczęła się dziwnie zachowywać, stała się jakby bardziej zamyślona niż zawsze, nadwrażliwa i lękliwa, co chwilę milkła, jakby chciała coś powiedzieć ale jednk się wachała.
Po południu gdzieś mi zniknęła, zawsze spotykałyśmy się w jedym ustalonym miejscu, a dzisiaj jej nie było, obeszłam wszystko i ani śladu po niej, zmartwiłam się ale...Jest dorosła, nie mogę jej kontrolować i łazić za nią krok w krok.
-Furia?- odwróciłam się, akurat leżałam i Andy przysłonił mi słońce.
-Tak?
-Wiesz gdzie jest może Lalite?
-Nie, rankiem się jeszcze widziałyśmy, ale później gdzieś zniknęła, umówiłyśmy się ale nie przyszła, czemu pytasz?
-Mam złe przeczucia, coś mi mówi że stało się coś złego...Medalion, wiesz...Ten który nosi i ma ode mnie, pozwala mi ją kontrolować w nieznacznym stopniu, to znaczy...Na odległość potrafię wyczuć jej emocje, a teraz czuję że jest źle...
-Wiesz, od kilku dni była jakaś dziwna, ale myślałam że zadręcza się nadal swoją matką
-Wiem jak one siebie nienawidzą, wiem do czego jest zdolna moja matka, wiem jaka jest Lalite, mam strasznie złe przeczucia...Pomożesz mi jej poszukać? Proszę, nie chcę już w to mieszać taty, i tak ma już dosyć naszej matki, chcę mu oszczędzić nerwów, chciałem aby pobył trochę ze swoimi rodzicami, z rodzeństwem, a ja załatwię to sam...Z twoją pomocą, o ile sie zgodzisz
-Oczywiście, to moja przyjaciółka i też się o nią martwię...Słuchaj, myślisz że...Mogły się spotkać?
-Nie wiem, mam nadzieję, że tak nie było

Odyn

Od kilku dni, Fiero ciągle nie dawał mi spokoju, gadał tylko o tej Ahri i zachwycał się tym co potrafi i jak wygląda, myślałem że zaraz szału dostanę.
-Fiero skończ- podniosłem łeb kiedy nie kończył swojej paplaniny.
-Ale co?
-Ciągle o niej gadasz, zakochałeś się czy co? Furia się już znudziła, co nie?- dogryzłem mu, wiedziałem jaki jest przewrażliwony na tym punkcie.
-Chyba na łeb upadłeś, Furia nadal mi się podoba i nadal jest najpiękniejsza, a Ahri to koleżanka
-Ta? A polubiła cię chociaż?
-Oczywiście, że tak
-A poznałeś już jej partnera?
-Yyyy jeszcze nieeee...Ale to niedługo, mam zamiar znowu do niej yyy do nich wpaść na pogawędkę
-Oczywście braciszku, do nich- zaśmiałem się, wiedziałem że go to wkurzy, jak ja uwielbiam mu dogryzać.
-Zazdrościsz mi po prostu
-Ciekawe czego
-Bo sobie znalazłem takich przyjaciół
-Oh no tak, wybacz bracie, oczywiście że ci zazdroszczę, że jesteś taki piękny i mądry, że masz tyle przyjaciół dookoła siebie- nie mogłem się już powstrzymać, kiedy się wyśmiewałem, Fiero naglę skoczył na mnie, po chwili już wpadliśmy w niewielką bójkę.
-Chłopcy!- krzyk mamy odrazu postawił nas do pionu, odwróciliśmy się, może i jesteśmy już dorośli, ale mama to mama, jakby nie było, ma się ten respekt.
-No cześć mamuś- Fiero pierwszy wyszedł jej na przywitanie, taki z niego grzeczniutki synalek.
-Gdzie tata?- spytałem.
-A poszedł po coś, niedługo będzie, a wy co? Znowu bójka o nic?
-Wyśmiewa się ze mnie gnojek- parsknął.
-Ej ej uważaj sobie- pchnąłem go.
-I kto to mówi!
-Ej! Jestem tutaj- mama cofnęła uszy parskając, spojrzeliśmy na siebie z bratem, kiedy mama odwróciła tylko łeb, ugryzł mnie w bok, nie byłem mu dłużny, i znowu wpadliśmy w przepychankę. Naglę dostaliśmy solidnie po łbach, mi aż się zakręciło w głowie, odkąd dorośliśmy, mama nieco brutalniej zaczęła nas stawiać do pionu...
-Zachowujcie się chociaż przy swojej matce- poprawiła skrzydła i odrzuciła grzywkę, stanęliśmy przed nią jak niewinne źrebaki, śmiesznie musiało to wyglądać w oczach innych, ale to nasza mama...Do tego jest dużo starsza, i mimo że jest klaczą to jeszcze jest od nas silniejsza, może kiedyś będziemy dużo silniejsi i więksi, ale mama zawsze jest najważniejsza.

Ezreal

Spacerowałem z ukochaną, zwiedzaliśmy nieco wyspę, podziwaliśmy jej piękno i co jakiś czas się ganialiśmy.
-A co gdyby teraz ktoś mnie zabił?- spytałem naglę, Ahri spojrzała na mnie nieco jak na wariata.
-Spaliłabym całą ziemię, a z jej prochów zbudowałabym pałac w którym spędziłabym wszystkie swoje dni.
-Zbudowałabyś?- zaśmiałem się- Tymi swoimi uroczymi, malutkimi kopytkami?
-A od czego jest magia?
-Oooo jaka ty jesteś kochanaaa- utuliłem ją czochrając jej grzywę- To jak? Kto ostatni w stadzie ten zrywa wszystkie owoce z jabłoni!- ruszyłem, Ahri przeskoczyła nade mną i sprytnie wylądowała na przodzie
-Czekam na nagrodę skarbie- zaśmiała się, teleportowałem się i tym samym doskoczyłem do niej, co chwilę pojawiąc się raz z jednego boku, raz przy drugim boku, w końcu dobiegliśmy do końca łąki gdzie stało stado.
-To teraz czekam na całąąą stertę pysznych jabłuszek
-Chwileczka i zaraz jestem skarbie- pobiegłem, to akurat nie było dla mnie trudne, używając magi splotłem w twardej trawy koszyk, a że jabłonka była dosyć mała, to po prostu używając swojej umiejętności, doskoczyłem pod nią i w górę wyrzuciłem siłę, która strzepła je wszystkie na dół, Ahri będzie w siódmym niebie.

Odyn

Wrócił tata, więc mama poszła już z nim kiedy zamieniliśmy parę zdań.
-Gnojek- parsknąłem patrząc na brata
-Idiota- odwrócił się i odszedł
-A ty gdzie sie wybierasz?
-Do Ahri
-Dobrze usłyszałem?
-Tak, dobrze słyszysz, idę zobaczyć co u Ahri
-To powodzenia gdy spotkasz jej partnera
-Będzie chciał walki to będzie ją miał- mruknął pod nosem i poszedł, miałem już sobie iść ale...Nieee, pójdę tam żeby chociaż sobie popatrzeć, poszedłem za nim po kryjomu.

Andy

Z Furią przeszukaliśmy każdy zakątek wyspy, prawie każdy bo nie byliśmy jeszcze w górach...
-Ostatnia szansa...Żeby tam była- stanąłem przed wydeptaną ścieżką
-Wiesz co, bądźmy po prostu cicho, usłyszę ją, będzie trzeba to polecę i poszukam jej z góry
-Wiesz, to dobry pomysł, więcej zobaczysz niż ja
-Będę zaraz nad Tobą
-Dobrze- Furia poleciała, ja kontrolowałem wszystko z dołu, starałem się zwracać uwagę na każdy szczegół i na jeden natrafiłem...Świeża krew, sporo krwi i skrawki skóry oraz mięsa, wszystko pozostawione na twardych skałach, jedyne co rosło po tej stronie gór, to niskie krzaczki i mech, reszta to same kamienie, małe i te duże. Patrząc na tę krew i mięso, miałem nadzieję że to sprawka drapieżnika albo smoka, że nie jest w to zamieszana ani moja siostra, ani moja matka, spojrzałem w górę, szukając wzrokiem Furii...Nie było jej.
-Andy, tutaj- obejrzałem się za siebie, stała przed niewielką szczeliną.
-Znalazłaś coś?
-Jakieś dźwięki, rozmowa? Nie rozumiem dokładnie ale brzmi znajomo
-No dobra, jest jedno ale...Widzisz jakie to jest małe?
-A to chwilka, zaraz to załatwię- Furia odeszła na pewną odległość od tego, jej pysk otworzył się nienaturalnie mocno, a z wnętrza wystrzeliło niebieskie światło, uderzyło w skałę i rozkruszyło ją do tego stopnia, że można było swobodnie do niej wejść.

Fiero

Po kilkunastu krokach wzbiłem się do lotu, z góry ładnie wszystko widząc, kątem oka dostrzegłem brata, no to mu pokaże na co mnie stać. Ahri akurat znalazłem przy stadzie. Szkoda tylko że była sama. Niby miała to być tylko przyjaźń, no i jest, chociaż naprawdę korciło mnie na coś więcej. Ahri była taka piękna, za charakter też ją lubiłem. 
Wylądowałem przy niej tak by wszyscy usłyszeli, przybrałem pozę do walki, jakbym chciał samym wyglądem odpędzić rywali, bo może i chciałem. Uniosłem wysoko skrzydła, nastroszyłem kolce na całym ogonie i rozejrzałem się po ogierach, rzucając im wyzywające spojrzenie, trochę przeorałem ziemie kopytem, wydając z siebie cichy warkot, jaki tylko ja, brat i mama potrafiliśmy. Chciałem udowodnić bratu że stać mnie tak śliczną klacz.

Kilka dni wcześniej

Lalite

Z chwili na chwilę czułam coraz większą presje, a jeśli ktoś ją tam znajdzie? Wystarczy że ktoś by umarł i chcieliby go tam pochować, gdzie ja mamę... Jeśli do tego czasu jej ciało się nie rozłoży do tego stopnia że nie da się jej rozpoznać... Oczywiście wyczułabym nową śmierć... Ale czy zdążyłabym cokolwiek zrobić?
Minął drugi dzień, pod wieczór wyczułam śmierć blisko groty, w której zamknęłam ciało matki. Udając się tam zastałam czyjeś porozrzucane zwłoki. Co mogło oznaczać że ona tak naprawdę żyję, przecież nikt inny nie mógł o tym wiedzieć, albo to zwykły przypadek... Sprzątnęłam to wszystko, najszybciej jak umiałam, potem odsunęłam głaz, matka leżała w tej samej pozycji w jakiej ją zostawiłam, wydawała się martwa, nie oddychała... Przeniosłam ją gdzieś indziej, w miej znaną skalną wnękę.
Wmawiałam sobie że to zwykły zbieg okoliczności, nawet nie chciałam wiedzieć co tam się dokładnie wydarzyło, nie wnikać w tamtą śmierć. Bałam się, a kiedy inni zauważali zmiany w moim zachowaniu, tym coraz bardziej się bałam. To błędne koło - bałam się tego że widzą że się boję, bądź domyślają...
Kolejny dzień i w następne, ktoś ginął w ten sam sposób, zawsze przy miejscu w którym leżało ciało matki... Zawsze brutalnie, rozszarpany przez opętane pumy. Przestałam się oszukiwać, ona żyła, albo jej duch żył... Tylko wtedy by się ujawnił, a może nie mogła działać daleko od swojego ciała, albo to z mojego powodu... Ukrywała się? Nie, gdyby mogła się przemieszczać powiedziałaby co jej zrobiłam... Ale jak sprowadzała tu zawsze kogoś? I te pumy... Zawsze atakowało ich kilka... Sprzątałam te zwłoki, wrzucając szczątki do oceanu. Nieświadomie zwabiłam tam sporą gromadę rekinów, przez krew... Wychodziło na to iż wciąż, codziennie będę je karmić, póki to nie wyjdzie na jaw...
Powinnam pójść do taty i brata z mamą, jeśli dało się ją uratować to by jej pomogli... Ale większa połowa mnie wyrażała spory sprzeciw, nienawidziłam jej, i tak głównie przeraźliwie się bojąc wiszących nade mną konsekwencji i... Utraty bliskich, po tym odwrócą się ode mnie, albo... Miałam wrażenie jakby konsekwencje rosły z każdym dniem... Zabrakło mi odwagi na przerwanie tego... Nie mogłam raz na zawsze pozbyć się jej ciała i ducha, gdybym całkiem zniknęła, znikłaby moja szansa na naprawienie tego...

Feliza

Został mi jeden duch, do tego nie do końca zły, zlitował się nade mną. Za to nienawidził kilkunastu koni, które zabiły mu rodzinę, choć sam za życia do nich należał. Codziennie pozostawiał do mnie ślad w postaci rozszarpanych zwłok konia, nie pochodzącego z Zatopi. Pomagały mu inne duchy, odmawiające spotkania ze mną, domyślałam się że to jego zmarła rodzina, musiałam przysiąc że nic im nie zrobię... I mogłam dotrzymać słowa, za ten desperacki akt, który dla mnie robili. Nie chciały się skontaktować ani z Elliot'em, ani Andy'm, ani kimkolwiek, nie byłam głupia, Lalite by im na to nie pozwoliła. Cudem ich jeszcze nie wykryła, popełniała mnóstwo błędów, albo chciała mnie zwieść i to część jej planu... Nie wierze że byłaby tak nieuważna...

Oszukiwałam ją, ilekroć odsunęła głaz, udawałam martwą, bardziej niż byłam. A byłam wpół żywa, niby oddychałam, mogłam poruszać oczami, każdy z moich zmysłów działał prawidłowo, jedynie siły mi nie wracały, ciągle leżałam nieruchomo, drobne drgnięcie ciała wymagało ode mnie zbyt wiele pokładów energii... Zupełnie jakby połowicznie odebrała mi życie... Zrobiła to by mnie torturować, zabijać każdego dnia...
Znęcała się nie dając jednoznaczniej odpowiedzi, kiedy i jak przestanie grać w tą chorą grę i mnie wykończy... A... Rozumiem, miałam umierać powoli z głodu i pragnienia... Na swoje nieszczęście, bo zwątpiłam że ktoś mnie kiedykolwiek odnajdzie, taka śmierć trwa u demona o wiele dłużej, niż normalnie... Przy okazji po każdym zaśnięciu dręczyły mnie koszmary z Dolly/Lalite i Furią w roli głównej... "Żyć nie umierać." W końcu straciłam całkowicie rachubę czasu... Dni wydawały mi się jednym ciągnącym się w nieskończoność dniem...

Teraz

Feliza

Oślepiające światło rozkruszyło z hukiem skałę, a w wejściu pojawiła się tym razem Furia, miałam już serdecznie tego dość.
- Przyszłaś to zakończyć, tak?! - wrzasnęłam, na tyle na ile byłam w stanie: - Nie pójdzie ci to tak łatwo... - zagroziłam patrząc na nią nienawistnie, choć dobrze wiedziałam że jeśli zechcę mnie teraz zabić to mnie zabije i nic jej w tym nie przeszkodzę, bo przez "kochaną córeczkę" nie jestem w stanie.
- Mamo? - Andy pojawił się zaraz za nią.
- Nie mów że ty też jesteś po ich stronie? To już wolę zginąć... - mruknęłam, posyłając synowi niedowierzające spojrzenie, on jeden nie mógłby chcieć mnie unicestwić, wierzyłam w to na tyle głęboko, że mogłabym się za tą wiarę w syna zabić, a mimo to przez obecność Furii przez chwilę zwątpiłam... Co się dziwić? Ostatnimi dniami żyłam samymi koszmarami i powoli traciłam rozum.

Lalite

Nie zdążyłam... Nie pozbyłam się stąd wszystkiego, ledwo ukrywając się przed Furią i Andy'm, błagałam w myślach by nie odkryli tego miejsca... Kiedy Furia odnalazła tą niewielką szczelinę to aż podparłam się bokiem ściany, musząc zmienić się w formę dymu, inaczej bicie mojego serca by mnie zdradziło. Patrzyłam bezradnie jak dostają się do mamy - na swój zbliżający się nieuchronnie koniec, okazało się że miała się lepiej niż przypuszczałam... Uciekłam niepostrzeżenie... Znienawidzą mnie za to... Nie mogą mnie teraz znaleźć... Tylko że wcale nie chciałam uciekać... Chyba dopiero co nachodziły mnie silne wyrzuty sumienia, nie o matkę, a to że tak wszystkich oszukiwałam...


Ahri

Spojrzałam na niego, prężył się młodziak jakby miał się szykować do bójki, stanął dumnie na przeciwko mnie.
-Yyyy co ty wyrabiasz?- podniosłam się.
-Nic takiego- uśmiechnął się, wręcz flirtująco, zaśmiałam się kiedy tak zrobił.
-Coś nie tak?- spytał, nieco się dziwiąc moim nagłym śmiechem.

Ezreal

Podniosłem kosz i ruszyłem do stada, dumnie idąc z prezentem dla mojej pięknej Ahri, wychodziłem już na łąkę, kiedy z daleka dojrzałem jakiegoś ogiera przed nią, prężył się jak jakiś debil, uderzał tym swoim ogonem o ziemię jakby chciał odgonić innych, wściekłem się, położyłem kosz z owocami, i pobiegłem odrazu do nich, ale po chwili zwolniłem, ten gówniarz mnie chyba nie widział jeszcze. Podszedł bliżej niej, Ahri odsunęła się, a ten nachalnie szedł w jej stronę.
-Ty gówniarzu!- pojawiłem się obok Ahri, a jego potraktowałem swoimi przednimi kopytami w ten durny łeb
-No brawo braciszku!- zaśmiał się ktoś, obejrzałem się, w tłumie koni stał drugi taki sam koń, bliźniaki? zapewne...
-Zbliż się do mojej ukochanej jeszcze raz, a nie ręczę za siebie- ostrzegłem, nie dam nikomu jej tknąć, gówniarz myślał że ma u niej szanse, chyba się przeliczył, cofnął się, podbiegł do niego ten drugi.

Odyn

-Biedny Fiero- zakpiłem, nieźle oberwał w ten łeb, aż mi z czoła pociekła krew, spłynęła na chrapy po czym powoli kapała na ziemię.
-Zamknij się- parsknął kopiąc w ziemię.
-Chciałem rywalizować z jej partnerem? odbiło ci? A chciałeś być ich przyjacielem- zaśmiałem się, kpiłem sobie z tego, gdyby on siebie widział z boku, to by się spalił ze wstydu.
-O nieee...Ja nie odpuszczam, upokorzył mnie- parsknął.
-Ej ty nawet nie próbuj- Fiero odwrócił się w ich stronę, i zmierzył wzrokiem tego ogiera, partnera Ahri, jeszcze jak na złość ten debil Jack musiał się tutaj pojawić...

Andy

-Do reszty ci już odbiło...- parsknąłem, byłem zły na mamę za to, co powiedziała, podszedłem i wziąłem ją bez słowa.
-Co ona tutaj robi?- spytała kiedy przeszliśmy obok Furii.
-Pomogła cię szukać, z resztą, Lalite też szukamy
-Ty ślepy jesteś!? Nie widzisz że i tobą manipulują?
-Mamo przestań! Mam już tego dosyć, odkąd pamiętam jest tylko narzekanie, szukanie problemów i we wszystkich widzieć wrogów, jeśli chodzi o Dolly, jej już nie ma! zapomniałaś już kto ci pomógł? 
-Lalite to Dolly! a ta gówniara im pomaga! Zobacz tylko jak wygląda
-Nie mamo, to twój wymysł, wmawiasz to sobie, Dolly nie ma i nie wróci, a Furia jest normalną klaczą, po jaką cholerę miałaby cię zabijać? 
-Bo chciała zabić i ciebie, co? też zapomniałeś?- parsknąłem tylko, to było jak gadanie do ściany, zszedłem bez słowa z gór, Furia poleciała już do stada, nie chciała wysłuchiwać paplaniny mojej matki, zaniosę ją do ojca, ale co to da?...Jak nie da sobie nic powiedzieć, bo przecież ona wie wszystko najlepiej...

Elliot

Dziwnie spokojny dzień, coś tam sie niby w stadzie działo, ale średnio mnie to interesowało, po spotkaniu z rodzicami i rodzeństwem, poszedłem nad wodospad, odpocząć choć przez chwilkę...Ale nie trwało to zbyt długo, kiedy leżałem z zamkniętymi oczami, ktoś podszedł do mnie, otworzyłem oczy, to był Andy, podniosłem się.
-No kogo tu przywiało- powiedziałem ironicznie.
-No jak miło cię widzieć- odparła oschle.
-Wiesz co? Mama chyba na łeb upadła, wszystkich już oskarża o to, że chcą ją zgładzić, nawet do cholery mnie! swojego syna którego jak pamiętam, to ona chciała zabić- Andy uderzył kopytem w ziemię, położył Felize na ziemię i odszedł na chwilę na bok, jego kopyta zapłonęły na chwilę, paląc trawę pod kopytami.
-Co ty znowu sobie ubzdurałaś? Powiedz odrazu że całe stado jest przeciwko tobie, i każdy w nim chce cię zgładzić, bo dlaczego nie? Akurat do cholery ciebie
-Lalite mnie więziła przez kilka dni w górach, kiedy się spotkałyśmy w nocy, zrobiła mi coś, nie mogę się nawet podnieść, nie mówiąc o tym żebym coś mogła normalnie przełknąć, myślisz, że dlaczego jej teraz tutaj nie ma? Co? Zniknęła naglę? Bez słowa? Zmieniła się i od paru dni się inaczej zachowuje?
-Kto to wszystko sprowokował?
-A czy to jest do cholery ważne!? Zabiła mnie prawie, a ty się akurat o to pytasz
-Tak! pytam bo wiem jaka potrafisz być, i proszę cię, nie prowokuj mnie do tego, aby było między nami tak jak kiedyś...Dobrze wiesz że za swoimi dzieciakami murem stanę, ty mnie w ogóle jeszcze kochasz? Czy też to udajesz?..A może byłaś ze mną ze zwykłego pożądania, a nie z miłości?...- spojrzeliśmy po sobie, Feliza zawiesiła na mnie wzrok, jakby zastanawiała się co powiedzieć, albo nie wierzyła w to, co właśnie jej powiedziałem...

Furia

Niby miałam wrócić do stada, ale gnębiło mnie to, co się dzieje z Lalite, zawróciłam w góry, szukając jej i z ziemi, i z góry, weszłam do jednych z jaskiń, było ciemno tak bardzo, że nic nie widziałam, mało co, może tylko lekki zarys skał. Pomyślałam chwilę i...Wystrzeliłam znowu to światło, poleciało wzdłuż korytarza, rozświetlając go całego, dodatkowo kiedy tak leciał...Poczułam tak jakby się od czegoś na chwilę odbiło, i do mnie wróciło, dźwięk...Wiedziałam że coś musiało mu stanąć na drodze, nie było to takie światło jakiego używałam wcześniej, na przykład do rozkruszenia skały, to był bardziej...hmmm "dźwięk"? Nie wiem jak to opisać, ale poszłam zaraz przed siebie, wiedziałamz którego mniej wiecej miejsca wrócił do mnie dźwięk, zatrzymałam się i dokładnie obejrzałam skały, ale tutaj nic, ani nikogo nie było.
-Lalite!- krzyknęłam, jeśli tu jest, to musi mnie usłyszeć...

Lalite

Myślałam co powiedzieć rodzinie, jak to wytłumaczyć, w mojej głowie wszystkie scenariusze kończyły się źle, bądź gorzej niż źle. Nie mogłam wrócić, musiałabym żałować tego co zrobiłam matce. Ale to takie trudne, nie umiałam wykrzesać z siebie już żadnych pozytywnych emocji co do niej. Chciałam wyznać wszystko szczerze, ale wydawało mi się że to nie będzie miało znaczenia, bo jej już nienawidziłam, próbowałam wyprzeć to uczucie, co miało odwrotny skutek, bo tylko przypomniałam sobie jaka dla mnie była i co mi zrobiła, i co chciała zrobić.
- Lalite! - ciszę nagle przerwał głos przyjaciółki, wiedziałam że to światło nie pojawiło się znikąd. Szła już ku mnie, nadal mnie wołając. Zostały mi dwie opcje, zdradzić swoją obecność tutaj, bądź uciec jeszcze dalej... Właściwie co miałabym jej powiedzieć? Jestem zła i to się nigdy nie zmieni, ciągle pakuje się w kłopoty, może nadal chcę wszystkich krzywdzić, tyle że podświadomie... Czasami nie chciałam być wcale demonem, tak byłoby łatwiej.
- Lalite? Jesteś tutaj? - Furia się rozejrzała, nie wiedząc że wcale nie musi, stałam, a właściwie unosiłam się w formie nie widocznego dla oka dymu, tuż przed nią. Nie mogłam zdecydować czego chcę. Wystrzeliła tym samym światłem, niespodziewanie, przez co zobaczyła ten obłok i...
- Lalite... - domyśliła się że to ja. Mogłabym jeszcze uciec... Ale wolałam się ujawnić... W postaci demona, bowiem źle się czułam jako zwykły koń, one z reguły są dobre. Zauważyłam że mocniej krwawię, co było w tej postaci normalne, tylko że brakowało mi tych wszystkich ostrych kościstych wyrostków - kolców, a sama krew, choć powinna być przemieszana z lawą, była czysta... I jak się zorientowałam spływała mi jedynie z oczu. Nigdy tak nie było... Zwłaszcza że autentycznie czułam się słabiej, jakbym naprawdę traciła krew... Także moja grzywa i ogon składała się z mniejszej ilości dymu. Powinnam teraz wrócić do postaci zwykłego konia, zamiast ronić krwawe łzy roniłabym te zwykłe, a to mi nigdy nie szkodziło... Ale za nic nie chciałam, póki czułam się zła, póki czułam że wszystkich oszukałam... Nawet Furie, której zawsze o wszystkim mówiłam.
- Co ci jest? - spytała, położyłam się na ziemi by przestać się chwiać na nogach, odwróciłam od niej głowę.

Feliza

Po tym wszystkim co przeżyłam, musząc ukrywać że jeszcze żyję przed tą psychopatką - własną córką, to do mnie zwrócili się ze wszystkimi pretensjami. To Dol... Lalite mnie do cholery niemal zabiła, a potem czekała aż umrę z głodu, w tych nędznych skalnych wnękach, niektóre śmierdziały rozłożonymi już dawno truchłami. Rozum tam niemal straciłam... A teraz jeszcze to... Mówił mi że go nie kocham, nigdy nie kochałam, skąd miał te wątpliwości? Naprawdę nie widział tego co czuję... 
Był dla mnie całym światem, on i nasz syn... 
Ostatnio słabo to okazywałam...
Andy odebrał moje pytanie nie najlepiej, to zabolało, żałowałam tego, poniosły mnie nerwy i... Chyba czas się do tego przyznać, ogólna panika. Będę żałować do końca świata że w niego zwątpiłam.
Ale skoro Elliot już tak to widział... To chyba nie powinnam się sama przed sobą tłumaczyć. Raniłam także ich... Przecież nie miałam intencji do bycia ich wrogiem, a staczałam się właśnie w tym kierunku... Tak boleśnie musiał mi to uświadomić, dlaczego wcześniej nie mogło to do mnie dotrzeć? Tak uparcie ich obwiniałam, praktycznie o nic, oni po prostu wierzą że Lalite nie jest zła, nie mam ich o co winić, to ich sposób myślenia, nie rozumieją... Właściwie teraz nie liczyło się kto ma co do niej racje....
Ani ja, ani on nie spodziewał się pewnie, że spłynie mi łza po policzku, odruchowo zakryłam się grzywką: - Wiesz że cię kochałam i zawsze będę kochać... To się nigdy nie zmieni - spuściłam wzrok.
- Nie chciałam tego wszystkiego - spojrzałam na niego jak się ogarnęłam, przynajmniej tak myślałam, ale po chwili znów musiałam się zakrywać: - Tak, chciałam zabić Lalite, ale ja tylko się broniłam, na zasadzie albo ona załatwi mnie, albo ja ją... Nie chciałam was przy tym ranić... - wzięłam głęboki oddech, teraz to już chyba bardziej nie mogłam się poniżyć, ale Elliot zasługiwał na te słowa wyjaśnienia, Andy też, żałowałam mimo wszystko że nie ma go tu z nami, mimo mojego załamania, które nigdy nie mogło być dla mnie komfortowe. Chyba dla żadnego demona.
- Ciągle mi się śni jak mnie zabija, ostatnio też Furia, a przy moim ostatnim starciem z córką widziałam Dolly, na parę chwil, zamiast Lalite... - nikt nigdy nie powinien się o tym dowiedzieć, jednak teraz byłam w stanie wyjawić mu dosłownie wszystko, nawet to, po czym pewnie uzna mnie za nienormalną...

Fiero

- A dajcie spokój - odwróciłem się i odleciałem, ku zdziwieniu brata i reszty, zwykle nie strzelałem tak focha i teraz też tak nie było wbrew pozorom. Słyszałem jeszcze jak Jack wyzywa mnie od cykora, to się zdziwi. Odczekałem parę minut, by atak z zaskoczenia się udał i zawróciłem lecąc w nad chmurami, żeby mnie przysłoniły. Ładnie się przez nie przebiłem na miejscu, starałem się teraz działać jak najszybciej i jak najciszej się dało. Zleciałem sporo niżej, by móc dobrze wycelować. I wystrzeliłem kolcami w partnera Ahri. Wymachiwałem ogonem i traciłem kolce, które leciały też wszędzie jak szalony, pikując już w dół, żeby jeszcze przyłożyć rywalowi kopytami i wgryźć mu się w ciało. Strasznie mnie roznosiło...

Jack

- Cykor! - zawołałem za nim.
- Sam jesteś cykor - odpowiedział mi jego brat: - Fiero poszedł w końcu po rozum do głowy, chyba... - zwrócił się do wcale nie brzydkiej klaczy, w sumie to najpiękniejszej ze stada, powinna być moja, ale głupi nie byłem, zacznę bójkę to wywalą mnie ze stada, a i ona do niczego mi się nie przyda jak do ozdoby.
- I bardzo dobrze, lepiej żeby się odczepił - skomentował jej partner. Oczywiście jak chodzi o przystojnego ogiera, nie miałem sobie równych. Stroniłem trochę od tych związków, zbrzydły mi przez Tay zawracającą mi o to głowy. Chciałbym kiedyś coś poczuć do innej klaczy, tak prawdziwie się zakochać, a nie kierować się samym wyglądem. Najlepiej gdyby była silna, ale nie tak jak ja, podziwiała mnie na każdym kroku, ale nie tak przesadnie jak Tay i liczyłbym się dla niej tylko ja, ale żeby jeszcze miała swoją osobowość i była piękna, aby wszyscy mi zazdrościli, ale ona nie znosiłaby innych ogierów, bo to ja byłbym dla niej całym światem. Tylko takie ciapy, jak Fiero i Odyn odbijali innym partnerki. 
- A ty po co tu jeszcze sterczysz? Moglibyście już iść - odezwał się do mnie Ezreal. 
- A co? Nie mogę? - odparłem, miałem prawo stać gdzie chcę. Odyn posłał mi krzywe spojrzenie, ja mu też. Coś ostrego wbiło mi się w zad.
- Ty... - pomyślałem że to on, tylko że to z nieba sypnęły się kolce. Odbiegłem, a i tak jeszcze kilka mi się wbiło i kilka innym koniom, do Odyna też doleciały, ale najwięcej ten głupek Fiero celował w partnera Ahri. Niech tylko wyląduje, a się zemszczę. Skopie mu tyłek z tym Ezrealem i przy okazji zostanę bohaterem, przecież teraz mogę śmiało po bójce powiedzieć że broniłem innych. Aż śmiałem się duchu, mimo bólu, na zewnątrz mały uśmiech mi się wkradł, gdy rzuciłem się na Fiero, który rzucił się na Ezreala...


Odyn

Wbiegłem między nich, rozdzielając brata i Jacka, Jacka od Fiero, a Fiero od Ezreala, który z resztą nieźle mu przywalił, a ten idiota mój brat, nadal się do niego rzucał.
-Ogarnij to dupsko!- krzyknąłem powalając brata na ziemię.
-Puszczaj!- zacząłem się szarpać, naglę przed jego nosem wylądowało kilka sztyletów, wyglądały jak pióra, spojrzeliśmy wszyscy na Ahri, miała nastroszone pióra na ogonie.
-Jeszcze raz, a te sztylety wbiją ci się w pysk- parsknęła, obróciła się i stanęła obok swojego partnera, kładając na nim ogon.
-Jeśli myślałeś gówniarzu, że mi ją odbijesz, to się pomyliłeś, i to bardzo- Fiero parsknął, szarpnął się a ja go puściłem, wstał patrząc na wszystkich wrogo, po czym odleciał.
-Twój brat to idiota- zakpił Jack
-A ty się nie wtrącaj- ostrzegłem, poleciałem za bratem, wszystko może mu strzelić do tego głupiego łba.

Elliot

-I teraz dopiero mi o tym mówisz?- spytałem
-A co? miałam sie tym chwalić? Na lewo i prawo?
-Tak, bo to może być istotne, bo jeśli Dolly nadal istnieje, to manipuluje tobą i wszystkim, to tylko twoje wyobrażenie, Dolly wszystko planuje, karmi się twoją nienawiścią do Lalite i Furii.
-Ale kiedy one na prawdę mogą z nią coś kombinować?
-Feliza, Furia jak ją poznaliśmy, była jeszcze małym źrebakiem, ona na pewno nie ma z tym nic wspólnego, przecież to nic złego że przyjaźni się z Lalite, a Lalite wiesz jaka jest, jest demonem, a jak sama wiesz, demonów się nie prowokuje tak, jak ty to zrobiłaś, Dolly ci mąci w głowie i karze tak myśleć...Lalite mi kiedyś powiedziała że...We śnie przedstawiła jej się Dolly, jako jej siostra, to było jak Lalite była jeszcze mała, przeraziła ją, we śnie chciała zabić kiedy sprzeciwiła się ciebie zabić, Dolly manipuluje tobą, abyś nienawidziła Lalite, żeby tą sprowokować, aby cię zabiła, nie rozumiesz?
-Ale ona nie powinna istnieć, w ogóle...
-Nie powinna...- obejrzałem się na syna, nadal stał, tam gdzie wcześniej...tylko, trawa dookoła niego była wypalona.
-Andy?- spytałem- Andy...?- zbliżyłem się, szturchnąłem go, odwrócił do mnie łeb, jego oczy były czarne a z kącików płynęła krew.
-Widziałem ją
-Kogo?
-Moją siostrzyczkę- uśmiechnął się
-Elliot? Co się dzieje?
-Nie podchodź teraz...Ale jak ją widziałeś? Zabiłeś ją dawno temu
-Wróciła, silniejsza, szuka zemsty, mamuś
-Elliot...- Feliza spojrzała na mnie, wstała wycofując się powoli.
-Co ci powiedziała?
-Że chce zabić mamę, kazała mi to zrobić...- zaśmiał się- Ale ja jestem potężniejszy- jego kopyta zapłonęły momentalnie, z chrap wydobył się dym a jego skóra zaczęła pokrywać się smołą- Chce mi wejść do głowy!- wrzasnął, uderzył się naglę kopytami i z impetem wleciał w głaz, który wystawał z ziemi.
-Andy! Elliot no zrób coś!- przemieniłem się, pobiegłem w stronę syna, uderzał głową o głaz krzycząc "Wychodź (tu przekleństwa)", złapałem go za grzywę i oderwałem od ziemi, szamotaliśmy się długo, z jego oczu płynęła krew. 
Uspokoił się dopiero po kilkunastu minutach...
-Jest u Lalite- wysapał przecierając nogą krew na głowie.

Furia

Położyłam się obok przyjaciółki, coś mi nie grało, czułam dziwną energię unoszącą się w powietrzu. wysłałam w głąb jaskini niebieskie światło, od czegoś się odbiło...Przez chwilę w głowie miałam nawet tego sylwetkę.
-Lalite...Chodźmy stąd
-Nie mam ochoty...Ani sił
-Tutaj ktoś jest, a raczej ktoś- wstałam rozglądając się.
-To...To ona- powiedziała słabo.
-Kto?...Lalite słyszysz mnie?- naglę jej głowa opadła, złapałam ją zanim upadła na ziemię i wrzuciłam na swój grzbiet, po jaskini rozszedł się śmiech, gdyby nie mój słuch, nie wiedziałabym skąd dochodzi...Ruszyłam w stronę wyjścia, dziwnie szybko wybiegłam z tej jaskini...Ale...Obejrzałam się na Lalite, miała szeroko otwarte oczy, wręcz nienaturalnie duze, wyciekała z nich nadal krew, a pysk był dziwnie otwarty i wykrzywiony...Nie chciałam tutaj zostawać, więc wzbiłam się jak najszybiej w powietrze i po chwili byłam już nad stadem, z góry szukałam jej rodziny...

Odyn

Dogoniłem brata, skrył się w gęstwinach lasu, leżał pod powalonym drzewem.
-Fiero co ci odbiło?
-A możesz mnie zostawić?- odwrócił się ode mnie zadem.
-Pomyśl co żeś narobił, i jak się zachowałeś, chciałeś odbić ją jej partnerowi? Oszalałeś? Tego się nie robi, trzeba mieć swój honor.
-Ehhh nie wiem co mnie napadło, może chęć pokazania że jestem silny? Może to przez jej urodę, nie wiem, na prawdę nie wiem...
-Na twoim miejscu poszedłbym ich przeprosić.
-Narazie chcę mieć święty spokój...
-No jak uważasz, ale jak coś to...Wiesz gdzie mnie szukać

Lalite

Jak tylko wyczułam Dolly w sobie, próbującą przedrzeć się do mojej świadomości, uwięziłam ją, jak to robiłam z duchami - ona była inna, nie jestem nawet pewna czy to choć po części duch. Byłam zbyt osłabiona i wiedziałam że nie potrwa to długo, chciałam jedynie móc się na chwilę ocknąć. 
Najgorsze co teraz mogłyśmy zrobić to lecieć do mojej rodziny, zmieniłam się w dym, umykając Furii z grzbietu. Obejrzała się, lecz mnie już tam nie było. Dolly na moment przejęła kontrole, brutalnie się uwalniając. Opadłam gdzieś, powoli wracając do fizycznej postaci.
- Co ty robisz? Przecież chcesz ją zabić... - zaśmiała się Dolly i to przeze mnie: - Boisz się? Weź przestań, o wszystko i tak obwinią tylko mnie, nikt się nie dowie...
- Ale to ty tego chcesz! - krzyknęłam, zamykając oczy i niszcząc część skorupy zastygniętej magmy, na której stałam, znajdowałyśmy się w wulkanie. Pod nami płynęła lawa.
- Połączmy siły i zniszczmy Felize, nie chcesz stać się potężniejsza? Nie walcz ze mną... Jestem po twojej stronie, a matka cię nienawidzi, to dlatego tu jestem, przez jej nienawiść, sama sobie zawdzięcza mój powrót - zaśmiała się w głos, jak z wybitnie dobrego żartu.
- Tak... - poczułam jak moja demoniczna postać przybiera dawny kształt, kościste kolce, znów mi wyrosły, lawa płynęła także w mojej krwi, pod kopytami zaczęłam czuć drżenie wulkanu.
- Każdy demon pragnie być potężny... Ale bez ciebie... - próbowałam ją z siebie przepędzić, wypuściłam wszystkie duchy z siebie, ale nie ją, bo ona nie była duchem. Nie jest zjawą, jest czymś... Innym. Utknęła w mojej głowie, nie w ciele... W mojej podświadomości.
- Zostaw mnie! - ponownie rozwarstwiłam skorupę pod nami, lawa pod spodem prysnęła w moją klatkę piersiową, nie robiąc mi krzywdy. 
- Odrodziłam się w koszmarze Felizy, ubzdurała sobie że ty jesteś mną... - wybuchła śmiechem.
- Przestań!
- A może tak naprawdę jest?
- Tylko mieszasz mi w głowie, nigdy ci nie zaufam, jesteś wrogiem...
- Prawdziwym wrogiem jest Feliza! Nie będę dłużej czekać, jesteś zbyt słaba by mi się oprzeć...
- Nie prawda!
- Właśnie tak...
- Nienawidzę cię!
- Co za ostre słowa... - śmiała się ze mnie, używając do tego mojego ciała.

Feliza

Furia do nas nagle przyleciała. 
- Gdzie Lalite? - spytał od razu Andy.
- Uciekła...
- Musicie tu zostać, nie chce by wam się coś stało - wtrąciłam się w słowo Furii, skądś wiedziałam gdzie były, no jasne, Dolly sama mi to pokazywała, chciała mnie tam zwabić. Odbiegłam nagle.
- Feliza! - Elliot krzyknął za mną. Miałam tego dość, jakoś zgubiłam ich po drodze, zaczekałam też aż Furia poleci dalej, zniknęła mi z oczu, nie ważne i tak pobiegłam. Nie wiedziałam co jest prawdą, równie dobrze mogli ufać bezgranicznie Lalite i stąd o nic jej nie podejrzewają. Dobiegłam do samego wulkanu, dymił się i niewiele brakowało by wybuchnął, zastałam w nim Lalite, raz ona, raz Dolly przez nią przemawiała, wychodziło na to że się kłóciły. To pułapka, nie dam się nabrać.
- Zostaw mojego syna w spokoju! Chcesz mnie... - odezwałam się, teraz najłatwiej dało się mnie zabić, nawet zwykły koń mógłby to zrobić.

Lalite

- Zróbmy to szybko... - zaśmiała się Dolly, patrząc moimi oczami na matkę, pełnymi nienawiści, co do tego byłyśmy zgodne.
- Nie... Ciebie nienawidzę bardziej... - wbiłam nogę w podłoże, tak by w niej utknęła, Dolly już przejmowała kontrole, chciałam ją zatrzymać: - Uciekaj stąd... - wycedziłam do matki.

Feliza

Z tyłu biegł już Elliot z Andy'm, wbiegali na szczyt wulkanu na którym stałam, na dole, w środku była Lalite. Czemu chciała bym uciekła? To nie miało sensu. Ona tylko pragnie mnie zniszczyć...? 
Nagle wybuchła śmiechem, z łatwością wydostała nogę, rozwalając do końca cienką warstwę magmy, odbiła się od niej nim wszystko zalała lawa. Prosto do mnie.
- To koniec kochana mamusiu... - wypowiedziała dwoma głosami, złapała moją głowę w pysk rozwarty jak u węża, jej szyja także stała się dłuższa, zaczęła mi ją odrywać, krzyczałam wniebogłosy.
- Nie! - Andy przyspieszył znacząco, za późno... To były sekundy...
- Lalite, wybacz mi... - wymamrotałam słabo, a jednak gdzieś w głębi duszy ją kochałam, nie nienawidziłam jej tak całkowicie... W tej chwili to pojęłam.

Lalite

Puściłam ją, nadwyrężyłam jej całą szyję, kasłała krwią... Prawie urwała jej głowę... Dolly prawie to osiągnęła, tak nagle zniknęła, w momencie w którym matka przestała mnie nienawidzić. Tata z bratem właśnie dobiegli.
- Przepraszam... Ona... Ona była silniejsza... - z oczu popłynęły mi łzy, bałam się że pomyślą że to ja, a nie Dolly, w końcu widzieli mnie, a nie ją... A mama wciąż mogła umrzeć, dusiła się. 
- Elliot... - wymamrotała: - To koniec...
- Nie... - tak się bałam.

Feliza

Zdążyłam powiedzieć tylko tyle, Dolly tu była, obok mnie, wydostała się z Lalite i najwyraźniej tylko ja ją widziałam, śmiała się w mojej głowie, zadając mi ból. Nagle weszła we mnie, sprawiając że rzuciłam się na córkę, popychając ją prosto do wulkanu... Potem szarpnęłam Elliot'a... Tracąc świadomość tego co wyprawiała ze mną. Usłyszałam jeszcze jak się zaśmiała, a potem tylko ciemność...

Fiero

Ugh, co ja odwaliłem? Jestem debilem. Normalnie... Miało być inaczej, a teraz co, Ahri nie będzie chciała ze mną gadać. Zaprzepaściłem naszą przyjaźń. O ile w ogóle to była przyjaźń, dlaczego to dojrzewanie musi być takie trudne? No na nic innego nie mogłem zwalić tej głupoty. W sumie to chciałem się bardziej popisać, tak myślę. A zrobiłem z siebie pośmiewisko, co za wstyd. Jak mama się o tym dowie...

Minęło trochę czasu, wracałem do jaskini, zastając przed nią kilka innych koni, krzywo na mnie patrzących, nie chciałem ich zranić kolcami, tylko partnera Ahri, poniosło mnie i tyle. Ale myślę że tata na moim miejscu popełniłby gorszą bzdurę.
- Przepraszam - mruknąłem do nich, jakoś nie chcieli tych przeprosin przyjąć: - Nie to nie... - dodałem zdenerwowany, dzisiaj już nie zamierzałem niczego naprawiać, nie byłem w najlepszym humorze, musiałem sobie to jeszcze wszystko przemyśleć, strasznie mi z tym głupio, ale nie chciałem tego po sobie pokazywać czy coś.
- Przywódcy cię wzywają do siebie, czekają w środku - oznajmił zastępca dokądś się spiesząc. Przyleciał też mój brat.
- I co? Przeprosiłeś ich? - spytał Odyn.
- A weź nie mów o tym, jeszcze teraz mam kłopoty...
- Znowu? - wyraźnie się zdziwił.
- Nie, no muszę iść do przywódców, pójdziesz za mnie? Nie skapną się że to nie ja... - mówiłem pół żartem, pół serio, a może Odyn się zgodzi? Co mu szkodziło. Wolałem sam tego nie załatwiać, miałem dzisiaj okropny dzień.

Odyn

-Żartujesz, prawda?
-Nie, i tak wyglądamy tak samo, a ja nie mam ochoty do nich iść
-Fiero nie mogę tego zrobić, zorientują się, może wyglądamy tak samo, ale zachowaniem się różnimy, i nieco głosem, nie można oszukiwać przywódców
-Marudzisz, co? Cykasz się?
-A ty? Boisz się tego co ci powiedzą? Jesteś zwykłym tchórzem, zawsze nim byłeś, radź sobie sam, z resztą, przywódcy właśnie tutaj idą- zauważyłem, i kiedy już podchodzili, odszedłem, nieopodal stała mama z tatą, podszedłem do nich.
-Co on znowu zrobił?...- spytała mama, wyraźnie zła.
-Ubzdurał sobie że odbije jednemu ogierowi klacz, no Jack go trochę podjudził, ten oczywiście musiał pokazać co to nie on, no i w amoku powbijał trochę kolców w konie, zaatakował tego ogiera, no i...Ogólnie szkoda gadać
-I nie mogłem go powstrzymać...
-A co? Nie próbowałem? Sam zacząłem się z nim szarpać w pewnym momencie, ale ten jakby w jakimś amoku był, idiota...
-Niech no on tylko tutaj podejdzie...- parsknęła mama, odkąd dorośliśmy, na prawdę zrobiła się dla nas surowsza, jak byliśmy mali to jeszcze nam pobłażała, ale teraz jesteśmy dorosłymi ogierami, silnymi i sporymi, a mama jako dorosła klacz, i nasza matka ma prawo czasami dać dorosłym idiotom po łbie...Przynajmniej ma kto nas karcić, bo Fiero na pewno się to przyda, tata raczej taki nie jest, on jest ugodowy, zapatrzony w mamę, ale i łagodniejszy dla nas, uważa że powinniśmy się wyszaleć i to normalne że się tak zachowujemy, dorostamy a do tego buzują w nas hormony, no ale mama to jednak mama...Przed nią zawsze mieliśmy respekt, wystarczyło że się na nas spojrzała.

Danny

-Dociera do ciebe co zrobiłeś? A gdyby w stadzie były źrebięta? Nowonarodzone, i dostałyby od ciebie takim kolcem? Zabiłbyś je na miejscu.
-Poraniłeś wiele koni, a do tego wszcząłeś dość niebezpieczną bójkę- zaznaczyła Zima.
-Tak wiem...Nie wiem co mnie opętało- Fiero unikał z nami kontktu wzrokowego, wciąż nerwowo spoglądał w stronę swojej rodziny.
-Dużo koni przyszło do nas ze skargą, uważają że powinniśmy cię usunąć ze stada- powiedziała Zima, Fiero odrazu podniósł łeb, z wyraźnym zdziwieniem i strachem.
-Co?...Ale, nie...Nie możecie, to był ostatni raz, na prawdę, no...Czasami zdarzy sie bójka, ale nigdy już coś takiego, nie użyję swojego ogona jeśli nie będzie takiej potrzeby, nie możecie mnie wyrzucić...Nie możecie...
-Nie wyrzucimy...Ale masz ostrzeżenie, masz jeszcze dwie szansy, przekroczysz trzy, i będziemy musieli albo cię wyrzucić, albo odizolować na pewien czas od stada, wtedy będziesz przeganiany a kontakt z tobą będzie zabroniony, ale to tylko wtedy kiedy zranisz niewinne konie i kogoś bardzo poważnie poranisz.
-Jeju...Dziękuję
-Idź już do rodziny, czekają na ciebie, pamiętaj o naszym ostrzeżeniu
-Dobrze...Przepraszam, na prawdę

Szakra

Syn podszedł do nas, z opuszczoną głową, spojrzał na mnie nieco unosząc wzrok.
-Wyjdźmy...- powiedziałam do niego.
-Mamy pójść z tobą?- zapytał Kier.
-Nie trzeba, porozmawiam z nim sama- wyszłam, syn podążył za mną, odeszliśmy nieco od jaskini.
-Wytłumaczysz mi to?
-Odyn już ci chyba wszystko powiedział...
-Ale ja chętnie usłyszę to od ciebie, co cię napadło? Próbować odbić zajętą klacz? Tego się nie robi.
-Tak wiem...
-Wstyd mi aż za ciebie...
-Ah no tak, bo Odyn to zawsze był ten lepszy, co nie?

Elliot

Poleciały mi łzy, mimowolnie, upadłem przed nią, próbując coś zrobić, cokolwiek, próbowałem ją uzdrowić, dać jej trochę swojej energi, ale to było na nic, słabła...
Naglę podniosła się i rzuciła się na Lalite, po czym na mnie, po ataku zamarła, oczy zrobiły się czarne a z nich ciekła krew...Zmieszana z czarną cieczą...
-To już koniec, tak mi przykro- zaśmiała się, głosem Dolly, cofnąłem się, przemieniłem się, wraz z synem, Lalite leżała z tyłu, przerażona...Naglę przed nami wylądowała Furia, wręcz z hukiem uderzając o skały, rozpostarła skrzydła.
-Zdziwiona? Na mnie to nie działa!- stanęła dęba, Feliza, a raczej Dolly w ciele Felizy, rzuciła się na nią, i zaczęły się szarpać.
-Nie zrób jej nic!- krzyknąłem- Proszę!- już wręcz błagając, ufam tej małej, ale jednak...

Furia

Rzuciłyśmy się na siebie, ona ciągle próbowała używać na mnie swoich mocy, opętać mnie, ale mocno się dziwiła kiedy to nie działało, a wręcz ją to aż bolało, odrzucało ją za każdym razem kiedy próbowała, rozpostarłam pysk i wystrzeliłam w nią plazmą, upadła, kiedy leżała na ziemi, podleciałam stając nad nią, spojrzałam w jej oczy i powoli wyciągałam z niej duszę...duszę Dolly.
-Nie rób jej tego- usłyszałm głos Lalite, ale...Jakiś dziwny, jakby małej klaczki, obejrzałam się za siebie, wyglądała jakoś dziwnie...

Fiero

- Dobrze wiesz że to nie o to chodzi Fiero - odpowiedziała mama, tylko jakoś jej nie wierzyłem.
- Właśnie o to - uparłem się.
- Jesteś zazdrosny o brata, dlatego to zrobiłeś? Co miała z tym wspólnego ta klacz? - nie była zachwycona: - Kocham was po równo, oboje jesteście moimi synami, powinieneś to sam wiedzieć.
- Po prostu chciałem mu coś udowodnić i tyle... W ogóle nikt nie traktuje mnie serio i we mnie nie wierzy - zbulwersowałem się, nagle odlatując, mamie się to nie spodoba, ale miałem już dość.
- Fiero natychmiast tu wracaj! - zawołała za mną, aż się wzdrygnąłem, a najwyżej dostanę karę, najwyżej... Trudno. Teraz wcale nie chciałem z nikim rozmawiać. Zatrzymałem się dopiero w górach, wystrzeliwując kolce w zaśnieżony szczyt. To wystarczyło by spowodować lawinę, nie przejąłbym się tym, na tej wysokości mi nie groziła, gdyby nie zauważył kogoś w dolę, śnieg runął w kierunku tej klaczy, widziałem jedynie jej sylwetkę. Wystartowałem jej na ratunek, kątem oka dostrzegając w oddali mamę, oby nie widziała jak sam narobiłem kłopotów... Do klaczy zdążę dolecieć, ale obawiam się że już nie wylecimy z lawiny, która zwali się prosto na nas... Chociaż ją osłoniłem, tyle zdążyłem nawet nie zobaczyłem kto to, bo śnieg rzeczywiście nas zasypał...

Lalite

Nie wiem co się ze mną działo, cała ta nienawiść do matki wydawała się złudzeniem, wszystko dookoła było jakieś dziwne... Popatrzyłam po sobie, kłęby dymu otulały moje ciało, w połowie tylko demoniczne, nie pochłaniało całkowicie światła, które na mnie padało, tak jak zawsze. Nie widziałam krwi, ani lawy, ani kości, bardziej przypominało moje zwykłe ciało, jednocześnie przebijając jaśniejszymi barwami sierści przez czerń. Wiem że miałam teraz zwykłe oczy, bo wtedy wszystko widziałam nieco jaskrawsze, a jako demon ciemniejsze niż w rzeczywistości, to niewielka różnica i zwykle nawet nie zwracałam na nią uwagi. 
- Nie rób jej tego... - mój głos... Też się zmienił: - To ją zabije... - dodałam słabiej, naprawdę się bałam.
- Dolly przecież ma zginąć... - Furia się zmieszana, i ja sama.
- Mamę... Dolly nie posiada duszy...
- Co? 
- Ona... - wszystko się cofnęło, nie, to ja się cofnęłam, coś odrzuciło mnie do krawędzi, i ten chichot w mojej głowie, jakimś sposobem dostała się do niej, a jednocześnie wyrwała się Furii w ciele mojej matki.
- Pa siostrzyczko... - spojrzała na mnie jej oczami pełnymi rozbawienia i nienawiści, zaczęłam spadać wprost do lawy... Dolly natomiast spróbowała wepchnąć tam Furie, złapała mocno za jej skrzydło, zaciskając na nim zęby. Oczy same mi się zamknęły, czułam jak ktoś przytrzymał mi powieki, wręcz je docisnął, tak że zaczęły mi krwawić. Z Andy'm też coś zaczęło się dziać... Czułam to, dopóki coś nie zerwało mi wisiorka od brata.
- Nie! - przeraziłam się że nie zapanuje nad złem we mnie. Dolly pokazywała mi jak zabijam całą swoją rodzinę i Furie, w tle psychopatycznego śmiechu... Jeśli zaakceptuje te obrazy, nie mogę... Jeśli się z tym pogodzę skończy mnie nimi dręczyć, ale wtedy naprawdę się to stanie... Musiałam chwycić się tego cierpienia, trwać w nim, niż w egoistycznej chęci pragnienia ulgi i potęgi, jaką mogłabym sobie zapewnić posiadając więcej mocy. Jednak to sprawiało że słabłam... To nie takie proste... Muszę... Nie mogę się poddać, nie chcę być demonem, chcę czuć to ciepło, kiedy przebywałam z najbliższymi, szczęście i przywiązanie... Nie nienawiść, a te wszystkie dobre emocje... Nie chcę być demonem...
- Musisz to zaakceptować Lalite, swoją złą stronę... - te straszne wizje przerwał głos brata, jakby z bardzo daleka.
- Andy... - chyba straciłam przytomność, otaczała mnie zupełna ciemność, pomimo w końcu otwartych oczu: - Pomóż mi...
Głos brata zagłuszyła Dolly, blokując mu kontakt ze mną: - Feliza już nie żyję, matkę masz z głowy, wystarczy dobić resztę... - zaśmiała się.
- Zostaw mnie!
- Nigdy! Chcę byś to czuła, jak rodzina powoli cię znienawidzi... Jak zechcą cię zgładzić tak jak mnie! Wszyscy nawzajem się znienawidzicie! - wpadła w triumfalny śmiech...

Furia

Odrzuciłam Felize od siebie, ta cała Dolly myślała że mierzy się z kimś słabym, chyba się mocno pomyliła. Widząc jak przyjaciółka spada, poleciałam po nią, i po chwili była już na ziemi, jednak...Zachowywała się dziwnie, teraz opętało i ją?..
-Zabrała mi Felize...Moją Felize...- wymamrotał Elliot, obok niego stał Andy, wpatrywał się w to wszystko, po czym jego wzrok powędrował na ziemię, widziałam jak jego ciało drży, gwałtownie wypuszczał powietrze z chrap, jego kopyta zaczęły coraz bardziej płonąć, skóra pozbawiała się sierści, pysk się powoli wydłużał, robił się kościsty a w mejscu zębów wyrosły kły, ogona nie było, grzywy także, po jego ciele rozchodził się ogień, pokrywał jego ciało a przy tym dymił się, pozbawiony był oczu, jedne co posiadał to głębokie oczodoły, spojrzałam po chwili na jego ojca, on także się zmieniał, zastanawiałam się czy sie wycofać, zaczynało robić sie niebezpiecznie a nie wiem czy jestem tutaj potrzebna, może podlecę do góry i zobaczę jak to się wszystko potoczy...

Andy

Ogarniała mnie wściekłość, słyszałem jej głos w głowie, próbował mnie buntować..."Już raz się ciebie pozbyłem! Teraz rozszarpię twoją duszę!" Krzyknąłem w głowie do niej, buchnąłem płomieniami.
-Lalite walcz z nią- podszedłem do boku Dolly...W ciele mojej matki, ojciec zrobił to samo z drugiej strony.
-Myślicie że mnie pokonacie...- zaśmiała się- pozabijam wasze nędzne duszę...Wraz z Lalite, prawda Lalite?
-Nic...Dla...Ciebie nie zrobię!- upadła trzymając się za głowę.
-Czego ty do cholery jeszcze oczekujesz?!
-Zemsty, na was wszystkich! Zabiliście mnie, znienawidziliście!
-Jesteś tchórzem! Chowasz się w ciele mojej matki...Chcesz walczyć? Wyjdź i pokaż się, podobno jesteś takim silnym demonem.
-Wiem co kombinujesz- zaśmiała się- myślisz że jestem taka głupia?
-Wiem że jesteś tchórzem a twoja prawdziwa postać jest słaba, nadal jesteś źrebaczkiem z rozwalonym łbem? 
-Pilnuj się- parsknęła
-Czuły punkt? Co?
-Ty chociaż miałeś to szczęście...
-Mów dalej...- próbowałem ją sprowokować, a wiedziałem w jaki punkt uderzyć żeby tak było.
-Nawet nie wiesz ile mnie to kosztowało! Tyle razy manipulowałam tymi dwiema idiotkami- zaśmiała się- A wy wszyscy jesteście tacy ślepi...Lalite jest częścia mnie! To dzięki mnie ma tą wrodzoną chęć mordowania wszystkich, i ta nienawiść do matki, ale wy wszyscy musieliście to popsuć! Zbudować u niej litość i dobro...Ale ja to naprawię- spojrzała się na moją siostrę, z uśmieszkiem na pysku.

Szakra

Zgubiłam po drodze syna, więc postanowiłam wrócić, po Kiera i Odyna, może razem się przejdziemy w te góry.
Zawróciłam się po nich, powoli się ściemniało więc wybraliśmy nieco inną drogę do gór. Doszliśmy na miejsce, a to co zastałam mnie zaniepokoiło, niedawno zeszła lawina...A tutaj przecież leciał mój syn...

Jana

Kiedy spadł w moją stronę śnieg, to zamarłam, pierwszy raz w życiu coś takiego widziałam...Przed tym jak uderzył we mnie śnieg, ktoś osłonił mnie swoim ciałem i razem poturlaliśmy się w dół, później poczułam jak śnieg nas przykrywa...
Otworzyłam oczy, dostawało się do mnie słońce...A więc nie zasypało mnie? Przetarłam oczy i spojrzałam w górę, zobaczyłam nad sobą kogoś, odkopywał śnieg.
-Kim jesteś?- zapytałam, zdziwił się i spojrzał na mnie, przerywając to, co robił.
-Fiero, a ty?
-Jana...Co sie stało?
-Zeszła lawina, no i wiesz...Zobaczyłem że ktoś jest na dole więc postanowiłem działać, dobrze się czujesz?
-Tak, dziękuję- podniosłam się, śniegu było na mnie już na tyle mało, że mogłam go z łatwością z siebie zrzucić, otrzepałam się ze śniegu, w końcu mogłam zobaczył w pełni kto mnie ocalił.
-Jesteś stąd?- zapytałam.
-Tak? A ty? jesteś tu raczej obca...
-Wiesz, byłam już w tym stadzie tutaj, u przywódców, i pozwolili mi u was zostać, a chciałam pozwiedzać okolice, a że zobaczyłam że macie tak piękne góry...To musiałam tutaj przyjść.
-A więc już co nieco pewnie zobaczyłaś?
-Powiedzmy, wiesz...Nic mi szczególnego nie jest, będę już wracać.
-Ale czekaj, pamiętasz jak iść? Byłaś już i widziałaś naszą jaskinię?
-Nie...Ale poradzę sobie.
-Wiesz, sam też będę wracał to możemy wrócić razem.
-No...Dobrze, odprowadzisz mnie, i tylko tyle.
-Jasne, no a co niby jeszcze?
-Eeee nic, już nic- zmieszałam się, niech mu już będzie, pójdę za nim, z resztą fakt, nie znam drogi powrotnej do ich jaskini.

Fiero

- Tylko nie schrzań tego teraz - szepnąłem sam do siebie ruszając przodem. Teraz musiało wyjść i to na sto procent.
- Co mówiłeś? - spytała Jana, musiała usłyszeć.
- A nic... - mruknąłem z lekka niewyraźnie przez te nerwy. Aktualnie szliśmy już obok siebie, trzymając jakiś tam mały dystansik. 
Chciałem pokazać bratu że jednak na coś mnie stać, jak się postaram to potrafię zdobyć klacz dla siebie. Nieźle zacząłem tą naszą znajomość, ratując ją z opresji, co prawda sam ją spowodowałem, ale mniejsza, to niefortunny wypadek, śnieg i tak by spadł, szybciej czy później. Jana na szczęście nie wiedziała że to przez moje kolce. 
- I jak? Podoba ci się w stadzie? - koniec tego milczenia, jeszcze pomyśli że jestem jakiś nieśmiały.
- Jestem tu nowa, więc jeszcze nie miałam okazji dobrze go poznać - odpowiedziała.
- Jest fantastycznie, zazwyczaj, tylko niektórzy to się nie nadają do życia w stadzie, taki Jack na przykład.
- Dlaczego?
- Nie chciałabyś się z nim zadawać, jest zapatrzony w siebie i zwala na nas problemy, najbardziej za źrebaka, teraz się cyka, bo mogą go wywalić - całkiem dobrze mi szło, nie miałem co się spieszyć, wyciągnąłem w końcu parę wniosków po znajomości z Ahri, to totalna porażka, teraz będzie lepiej.
- Tak w ogóle... Masz kogoś? - spytałem.
- Nie i w najbliższym czasie nie zamierzam.
- To zupełnie tak jak ja, nie ma co się spieszyć - uśmiechnąłem się do niej. To trudniejsze niż wydawało mi się na pierwszy rzut oka. Powoli, małymi kroczkami, najpierw znajomość, przyjaźń, potem będę z nią chodził. Tylko ile to potrwa? Jestem okropnie niecierpliwy, a Odyn tylko czeka by mi dokuczyć, w tajemnicy też tego nie utrzymam, chociaż... Zwykle nie mieliśmy przed sobą sekretów, lecz musi być ten pierwszy raz, jak już będzie moja to mu się pochwale, aż szczęka mu opadnie...

Lalite

- Nieprawda! Nie. Ciągle kłamiesz! - krzyknęłam, nawet jeśli to prawda ja nie chciałam w to wierzyć, nie jestem nią! Wstałam z trudem, otwierając na siłę oczy, ból się nie liczył, bo wciąż ta niewidzialna siła usiłowała utrzymać moje powieki, te wszystkie jej obrazy jakie mi pokazywała także. Wypuściłam mnóstwo dymu z chrap, czując jak nagła wściekłość dodaje mi więcej energii. Jak wszystkie negatywne emocje, które nakierowałam przeciwko Dolly, sprawiały że rosłam w siłę.
- Nigdy. Nie. Będę. Po. Twojej. Stronie! - wydobyłam z siebie powoli i dobitnie, by zrozumiała raz na zawsze. Nigdy nie była mi nawet siostrą, tylko największym wrogiem. Zmieniłam się w dym, wnikając w ciało matki, liczyło się tylko to by wyrwać z niego Dolly, zniszczyć i rozszarpać.
- Lalite nie! - usłyszałam jeszcze głos brata, zdawałam sobie sprawę co robię. Czym dłużej tkwiłam w jej ciele tym więcej odbierałam jej sił, resztkę sił, ale w przeciwieństwie do brata i taty nie zważałam już na to. Mama i tak umierała, czułam jak dzielą ją od tego sekundy, przeze mnie, skróciłam znacznie jej ten czas... Dolly śmiała się jak opętana.
- Lalite, wracaj natychmiast! - tym razem krzyknął tata.
- Chyba się przeliczyłaś... Cieszę się że jednak postanowiłaś dobić matkę... - Dolly przerwała szaleńczy chichot by to powiedzieć, potem już się nie powstrzymując.
- Postanowiłam dobić ciebie... - znalazłam się w mroku, widząc Dolly jako pasożyta na duchu matki, kompletnie przejęła nad nią kontrolę, wnikając tak głęboko... Chyba na zawsze ją straciliśmy... Zdziwiła się gdy podjęłam kolejny krok, by je od siebie oderwać, a jednocześnie zaśmiała, w ten sposób rozszarpie dusze mamy, ale zniszczę Dolly, nic już po niej nie zostanie...

Feliza 

Tkwiłam jakby w zawieszeniu, nic do mnie nie docierało, oprócz niespokojnych myśli, gdzie jestem, co się dzieje, umarłam czy jednak żyje. Ta ogromna tortura zdawała się trwać w nieskończoność, żaden z moich zmysłów nie był aktywny, nie miałam żadnej kontroli, to gorsze od poprzedniego stanu, bo w tym nie czułam nawet własnego istnienia. Doprowadzało mnie to do szału, gwałtownych frustracji, ale nic to nie zmieniało, nadal nie mogłam nic zrobić. 
Wtem poczułam monumentalny ból, coś zaczęło mnie rozszarpywać, podjęłam się walki o przetrwanie... Spróbowałam pochłonąć tą siłę, niczym wcześniej inne duchy, jednak blokowała się na to... Nie zamierzałam przestać istnieć, przebyłam przez tyle pokoleń, wcieleń, wydarzeń... By wreszcie odnaleźć własne szczęście, a teraz to miałby być koniec? Zresztą nie zdążyłam się nawet pożegnać porządnie z rodziną... 

Lalite

Matka zaczęła razem z Dolly stawiać mi opór, jakby nie wiedziała o niej... Mogłam brnąć w to dalej, albo wyjść już z jej ciała, o dziwo jeszcze nie było za późno, kiedy jej duch się uaktywnił, zyskała więcej czasu... Może mogłaby ze mną współpracować, pozbyć się Dolly.
- Andy... Pomóż mi, musisz uświadomić mamę o Dolly... - spróbowałam się skontaktować z bratem, podczas ataku, straciłam pojęcie o tym co działo się poza ciałem matki... Ni stąd ni zowąd poczułam jak coś mnie oplata, Dolly zachichotała. To ona...
- Chodź siostrzyczko, wszystkie się złączymy - powiedziała w mojej głowie pełna satysfakcji. Przeraziłam się, zaciskała na mnie swoje macki, a każdy mój atak, ranił też mnie, osłabiał. Wpadłam w zupełną panikę, nie dobijał się do mnie głos brata, choć wiem że coś chciał mi przekazać, Dolly przechwytywała każdą taką wiadomość.
- Całkiem cenne wskazówki ma ten nasz braciszek - wybuchła śmiechem: - Ale ty ich nie usłyszysz...
- Przestań!
- Teraz obie będziecie mną! 
Zmieniłam w panice swoją formę na fizyczną, rozrywając w ten sposób już jako demon doszczętnie ciało matki, wręcz wybuchło, wszędzie prysła krew i flaki, i skrawki ciała, roztrzaskane kości, a ja leżałam pomiędzy tym, umazana w tej całej krwi i innych płynach. W szoku, wróciłam aż do zwykłej postaci, trzęsłam się, po prostu się trzęsłam, ledwo mogąc oddychać, nie wyobrażałam sobie by jakiekolwiek słowo miało przejść przez moje gardło, źrenice zwęziły mi się do granic możliwości, skuliłam się w sobie... Jakoś nie obchodziło mnie teraz co ze mną zrobią... Wyszło na to że jednak zdradziłam... Wokół panowała martwa cisza i gdyby nie oddechy taty i brata to nie wiedziałabym nawet że tu są... Właściwie zasłużyłam sobie na każdą karę, nie będę się broniła, nie będę się tłumaczyła, bo to wyłącznie moja wina... Zaślepiła mnie nienawiść do Dolly... 

Elliot

Zamarłem...Już dawno byłem w swojej postaci, drżały mi nogi, całe ciało, powstrzymywałem się żeby nie wybuchnąć płaczem, nie zacząć się wydzierać...
-Tato...- Lalite spojrzała w moją stronę, zerknąłem na nią, przez to co przeżywałem w środku...Brakowało mi tchu, jakby gardło mi się same zaciskało, parsknąłem wściekły, w chęci odreagowania...Uderzyłem córkę z całej siły, aż się przekręciła na drugą stronę...A tym samym rozdarłem jej skórę na pysku, zaraz przy chrapach...
-To przez Dolly...Nie chciałam- wyłkała, sam się rozpłakałem.
-Tato...- obejrzałem się, chcąc się dowiedzieć co syn ode mnie chce, i kolejne co mnie aż przeraziło..Tak, przeraziło, i to mnie...Kawałki ciała Felizy, zaczęły się zlepiać, tworząc dziwną masę, nie przypominającej niczego.
-Co do cholery?...- "masa" która powstała z jej szczątków...Maścią przypominała siebie ale i...To cholerstwo Dolly, nie miała pyska, był sklejony, oczy były różne, krzywo osadzone, uszy...Po nich były tylko dziury, chrapa była jedna, bez grzywy i ogona, skóra posklejana i rozchodząca się w niektórzych miejscach, jakby się miała rozerwać, odsłaniając mięśnie a w środku nicość, nie leciała krew, nogi były nienaturalnie krzywe, spojrzała na nas i...Uciekła, przewracając się, wydając przy tym okropny odgłos łamanych kości...Nie pobiegłem za nią, nie wiedziałem co myśleć, to nie było ona, to Dolly, zniszczę to ścierwo choćbym miał zniszczyć wszystko co dookoła...

Andy

Znowu te same głosy, te same co kiedyś, za źrebaka, odbijały się jak echo w mojej głowie, w pewnym momencie złapał mnie taki ból że zakryłem głowę nogami, uginając się, otworzyłem wcześniej mocno zamknięte oczy, zobaczyłem plamki krwi, popatrzyłem po sobie, nie przemianiałem się przecież...Przed chwilą byłem w normalnej postaci, spalone skrzydła opadały na grzbiet. Zacząłem ciężko oddychać, czułem jakby ktoś mi ściskał płuca od środka, wykasłałem krew, znowu te głosy, znów ten sam obraz, gdzie wszystko jest spalone, zobaczyłem siebie, kroczącego jako źrebię, przypominam sobie, to właśnie widziałem...Z perspektywy źrebięcia, poszedłem za sobą, a wiec to wtedy...Byłem sam sobą? Miałem wizję przyszłości? A może...To nie jest logiczne przecież. Odwróciłem się za siebie, słysząc czyjeś kroki, stała za mną Dolly, dorosła, a dalej kroczył jej młodszy odpowiednik.
-Witaj braciszku- uśmiechnęła się.
-Nie nazywaj mnie tak- zacisnąłem zęby, głowa nawet tutaj mnie bolała.
-Naruszam twoją dumę? Bracie? Teraz już jest to wszystko dla ciebie logiczne, wtedy na źrebaka, wcale mnie nie zabiłeś, chciałam żebyś tak myślał, żebyście wszyscy tak myśleli, aby wrócić w odpowiednim momencie i się zemścić- wybuchła śmiechem.
-Może wtedy cię nie zabiłem, ale teraz to zrobię!- chciałem się rzucić w jej stronę, ale coś mnie zblokowało, spętały mnie łańcuchy.
-Wiem o tym, i jak dobrze że nie wiesz jeszcze do czego możesz być zdolny, jak ty mało o sobie jeszcze wiesz braciszku, taka wielka szkoda że teraz nie możesz nic zrobić- naglę zmieniła postać, na moją mamę, miała nawet jej głos.
-Syneczku? Pomóż mi, błagam...- po czym po chwili obok mnie stała już Lalite, z krwawymi oczami, błagającymi, zamknąłem mocno oczy, próbując być głuchy na wszystko, ale gdy je otworzyłem, przed sobą zobaczyłem klacz...Piękną klacz, uśmiechała się do mnie.
-Zauroczony, co?- obok mnie przeszła Dolly, zmierzyłem ją wzrokiem.
-To wszystko jest twoją sprawką, fikcją, tego nie ma...
-Ale może być prawdą- klacz zbliżyła się do mnie, opierałem się jej urodzie, jej wdziękowi...Chyba mi coś do łba strzeliło! Odwróciłem od niej głowę, ale coś mi ją znowu skierowało w jej stronę, patrzyła mi w oczy, zobaczyłem w niej...Przerażoną, błagającą o pomoc duszę, zmuszaną do tego wszystkiego, nawet na ciele drżała.
-Myślisz że to będzie kazirodztwo jeśli się pod nią podszyję?- spytała naglę, zamarłem, zacząłem się szarpać, próbując wyrwać się z łańcuchów, ona już w nią wchodziła, a ja...Traciłem powoli zdolność racjonalngo myślenia.

Elliot

Andy zapłonął, po czym upadł, sapiąc i ledwo łapiąc powietrze, naglę podniósł się i wykrzyknął nie swoim głosem "Nie!", wzbił się w powietrze i poleciał tam gdzie pobiegł twór z Felizy...
-Idziemy, szybko!
-Tato...To zły pomysł
-Idziemy! Już!- nie czekałem aż córka się podniesie, pobiegłem za nim, nie mogę stracić i jego...Nie mogę...

Odyn

Szukanie tego idioty, mojego brata, nie trwało zbyt długo, natknęliśmy się na niego jak wracał z gór...Z jakąś klaczą? Ona chyba głucha i ślepa jest w takim bądź razie, albo z litości z nim idzie.
-Fiu fiu, no braciszku, w końcu sobie klacz znalazłeś?- zaśmiałem się głośno.
-Odyn- mama szturchnęła mnie dosyć mocno.
-Zwariowałeś do reszty?!- mama podeszła do niego i uderzyła Fiero skrzydłem w łeb.
-Mamo...- schylił łeb, wzrokiem pokazując na tą klacz.
-Gówniarzem jeszcze jesteś, więc wymagam szacunku i myślenia Fiero- po tym mama po prostu odeszła, i wraz z tatą zawrócili do stada.
-A ty nie mogłeś ich zatrzymać, tak?- spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Ja? Śmieszny jesteś chyba, koleżankę może przedstaw bratu.
-Jestem Jana- przedstawiła się pierwsza.
-A ja Odyn, miło mi- uśmiechnąłem się do niej szarmancko, no, to pora powkurzać mojego brata jak już sobie upatrzył klacz, odbijać mi jej nie będę, byłoby to zbyt wredne, chociaaaaż, jak tak na nią patrzę to myśli same się uruchamiają.

Jana

Trochę mnie zdziwiło zachowanie jego matki, no ale u mnie w stadzie wcale nie było lepiej, nawet gorzej czasami, obce klacze potrafiły młodziaki nieźle poturbować za nieposłuszeństwo, a własna matka po tym potrafiła poprawić, ja jedyna byłam na tyle silna fizycznie i psychicznie jako młodziak, żeby się postawić i oddać, dlatego wolałam odejść od stada, nim narobiłam więcej problemów. Szłam teraz pomiędzy braćmi, co chwilę spoglądali na siebie, jakby tak się porozumiewali, co cóż, w końcu to bliźniaki.

Andy

Wleciałem do jaskini w górach, od tej najbardziej stromej strony, najwięcej tu było ciał zwierząt i szczątków...Poszedłem nieco dalej, znowu głosy...Pojawił się przede mną obraz, pustka, spalona ziemia, lasy, wszystko w ruinach, ja w centrum tego, głosy przemawiające w mojej głowie, patrzyłem na swoje kopyta i po sobie, płonąłem...Żywym ogniem i tym niebieskim, połowicznie, głosy w mojej głowie wydawały się ze sobą walczyć, jakby dobro i zło rywalizowało które jest potężniejsze i ma wyjśc z mojego ciała, podniosłem się, zacząłem iść, przed siebie, nie wiem gdzie, w jakim kierunku, zacząłem nucić pod nosem, po czym w słowach postanowiłem wyrazić co czuję...

Piosenka (Polecam zapoznać się z jej tekstem)

Uderzyłem w ziemię, w ściekłości, była tak sucha, że aż pękała, znowu głosy, powaliły mnie na ziemię, i przyszła ona...Znowu, wiedziałem że kryje się za tym Dolly.
-Nigdy z żadną nie byłeś? Prawda?- podeszła do mnie, mówiąc cichu, obeszła dookoła, dotykając swoimi chrapami mojego rozpalonego grzbietu, przeszły mnie ciarki...Przyjemnie ciarki, zamknąłem oczy, po czym straciłem kompletnie świadomość i panowanie nad swoim ciałem, dopiero po jakimś czasie, otworzyłem oczy, zobaczyłem ją...Odrzuciłem od siebie, po prostu uderzając jak popadnie, chwyciłem pyskiem jej gardło...I po prostu przegryzłem będąc w połowie przemieniony. Naglę znowu pojawiła się jaskinia, spojrzałem pod swoje kopyta, pod nimi leżała zmasakrowana klacz, ta sama, miała otworzone oczy i patrzyła na mni, jeszcze żyła, o dziwo, mrugała oczami...Stanąłem dęba, łeb mnie rozbolał, uderzyłem o ściany, czułem że coś się dzieje z moim ciałem, nie chciałem nawet wiedzieć co, pobiegłem w głąb jaskini.

Elliot

Użyłem mocy by rozwalić skalną ścianę, i dostać się od drugiej strony do jaskini, gdy tylko pojawiło się wejście, uderzył w nas odór zgnilizny i spalinizny, wszedłem pierwszy, córka podążała za mną.
-Trzymaj się blisko mnie, coś czuję że zaraz nie będzie za fajnie...

Furia

Postanowiłam wrócić do stada, zanim cała akcja tam się rozkręciła, później słyszałam tylko krzyki ojca Lalite i jej brata...Nawet nie chcę wiedzieć co się tam wydarzyło, najlepiej abym nie brała w tym udziału, i tak będę tylko przeszkadzać...
Wylądowałam w stadzie, po drodze oczywiście musiałam spotkać Jack'a, no no jakby inaczej.
-A ty co? Znowu sam?- zapytałam ironicznie.
-A co cię to obchodzi?...- przeszedł obok mierząc mnie wzrokiem, jakoś mnie to nie ruszyło, fajnie jakby gdzieś był teraz Odyn i Fiero...Zatęskniłam trochę za tymi głupkami, poszłam gdzieś bardziej na bok stada, akurat oni szli, a u ich boku jakaś klacz, nie wiem czemu ale...Poczułam dziwną zazdrość w sobie, chciałam czuć się ładniejsza i lepsza, mimo wszystko, ale co mi tam, idę do nich.
-Cześć chłopaki- wyszłam im na powitanie.
-O cześć Furia- Odyn pierwszy podszedł, nawet skłoniłam się aby go przytulić, dobra nie będę ściemniała, odkąd dorośli to mi się nieco spodobali, do Odyn mi bardzo imponuje charakterem i tym swoim spojrzeniem, którym raczył mnie nie raz poczęstować.
-A ty się nie przywitasz z przyjaciółką?- zapytał Odyn.
-A może przedstawicie mi koleżankę, ty chyba nowa w stadzie?
-Jestem Jana, nooo tak, dołączyłam niedawno, a Fiero po prostu spotkałam po drodze, że tak powiem ocalił mi życie o ile to nie przesadzone stwierdzenie.
-No proszę, jak zwykle odważny- powiedziałam pół żartem, a pół serio, trochę flirtu jeszcze nikomu nie zaszkodziło w końcu.

Lalite

Rana między moimi chrapami zapiekła, kiedy pył z rozpadłej ściany dostał się do niej. Nie starałam się specjalnie go pozbyć, mogłam właściwie zasklepić to dość głębokie draśnięcie w parę sekund, nawet jeśli zadał je tata, ale chciałam by została mi po niej blizna, żebym nigdy nie zapomniała... Co narobiłam... To co się teraz działo, co za kilka sekund prawdopodobnie tam zastaniemy, to moja wina... 
Ruszyłam za tatą, niezbyt pewna czy powinnam tu w ogóle być, a co jeśli...
- Trzymaj się blisko mnie, coś czuje że zaraz nie będzie za fajnie... - powiedział. Bez słowa wykonałam jego polecenie, w krok w krok podążając za nim. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyliśmy konającą klacz, zupełnie obcą, wyglądało to na robotę mojego brata... Wokół nas panowała ciemność, dziwna ciemność, bo jako demony normalnie widzielibyśmy w niej, ale nie tej... Dobiegało do nas walenie o ścianę.
- Andy...? - tata wszedł bardziej w głąb jaskini, sama się cofnęłam dostrzegając sylwetkę brata w jej mroku, jego kopyta płonęły, na jego pysku odmalowywało się cierpienie, bałam się, bałam się zbliżyć do niego, bo jeśli mam w sobie tą cząstkę Dolly? Nie chcę go skrzywdzić, ani pogorszyć tego co się z nim dzieje... A może to tylko złudzenie? I ja... Ja tak naprawdę robię wszystko co ona chce... Nie... Ale zabiłam matkę, jak ona chciała... Odwróciłam wzrok, błądząc nim po ścianie, wydawało mi się że coś tam jest... Coś kapało jednostajnie na ziemie.
- Idźcie stąd! Już! - ostrzegł Andy.
- Już!!! - wrzasnął, a błękitny ogień rozświetlił całą jaskinie i pozostałe zwłoki... I to coś... Ten twór ze szczątków matki, stałam obok, dokładnie dwa kroki od tego, zrobiło mi się niedobrze, zarówno w żołądku jak i w sercu, a jednocześnie wpadłam w kompletną blokadę, nie potrafiąc od tej kupy flaków odwrócić wzroku z tych wyłupiastych gałek ocznych... Bo to moja wina i nie potrafię tego naprawić, boję się próbować...
Rozbrzmiał śmiech Dolly, ale to coś nie mogło wydać dźwięku, to dobiegało jakby ze wszystkich stron. Jaskinia zawaliła się częściowo, zostałam oddzielona od reszty rodziny.
- Mamo... - szepnęłam jakby nieobecna. Może... Może mama miała racje i od razu powinni mnie zabić, co jeśli jestem zła do szpiku kości i ta natura jest silniejsza ode mnie? Ja... Naprawdę ją zabiłam, a teraz jest... Jeszcze gorzej...
- Chciałaś powiedzieć siostrzyczko - szepnęła mi Dolly do ucha, widziałam ją kontem oka, nie wiem jakim cudem, to pewnie złudzenie, spojrzałam na nią, powoli odwracając głowę, kapanie nie ustawało, do moich chrap dotarł też zapach krwi.
- Lepiej bym tego nie wymyśliła, brawo, jestem z ciebie dumna siostrzyczko... Twojej znienawidzonej matki już nie ma, pora na resztę...
- Nie... - wydusiłam tylko tyle, mimo otwarcia pyska, szybko go zamknęłam, zdecydowałam się milczeć, wszystko co ona powie to prowokacja, najlepiej jak nie zrobię nic... Po prostu nic... To wydawało się najbezpieczniejszą opcją, tata z Andy'm próbowali się przebić, źle się czułam że im w tym nie pomagam, ale mogłabym pogorszyć... "Nie chcę już dłużej być demonem, nie chcę być zła..." powtarzałam sobie w myślach, tłumiąc jakąkolwiek chęć przemiany w demona.
- Ojej, jaka potulna... Doskonale - zachichotała, obróciłam się momentalnie, słysząc krzyk tamtej klaczy, stało nad nią to nowe ciało, które normalnie nie powinno żyć. Dolly wyciągnęła z niej duszę... Duszę źrebaka, z wnętrza tej masy koniopodobnej dochodził odgłos rozrywanej tkanki, otworzyła brzuch, mnóstwo śluzu wylało się ze środka, coś tam przyrastało do ściany tego tworu, tam umieściła tego ducha, wszystko na powrót sklejając. "Ciało" wyraźnie pulsowało, jakby coś we wnętrzu próbowało się z niego uwolnić. Ona... Muszę to zabić... Nie, nie mogę... A jeśli... 
Uciekła, kilka sekund przed tym nim Andy przebił się przez gruzy.
- Dlaczego jej nie zatrzymałaś?!
- Ja... - cofnęłam się. Obaj mnie minęli. Kapanie nie ustawało, zorientowałam się że to krwawe łzy wydostające się z moich oczu... Tylko jak? Trwałam w zwykłej postaci, to nie powinno mieć miejsca... 
Wybiegłam, docierając do rozwidlenia dróg w czterech kierunkach. Te trzy są fałszywe, wcześniej ich tu nie było, to sztuczka Dolly... Bałam się skorzystać z przemiany, tylko w zwykłej postaci to zło tak na mnie nie oddziaływało i kiedy miałam wisiorek od brata... Wybrałam drugą ścieżkę, w nadziei że dogonię brata i tatę... Wtem kopyta ugrzęzły mi w błocie, w krótkim czasie okazało się bagnem... Przemieniłam się w demona, wydostając się z tego i jak tylko zawróciłam wróciłam do zwyczajnej formy. Droga wyglądała jeszcze inaczej... 

Fiero

Furia przyleciała i nagle całe te moje plany stały się zwyczajnie nie ważne. Przecież to Furia jest obiektem moich westchnień, na innych klaczach tylko ćwiczyłem jakim to sposobem mógłbym podbić jej serce, tak przynajmniej to sobie tłumaczyłem, w końcu to całkiem logiczne, nie? Choć sfera uczuciowa stała się jakaś mocniej skomplikowana od kiedy dorośliśmy, to wciąż szalałem na punkcie Furii. Patrzyłem z zazdrością, jak przywitała się z Odynem. 
Postanowiłem dla odmiany zagrać niedostępnego, ot co, będzie zazdrosna o Jane, to od razu... 
Po pochwale Furii wyraźny uśmiech pojawił się na moim pysku, nie brałem pod uwagę że nie traktowała tego do końca serio, stanąłem dumnie unosząc przednią nogę i zadzierając głowę, wraz z rozpostartymi skrzydłami.
- Nie mogłem pozwolić by coś się stało Janie, w końcu nikogo bym nie zostawił w potrzebie - wygłosiłem przemowę, Furia zaśmiała się lekko, brat zrobił to nieco głośniej, na co zmierzyliśmy się wzrokiem, przecież ocaliłem komuś życie, to spory wyczyn.
- Jack'a też byś ocalił? - spytał rozbawiony Odyn.
- Oczywiście że... A kto by chciał go ratować? - oburzyłem się.
- Dajcie spokój, już po wszystkim - wtrąciła Jana.
- A Furia... - chciałem się przed nią popisać. Przecież miałem udawać niedostępnego...
- Tak? - spytała. 
- To... To była ogromna lawina, cudem nic nam się nie stało - spojrzałem na Jane, ustawiając się bliżej niej, by wzbudzić zazdrość u Furii.
- No nie wiem, czy nie przesadzasz? - dodała Jana.
Zapadła między nami cisza, Furia zamrugała do Odyna, a ten się uśmiechnął, niby to żarty, a ja wiedziałem że flirtują.
- Zróbmy im kawał... - szepnąłem ukradkiem do Jany.
- Jaki?
- Udawajmy przed nimi zakochanych, ale tak solidnie zakochanych - oby to nie okazał się kolejny z moich głupich pomysłów. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale trawa jakby stała się bardziej matowa i wyraźnie opadała, choć wcześniej była normalna.

Feliza

Próbowałam się skontaktować, ale to na nic, marzyłam już tylko o spokoju, choćbym miała przestać istnieć, wolałam to niż trwanie jako ten byt... Nieprzerwany ból powodowany samym utrzymywaniem tego pseudociała, czerpało ze mnie mnóstwo pokładów energii, nie kontrolowałam tej masy i nigdy z własnej woli nie przemieniłabym się w coś takiego, nadal nie wiedziałam na pewno co mną włada, przez co straciłam zupełnie świadomość, domyślałam się tylko że to Dolly...
Coś rozwijało się wewnątrz, początkowo chciało uciec, teraz rosło coraz to większe z każdą chwilą, słabłam, jakby zapadając w jeszcze głębszy sen... Jeszcze głębiej w podświadomość...

Lalite 

Zamknęłam oczy, po chwili paniki, spróbowałam wykorzystać inne zmysły, odkrywając że te obrazy to złudzenia, doszłam po zapachu dalej, obijając się po drodze o kilka skał i ocierając o skaliste zbocza gór. Jak otwierałam oczy to znów cały obraz stawał się złudzeniem... Dolly mieszała w mojej głowie, musiała, co innego mogłoby na to wpływać?... 
- Ona chce nas zmylić.. - podbiegłam do taty, nagle pojawił się na horyzoncie, stał tyłem do mnie, jak się odwrócił uśmiechnął się szyderczo, a jego oczodoły były puste... Krzyknęłam, zaciskając oczy, za drugim ich otwarciem zniknął. 
- W nic już nie uwierzę, nie oszukasz mnie! - rzuciłam w przestrzeń. Ziemia popękała pod moimi kopytami, wpadłam do jakiś dziury, w której znów zobaczyłam tatę, wydawał się normalny... Zapach też się zgadzał.
- Gdzie Andy? - zaryzykowałam pytaniem... Rozpłynął się w powietrzu.
- Przestań!
- Przecież doskonale się bawię, czemu miałabym przestać? - pokazała się mi kilka metrów dalej, śmiejąc się jak szalona, zaszarżowałam na nią, gwałtownie hamując... Jak tylko przypomniałam sobie że to jej gierka... I dobrze zrobiłam, omal nie zaatakowałam brata...

Andy

Siostra zatrzymała się tuż przed moim pyskiem, spojrzała na mnie zdziwiona jak i przerażona.
-Nie daj jej się oszukać- pociągnąłem ją za sobą, zaprowadziłem ja do ojca, stał niedaleko i czekał na nas. Zatrzymałem się naglę, bo pojawiłem się w innym miejscu, znowu pusta przestrzeń, piach pod kopytami, zero wiatru i unoszący się zapach spalenizny, jakieś 20 metrów ode mnie, stał ktoś, zbliżyłem się, unosił się przy nim pył, kiedy opadł, moim oczom ukazał się koń, miał dwie pary skrzydeł, ogon i grzywa to był dym, a reszta ciała, pokryta była delikatnym, błękitnym płomieniem, zauważyłem że to klacz, była większa ode mnie...
-Znowu tracisz siły- spojrzała na mnie.
-Tracę? Co?- nie wiedziałem o co jej z początku chodzi...
-Zapominasz ciągle kim jesteś i jak powstałeś, nie jesteś tylko demonem, to jest tylko niewielka cząstka ciebie która ciągle próbuje być tą potężniejszą i chce wygrać, Dolly manipuluje wami wszystkimi, bo jej na to pozwalasz, nie zapominaj kim jesteś, kim są twoi przodkowie, jesteś potężniejszy niż demony, ale równie bezwględny jak one, pamiętaj- rozpłynęła się...Czy ja jej już kiedyś w snach nie widziałem? Pewnie że tak, wtedy też podobno pozbyłem się tej małej szma*y.
Znowu byłem w jaskini, ojciec i siostra patrzyli się na mnie, nawet kiedy już się zorientowali że "wróciłem".
-Coś nie tak?
-Twoje oczy płoną na niebiesko- zauważyła siostra.
-Serio?- aż się obejrzałem po sobie, fakt...Ja ciągle o tym zapominam, nie jestem tylko demonem, ale przez to też te głosy mnie wykańczają...

Rozdzieliśmy się w pewnym momencie, było rozwidlenie dróg no a jakoś się podzielić musieliśmy, a lepiej było żeby Lalite poszła z tatą, ja sam sobie jakoś poradzę, o nich martwię się bardziej...
Doszedłem do dziwnej ściany, ba, to nawet nie była ściana, a...lustro. Podszedłem bliżej, to nie możliwe, skąd w środku jaskini lustro? Obejrzałem się za siebie, a kiedy mój wzrok znów powędrował w stronę mojego odbicia, zobaczyłem że się przemieniłem, byłem szkieletem, ze skrzydłami, przepaloną skórą która odkrywała te kości, płonąłem na błękitno, aż się jaskinia rozświetliła, ale wtedy moja postać w lustrze zaczęła się zmieniać, na demona, ja wiedziałem że jestem w tej dobrej postaci...To znowu moja głowa czy znów Dolly? Już mam dosyć...
-Wiesz, że jesteś zły- uśmiechnął się szyderczo, zachowywał się tak jakby zaraz chciał wyskoczyć zza tego lustra.
-Może i jestem, i co? Myślisz że wygrasz? Nie będę taki jaki ty chcesz- parsknąłem, zacząłem chodzić w tę i we wtę.
-Wbrew pozorom to ja jesteś potężniejszą częścią ciebie.
-Przestańcie wy mi mieszać w głowie! Jestem sobą! Sam o sobie decyduję a ty się w końcu zamknij! Przestańcie drzeć się w mojej głowie!- znów ten paraliżujący ból, przycisnąłem łeb do ściany, tak mocno że usłyszałem trzask, nic nie zabolało, i tak to sam naprawiłem.
-Legedy nigdy nie umierają, będą cię wspominać, nas wszystkich, może odrodzisz sie silniejszy, jeszcze potężniejszy, pamiętaj kim jesteś...Pamiętaj- mówiłem sam do siebie, nie miałem już sił, i tu nie chodzi o siłę fizyczną a o psychiczną.
-Połącz nasze siły- demon z lustra zniknął, zostałem tylko ja, sam...I co ja mam zrobić? Jak ja nie wiem...I tak to przegram, nie wygram...

Elliot

Było zbyt cicho...Oglądałem się ciągle za córką, bolało mnie to że ją zraniłem, że tak mocno uderzyłem, ale to był impuls, serce rozerwało mi się na milion kawałków, ale kocham i swoją córkę, całym sercem, syna z resztą też...
Ciszę przerwał nagły jęk, przepełniony bólem, psychicznym i fizycznym, zatrzymałem się, do moich chrap dotarł tak straszny smród, że aż dusił a w głowie się kręciło, zmieniłem się połowicznie w demona, to nieco pomagało.
-Lalite, a ty?- spojrzałem na nią, tkwiła w swojej konskiej postaci.
-Nie mogę...
-Czemu?
-To ją sprowokuję...Nie chcę stracić kontroli.
-Pamiętaj co nosisz na szyji- spojrzała na naszyjnik mtóry dostała od brata, błyszczał lekko.
-Andy gdzieś tu jest- rozejrzała się, po czym znów zerknęła na naszyjnik, świecił bardziej niż wcześniej. W głęki jaskini pojawiło się niebieskie światło, to szedł on. 

Andy

Nie było trudno ich znaleźć, byłem już blisko, wiedziałem że siostra skorzysta z naszyjnika, czułem ją, czułem jej emocje i strach, ale mogłem widzieć też jej oczami. 
Jej wzrok powędrował w przeciwną stronę, niż wcześniej jak patrzyła na mnie, poczułem jej strach, po czym zobaczyłem to...coś, a obok Dolly, zaatakowała...Ruszyłem pędem do nich, ta kreatura może być groźniejsza jeszcze niż sama Dolly.
Dolly oddzieliła mojego ojca od Lalite, wiedziałem że chce ją sprowokować, aby stała się jej bronią.
Wskoczyłem między nich, płomień rozszedł się po ziemi, potwór wydarł się w niebogłosy, uciekł, zostałą tylko ona, stając na przeciwko mnie.
-Czyżby braciszek postanowił ze mną walczyć?
-Obiecałem sobie że cię zniszczę, Lalite, tato?- spojrzałem na nich.

Furia

Żartowałam sobie z Odynem, zerknęłam kątem oka na Fiero, naglę on i ta klacz zaczęli się migdalić, zdziwiłam się mocno, przed chwilą na takich nie wyglądali.
-Ej nie tak publicznie- zaśmiałam się, ale w sumie, co mi do tego? Dobrze by było gdyby Fiero sobie znalazł jakąś klacz, Odyn z resztą też, jesteśmy młodzi, jeszcze tyle przed nami, oni mnie interesują jako ogiery, dobrze zbudowane, przystojne ogiery, nic więcej mnie z nimi nie łączy i chyba łączyć nie będzie, ale wiem że oni myślą inaczej, od źrebaka się o mnie sprzeczają.

Jana

Zgodziłam się, przecież nikomu jeszcze nie zaszodziło trochę żartów, a nie ukrywam, sam w sobie to jest on ciekawy, i nawet przystojny, może nie znam go do końca, jego charakteru tym bardziej, ale może nie zaszkodzi go bardziej poznać? Ale i tak z tego co widzę to ślini się do tej karej klaczy, nie dziwię mu się, jest śliczna, ale i jego brat chyba się do niej zaleca, ogiery są jednak dziwne, nie można czasami ich zrozumieć.

Odyn

Zaproponowałem im wszystkim w końcu małą wycieczkę, a mianowicie na drugą z wysp, która jest połączona z Zatopią, w tamtych rzekach i jeziorku jest sporo ryb, a nie zaszkodziło by zrobić sobie małej zabawy a tym samym się najeść, zima niedługo, trzeba się przygotować do niej.
Całą drogę Fiero i ta Jana, wymieniali się czułymi słówkami i przytulasami, chciałem też zrobić na złość bratu, i zbliżyć się do Furii, gdyby nie to, że wiem jaka ona jest, może i zdaje się jakby chciała czegoś więcej, ale to Furia...Ale i tak będę dalej próbował, w końcu ją zdobędę, może jak będziemy jeszcze starsi, uwiodę ją, zrobię na złość bratu i będę dumnie przez stado szedł u jej boku.
Dotarliśmy na miejsce, ta Jana chyba nie należy do gatunku który zjada ryby, więc jedynie brodziła w wodzie i spod wody wyciągała wodne zielsko.
Wygłupialiśmy się, przewracaliśmy w wodzie, łapaliśmy ryby, urządzlismy nawet zawody kto ich nałapie więcej, naglę całą tą zabawę przerwał jakiś odgłos, spojrzeliśmy wszyscy w jednym kierunku...

Furia

Podniosłam głowę, odgłos wydawał się znajomy, kiedy zobaczyłam kto go wywołał...Zabrakło mi tchu, nie mogłam uwierzyć własnym oczom, zaczęłam powoli iść do niego, tak, to był ogier.
-Czy ty?...- Zaczęłam podchodząc ostrożnie.
-W końcu cię odnalazłem- uśmiechnął się.
-Co? Kim ty jesteś?- zdziwiłam się, robiąc krok w tył.
-Mam na imię Loki, a ty...Zostaliśmy tylko my ze swojego gatunku, z tym że my jesteśmy ci wybrani, inne konie z naszego gatunku nie do końca potrafią to, co my, nasze umiejętności się różnią, ale...Jak ty urosłaś- zaczął mnie oglądać całą, czułam się skrępowana, ale cieszyłam się, nie rozumiałam tylko o co mu chodzi...
-Już ci tłumaczę...Ostatnie konie z naszego gatunku wymordowano ze dwa, lub trzy lata temu, nie został żaden na ziemi, a my...No cóż, przez wiek byłaś trzymana w inkubatorze, ja żyję już od wieków na ziemi, dokładnie wśród Bogów ale mniejsza z tym, pewnie nie pamiętasz skąd się wzięłaś w tych górach, zostałaś tam zostawiona, wiedzielismy że sobie poradzisz, tylko wynikły małe problemy tam u nas, teraz miałem za zadanie cię odnaleźć, zostać z tobą na ziemi, nauczyć cię wszystkiego, nawet nie wiesz jak bardzo jesteś potężna, pani piorunów- uśmiechnął się, zaczęłam wszystko rozumieć, od początku wiedziałam że nie jestem normalna, czułam to...A teraz? Spojrzałam na niego, czując przy tym tak przyjemne ciepło i...Chciałam wiedzieć o nim i o sobie jak najwięcej, o tym co mówił, skąd jest, skąd my jesteśmy...

Lalite

- Walczmy. A skoro jestem tylko iluzją, iluzji nie pokonasz - zaśmiała się Dolly, zerkając na mnie kątem oka, iście rozbawiona. 
- Tak? - brat otoczył ją błękitnym ogniem, nacierając, tata też się włączył, rzeczywiście ją zranili, nie mogła przekroczyć linii płomieni. Została uwięziona w pułapce. Tylko ja się nie ruszyłam, zasklepiłam ranę, którą zdążyło zrobić mi to monstrum, zdziwiona jak dym zamiast powietrza wydostał mi się z chrap, zrobiło się ciemniej, więc chyba miałam oczy demona, prawie się przemieniłam, szybko to cofnęłam, ważne że przestałam się wykrwawiać... Obejrzałam się za siebie, to coś zostawiło ślady, śluz, pewnie Andy to zranił. Mogłabym za tym pobiec, wzięłam głęboki wdech, muszę tu zostać. Rozerwali Dolly na kawałki.
- Poszło za łatwo - stwierdził Andy: - To kolejna jej sztuczka.
- Wszystko w porządku? - spytał tata mnie, przytaknęłam.
- Nie mogę walczyć, bo mnie sprowokuje... - dodałam, chciałam pomóc, ale ten strach przed brakiem kontroli i niepewnym otoczeniem mi na to nie pozwalał. Sądziłam że tak jest lepiej. W dodatku mój zmysł wyczuwania śmierci wariował, bo wszędzie ją czułam, jakby ktoś umierał co sekundę, blisko nas... Dolly wybuchła śmiechem zewsząd.
- Niedługo rozgryzę te twoje sztuczki i skończy się zabawa - ostrzegł Andy.
- Zabawa już się kończy braciszku, w końcu ci się pokaże w całej okazałości - zachichotała podniecona. 
- Musimy zniszczyć to coś - stwierdził Andy.
- Zabijesz swoją matkę? - spytała.
- Mam dość... - powiedziałam na głos, by w razie czego coś zrobili, jakbym znów zaatakowała pod wpływem impulsu.
- To już nie jest ona - wypowiedział z bólem tata, idąc śladami stwora, a za nim my, trzymałam się z tyłu, Dolly jeszcze słyszeliśmy, a jej śmiech doprowadziłby chyba każdego do białej gorączki, robiłam wszystko by nie wybuchnąć, nienawidziłam jej najbardziej jak tylko się da. Jeśli naprawdę mam w sobie część Dolly to muszę się tej części pozbyć, muszę, nie chcę być nią w najmniejszym stopniu. 
Ziemia obumierała, Dolly ucichła, wszystko wokół wyglądało na chore, drzewa, trawa... To mniejsze zwierzęta umierały... Więc wcale mi się nie wydawało, ptaki padały martwe czym bliżej tego czegoś.  Chodziliśmy już po śluzie, Andy i tata już dawno się przemienili, a mi spalało sierść na nogach, dusiło w płucach, więc co chwilę dość ostro kasłałam.
- Lalite, tym razem musisz choć połowicznie się przemienić - obejrzał się na mnie tata.
- Wisiorek cię ochroni - dodał brat.
- Wytrzymam, albo zostanę tutaj... - stanęłam, dalej było tylko gorzej, parę kroków od nas, unosiły się gęste, trujące opary, mogłyby z łatwością ogołocić żywe stworzenie ze skóry i mięśni pozostawiając tylko kości.
- Nie będziemy się rozdzielać, a przynajmniej ty musisz być chociaż z tatą.
- Uważasz że... - urwałam... Że sobie nie poradzę... Przytaknęłam, miał racje, przecież... Ja narobiłam tych problemów. I nie ma mowy bym się zmieniła w demona... Choć to tak naprawdę to prawdziwa ja, a zwykłe ciało tylko ograniczało, oszukiwałam siebie... Tylko że ja już nie chce być zła, ani demonem... 
- W razie czego zadziałam - dodał brat.
- Nie, nie ufam sobie, Dolly chce bym to zrobiła - uparłam się, w słuszniej sprawie. Wtem zobaczyliśmy kreaturę, przekształcała się, jej ciężki oddech, jęk nie podobny do normalnego, wydostający się właściwie z głębi i wyginanie w nie naturalnych kątach zdradzał ból. W pewnym momencie wydawało mi się jakby mama na mnie spojrzała błagając niemo byśmy ją/to coś zabili. Andy skoczył ku temu, odbijając się od niewidzialnej bariery, za którą pokazała się Dolly, napawająca się swoim zwycięstwem, odprawiała jakiś dziwny taniec, jednocześnie śmiejąc się w głos. To coś rosło, zapadło się w sobie, wyślizgnęła się ze środka brzucha głowa niepodobna do końskiej, ciało się przekształcało na coraz to większe, w środku deszczu ptasich zwłok i krwi, pobliskie drzewa runęły na ziemie, ich kora poczerniała, a ze środka wypełzły robaki, samo niebo z błękitnego przechodziło do granatu, aż po czerń... Słońce przybrało czerwony odcień, grzejąc bardziej niż zwykle. Zmieniłam się w demona, w reakcji obronnej, inaczej zginęłabym, ten potwór wytwarzał aurę śmierci w promieniu kilkunastu metrów, nie zabijało tylko nas, Dolly zniknęła w nim...

Fiero

Skąd nagle pojawił się ten gość? Spadł z nieba, no tak, spadł, albo przyleciał. Mniejsza. To co mówił o Furii wydawało się mega super, jeszcze bardziej chciałbym z nią być, podziwialiśmy ją już wcześniej, a teraz? Niewiele brakowało bym ją czcił... Może bez przesady, musiałem się otrząsnąć i zacząć trzeźwo myśleć. Ten ogier jest tego samego gatunku co ona, potrafi coś podobnego do Furii, albo jeszcze więcej... Jest jedyny, tak jak Furia...
- Odyn... - szturchnąłem brata: - Jak nic będą razem - szepnąłem.
- Bzdury opowiadasz, zresztą ty masz Jane.
- Widziałeś jak do niego poszła? Spójrz na niego... - wskazałem niepotrzebnie skrzydłem na Lokiego, niestety to zauważył. Jeszcze nie konkurowaliśmy z kimś takim. Chyba się załamie.
- O co chodzi? - spytał.
Z zazdrości o Furie powieka mi drgała. 
- Tak sobie rozmawiamy - przysunąłem się do Jany, obejmując ją skrzydłem: - No nic, ja przynajmniej mam już kogoś, a ty jak widać zostałeś sam bracie - nie mogłem się powstrzymać, wiem że to miał być żart, ale nagle ten nasz flirt zacząłem traktować serio. Całkiem łatwo mi i Janie to przychodziło, więc czemu nie miałbym się pocieszyć u jej boku? Bo o Furie, będzie naprawdę ciężko, nie chciałem też jak idiota rzucać się na tego gościa. Trochę oleju przybyło mi we łbie po ostatniej aferze. I teraz zrobiło mi się głupio że tak brata potraktowałem, to chyba zbyt chamskie, nawet jak na mnie... Pociemniało, byłem pewny że chmury przysłoniły słońce, gorzej, niebo zrobiło się czarne, dosłownie a słońce przypominało teraz świecącą czerwoną kulę.
- Hej, to ty zrobiłeś? - spojrzałem na Lokiego, też chciałbym umieć coś takiego, choćby po to żeby się popisać.


Danny

Spojrzeliśmy na niebo, zaczęło się robić niebezpiecznie, zebraliśmy całe stado i uciekliśmy do jaskini, nie było kilku koni...Bliźniaków, Furii, tej nowej i od nas z rodziny, syn, wnuk, wnuczka i Feliza...Ale nie możemy ryzykować...Zima zasklepiła wejście lodem.

Furia

Zrobiło się gorąco, przeraźliwie gorąco, nawet woda zaczęła się gotować, wyskoczyliśmy z niej.
-Tym razem to nie ja- Loki spojrzał na niebo- Ale chyba wiem co się dzieje, już wieki temów to przewidziano...Furia, to czas byś się dowiedziała co potrafisz- rozpostarł skrzydła, były jeszcze większe od moich.
-Musicie uciekać, schować się, nawet nie wiecie co się szykuje- ostrzegł bliźniaków.

Odyn

-No co ty, pomożemy- Fiero stanął dumnie, ale sam wiedziałem że to idiotyzm.
-Fiero uciekajmy.
-Co?
-Dobrze słyszysz.
-A mama? Tata? Stado?...
-Oni pewnie już się ukryli...Bezpieczni będziemy dalej od wyspy.
-On dobrze mówi..- Jana przytaknęła mu, robiło się coraz gorzej, zwierzęta uciekały, w połowie spalone, padały...
-Zwiewamy! Już!- wzbiłem się w powietrze, z góry widziałem że nasza jaskinia pokryta jest lodem, i czymś jeszcze, chroniło to ją...Jeszcze. Fiero zabrał na grzbiet swoją przyjaciółkę, uciekliśmy z wyspy...

Loki

To ten dzień, dzień w którym demony chcą zniszczyć wszystko co żyje, ruszyłem przed siebie, zwierzęta uciekały, na nic im to było, padały obdarte ze skóry.

Andy

To...Krajobraz powoli przypominał ten z moich snów, spojrzałem na swoje kopyta, błękitny płomień zamieniał się w ten normalny, przechodząc powoli na ziemię..Palił ją, obejrzałem się na siostrę, stała jak słup, w swojej demonicznej postaci, tata zaraz obok niej, albo to się działo serio...Albo siadało mi na psychikę, płonęli...Żywym ogniem, powoli odsłaniając kości.
-Nienawidzę cię!- wrzasnąłem, rozbrzmiał tylko śmiech Dolly, wyłoniła się z dymu, rzuciła się na mnie, przygniatając do ziemi, dusząc, nie miałem nawet siły jej zrzucić, słabłem...
 Naglę rozbłysło, towarzyszył przy tym ogromny huk, odzyskałem oddech, dym opadł, zobaczyłem za sobą siostrę, krwawiła...
-Lalite!- naglę pojawiła się Furia, wylądowała obok, zaraz po tym jak Lalite osunęła się na ziemię, złapała ją w ostatniej chwili, dostałem czymś w bok...Ogromny kawał gałęzi przebił mnie na wylot...

Furia

Przerażało mnie to co otaczało mnie dookoła, chciało mi się płakać, jeszcze to monstrum...
-No dawaj, uwolnij to z siebie, swoją moc- odwróciłam się, stał za mną Loki, zmieniony, większy, posiadał dwa ogony, a jego stery lśniły niczym ostrza, posiadał rogi skierowane do porzodu, jego oczy były błękitne, wyglądały jakby płonęły na niebiesko, tak jak i kopyta, skrzydła zaostrzyły się na końcach. Po drugiej stronie pojawiła się Dolly.
-Wybawicielka przyszła- zaśmiała się.- Jesteś słaba! Jak wy wszyscy! Poznajcie władcę tej apokalipsy!- zaśmiała się przeraźliwie, uniosła się, jakby na tym dymie, rozbrzmiał krzyk, a wręcz ryk, spojrzałam w bok, jakieś trzy metry dalej stało monstrum, ociekające śluzem, nie przypominające niczego, a jedynie najgorszy koszmar.
-No dawaj!- krzyknął z tyłu Loki, czułam jak przez moje ciało przechodzi energia, sprawiało to że moja skóra drżała, zamknęłam oczy, by móc to poczuć...Usłyszałam trzask piorunów, niebo rozjaśniały błyski, otworzyłam oczy, wstając, spojrzałam w górę, wszystkie pioruny łączyły się z moim ciałem, schodziły z nieba, ja ciała byłam pokryta niewielkimi piorunami.
-Dawaj kochana, przypomnij sobie skąd pochodzisz- naglę Loki pojawił wszędzie, jakby się zdublował, zrobił tym samym krąg, a w nim ja...Lalite, jej rodzina i Dolly...

Fiero

Nigdy tak szybko nie lecieliśmy, a ja nawet nie myślałem o ściganiu się z bratem, w ogóle nie myślałem o niczym, jak tylko się ratować. Pot lał się z nas normalnie strumieniami, a nie otaczał nas żaden ogień, tylko słońce... Znaczy nie otaczało nas, a paliło, choć sam nie wiem, w pewnym momencie odpłynąłem... Prawie spadając... Ocknąłem się w ostatniej chwili, nad gotującym się oceanem, parował... Właściwie to krzyk Jany mnie obudził.
- Wybacz - wymamrotałem, nieco otumaniony, zobaczyłem brata kawałek dalej, sam opadał z sił, dogoniłem go z nie małym wysiłkiem, czułem każdy najmniejszy mięsień w ciele, powietrze stawało się coraz cięższe i gęstsze.
- Do tamtej wyspy jeszcze - wysapał Odyn, przytaknąłem, sam nic nie widziałem w oddali tylko zieloną linie na horyzoncie, pot zalewał mi oczy...

Opadliśmy na plaże, obaj nie chcieliśmy pokazać jak nas to wymęczyło, więc zaraz się dźwignęliśmy. Jana osunęła mi się z grzbietu.
- Musimy znaleźć... wodę... - sapnęła, sama też wstając.
- Taką do picia co? - spytałem sam zadyszany, tu wyglądało w miarę normalnie, jeszcze. Czerń oplatała niebo i zmierzała i tutaj...
Weszliśmy do nieznanej jaskini, niewiele chłodu przyniosła, ale chociaż tu nie było jak w aktywnym wulkanie, tutejsza temperatura to tak bardziej jak blisko aktywnego wulkanu, ale nie w samym kraterze. Znaleźliśmy wodę na końcu, letnią, okropną w smaku, przynajmniej ja mogłem to poczuć, bo się natychmiast napiłem. Zaraz padniemy z pragnienia, więc chyba lepiej zaryzykować, nie?

Zima

Chroniliśmy stado swoimi mocami, w świadomości że jeśli przestaniemy to wszyscy zginą. Cała zalewałam się potem, nogi mi drżały, w przerażeniu odnawiałam znów na nowo topiący, wręcz lejący się lód. Zerknęłam tylko raz na Danny'ego, zmartwiona i spanikowana zarazem. Sama nie wiem ile jeszcze wytrzymam... 

Lalite

Wszystko wokół dosłownie wirowało, jakby w wielkim huraganie, drzewa wyrwane z ziemi, resztki ciał zwierząt, kamienie, same odłamki podłoża, rozpadającego się wokół potwora, gwałtownie odsłaniały skorupę planety. Zaczęła z niej pryskać lawa, niczym tryskająca krew z uszkodzonych tętnic. Pył dostawał się do oczu, jednak ich nie zamykałam, leżąc pośrodku tego... Krew skapywała z coraz czarniejszego nieba, wyglądało na zalepione czarną mazią. Nagle śluz buchnął i zabulgotał, wydobywając się z większych dziur w ziemi. Zalewał wszystko dookoła. Nie poruszyłam się, nie mogłam się ruszyć, moje ciało potrafiłoby choć drgnąć, mimo tylu odsłoniętych kości, po prostu nie byłam w stanie, urywając oddech na widok brata przebitego przez jedną z tych czarnych gałęzi. 

Mój oddech do tej pory nie wrócił... Nawet kiedy pioruny mknęły z nieba wprost do Furii z znikąd pojawiających się intensywnie  granatowych chmur, kiedy otoczyła nas niezliczona ilość kopi tego samego ogiera, a mój wzrok utknął na Furii, jej ciało ozdobiły niewielkie pioruny i właśnie miał nastąpić atak... Zemdlałam...

Otoczyła mnie ciemność, raz za razem unosiłam powieki, rozglądając się bez najmniejszego sensu, obracałam się wokół własnej osi, próbując zrozumieć gdzie jestem, zobaczyć.
- Andy... - gwałtownie spuściłam wzrok na wisiorek, świecił coraz słabiej, czy to znaczy że: - ...nie zostawiaj mnie... - ciemność zaczęła się rozchodzić... 
Po raz pierwszy znalazłam się poza własnym ciałem, ono samo oddychało, choć przed utratą przytomności, powstrzymałam się od tego. Co chwilę pojawiało się oślepiające światło błyskawic, stłumione odgłosy, ryków, jęków, śmiechu Dolly... Walki... Znajdowałam się obok, poza tym, w otoczeniu duchów, dziwnych nie mających świadomości duchów, snuły się porywane każdym podmuchem, nie reagując i nie patrząc, to monstrum czerpało z nich siły, mnóstwo niewidzialnych nitek przyczepiało się do niego, zorientowałam się że one są doczepione do każdej, martwej czy żywej istoty... I do mnie... Mojego ciała i... Tym co teraz byłam - duchem... Nie czułam zbliżającej się śmierci, tylko błogość, dziwną błogość, jakby potwór zabierał wszystkie problemy, karmił się nimi i rósł, stawał się z minuty na minutę coraz większy... Zadawał ból, by czerpać z tego energie... Sama poczułam, jak niemal mnie rozerwał, za chwilę to zabierając...
Przyciągał do siebie w niewytłumaczalny sposób, opierałam się sprawiając sobie ból... Oddalałam się i słabłam... Jedyne co mnie powstrzymywało to strach... O brata, o tatę, o przyjaciółkę... 
W rezultacie utknęłam tutaj, nie wiedząc jak wrócić do ciała, co zrobić... Byłam zbyt słaba by to powstrzymać, od razu wciągnęłoby mnie do siebie, to jest zbyt potężne...

Furia

Spod ziemi zaczęły wyłazić zwłoki koni, jak i różnych innych zwierząt, a nawet ludzi, zaczęły atakować, odwróciłam się by spojrzeć na przyjaciółkę, jej brata i ojca, jej ojciec próbował walczyć, Andy się wykrwawiał, Lalite leżała nieprzytomna, naglę jedno z tych trucheł wleciało na mnie, a po chwili przebiło je coś, zabierając ode mnie, to był Loki i zrobił to swoim ogonem.
-Zajmij się nią, ja się trochę zabawię z nimi- uśmiechnął się znikając i po chwili już mordując te chodzące zwłoki.
-Myślisz że jesteś silniejsza? Że możesz pokonać mnie?- Dolly zaśmiała się w niebogołosy, to coś za nią też wydało z siebie dźwięk przypominający co.
-A ty zapominasz chyba że na mnie to wszystko nie działa, jesteś dla mnie zwykłym bytem do zabicia- moje kopyta zaiskrzyły, poczułam przypływ siły, wleciałam w nią, nie zniknęła, nie przeleciałam przez nią, była ona jakby w normalnych ciele, tylo tyle co zwiększyła swoje rozmiary. Walczyłam z nią, używając żywiołu który nie tak dawno w sobie odkryłam, tak samo jak i przed chwilą to, że moje skrzydła są ostre jak sztylety. Przygniotłam ją do ziemi, czując jak zabieram z niej energię, naglę coś pochwyciło mnie od tyłu, jakby mackami, to był ten byt, przyciągnął mnie do siebie, z jego pyska leciała zielona ciecz, czułam że słabne, moje iskry też malały...
Naglę za mną pojawiła się Dolly.
-Zostaw ją- zdziwiłam się, ona mu mówi aby mnie zostawił? Potwór posłuchał się, a ona...Puściła mi oczko, jej oczy przez chwilę się zmieniły na inne, Loki? Naglę pojawiła się ta prawdziła Dolly.
-Zobaczymy czy pokonasz samą siebie- zaśmiał się znikając, pojawił się obok niej powalając na ziemię, pojawiło się naglę setki Dolly, w tym dwóch Lokich, ta prawdziwa Dolly podniosła się wpadając w szał, zabijała wszystkie postaci pokolei, aż w końcu zostało tylko tych dwóch Lokich.
-No dawaj, wybieraj który to prawdziwy- powiedzieli oboje, rzuciła się na jednego z nich po chwili namysłu, a on...Rozpłynął się.
-A gdybym ci powiedział że to wszystko to tylko iluzja?- stanął za nią, wszystko zaczęło się zmieniać, wracać do normy- a to tylko twoje wyobrażenie i nic nie zniszczyłaś?
-Ty kłamiesz- zmieszała się, w jej oczach pierwszy raz od początku zobaczyłam strach.
-Skąd masz tą pewność? Jesteś tylko wyobrażeniem swojej matki, nie żyjesz, nie istniejesz, nie potrafisz nic i nic nie zniszczyłaś.
-Nie...To nie prawda! Kłamiesz...- cofnęła się, coraz to paniczniej się rozglądała, a on zmienił się w nią, pojawiła się nawet jej matka.
-Wracaj do piekła i smaż się tam do końca świata- naglę przebił ją swoimi ogonami, znów był ten piekelny obraz wyspy, usniósł ją do góry, po czym wbił w ziemię, która się zarwała a ją pochłonął ogień. Wszystko zaczęło się zmieniać, potwory obruciły się w pył, Lalite się przebudziła, Andy także, nic mu nie było, ich ojcu też nic nie było, a z pyłu który został po potworze...i powoli opadał. wyszła Feliza. Znowu wszystko robiło się zielone, niebo normalne, niedawno padnięte zwierzęta, teraz uciekały do lasu. 
Spojrzałam na Lokiego, tak mi tym zaimponował, czułam że mam u niego dług wdzięczności.

Odyn

Wyszliśmy z jaskini, wszystko było już normalne, a przed chwilą było jak w piekle...
-Myślisz że możemy już wracać na wyspę?- zapytał brat.
-Wydaje się jakby wszystko się cofnęło...

Danny

Opadliśmy z sił, po prostu się poddaliśmy, jaskinia zaczęła powoli się rozpadać, kiedy naglę się uspokoiło, wyszliśmy powoli z Zimą z jaskini, znów było jak dawniej, zielono, piękne niebo, nieco chłodnawo, i ten zapach trawy i lasu...

Elliot

Kiedy zobaczyłem Felize, myślałem że to sen, że może umarłem, ale mimo to, pobiegłem ją przytulić, aż się wywróciliśmy.
-Tak cię kocham- rozpłakałem się.
-Mamo!- Lalite i Andy też przybiegli, nie mogłem opanować emocji, to wyglądało jak raj...To nie było wszystko możliwe.
-To...Jest po wszystkim?- zapytała nieco zdeziorientowana.
-My chyba uma...- nie zdążyłem dokończyć.
-Tak, już po wszystkim, już jej nie ma i nie będzie nigdy, zajmą nią się tam gdzie ją posłałem, sam jej te męki mogę zafundować- podszedł do nas ogier, chyba ten sam co go widziałem wcześniej, nie za bardzo zrozumiałem o co mu chodzi.
-To...Między nami zgoda?- Furia wyjrzała zza ogiera, patrząc na Felize.

Feliza

Przez większość czasu nie wiedziałam co się dzieje i właściwie już dawno wszystko przekreśliłam. Tylko czekając aż wraz z tym potworem czeka i mnie zagłada. Właściwie to było najlepsze co mogłoby mi się przytrafić w tej chwili, w tej kupie tkanek, nie łudziłam się na cudowne zakończenie, nie jestem naiwna... Nie otrzymam szansy by naprawić wszystkie błędy, by zobaczyć jeszcze raz rodzinę, bo to...
I nagle znalazłam się pośrodku tego wszystkiego, właściwie już pośrodku końca wydarzeń. Cała się obejrzałam, byłam osobnym bytem, sobą... Ale jak? Pył opadał, obiło mi się jeszcze o uszy żałosne echo krzyku Dolly, jakby dokądś wpadała, ziemia zatrzęsła się po raz ostatni, przepaść do podziemi się zamknęła, wszystko wracało do życia, jakby śmierć każdego stworzenia właśnie się cofała. W tym i moja... Pierwszego konia, którego dostrzegłam to Loki, nawet nie potrafiłam wytłumaczyć skąd znam jego imię. Nie wiedziałam kompletnie nic, a jednocześnie wiedziałam. Wpadł we mnie Elliot, potem dołączyli do nas syn i córka. W momencie jak powoli zaczęłam się otrząsać z szoku... I wracać całą sobą też do rzeczywistości, nie tylko ciałem...

- To... Między nami zgoda?
- Tak, popełniłam ogromny błąd... - to ostatnie słowo zawsze najtrudniejsze, zwłaszcza że nie lubię okazywać słabości, jeszcze w rodzinie to w rodzinie, ale... Furia zasługiwała na to: - Przepraszam - dodałam całkiem szczerze, po dość długiej chwili.
- I dziękuje - teraz spojrzałam na obojga, Lokiego i Furie, wtulając się po tym do Elliot'a, przytulając syna i... Córkę. Już wszystko między nami w porządku, powinnam jej wynagrodzić ostatnie wydarzenia. Na razie byłam zbyt zmęczona by o tym myśleć, liczyło się tylko to że jestem wśród najdroższych mi osób...

Lalite

Odetchnęłam z ulgą, wreszcie staliśmy się prawdziwą rodziną, taką jaką powinniśmy być, wszyscy razem, bo w końcu mama przestała mnie nienawidzić, a ja ją. I znów żyła... Zabiłam ją, ale to nie miało znaczenia, wyglądała jak dawniej... Wszystko wyglądało jak dawniej, jakby nic się nie wydarzyło.
Lecz gdyby naprawdę się to wszystko nie wydarzyło, tyle cierpienia i bólu, to ona nigdy by mnie nie zaakceptowała. Źle się czułam ciesząc się z tego, ale w żaden sposób nie potrafiłam zaprzeczyć. Nie powinnam była ani przez chwilę tak pomyśleć, ale... Chyba dobrze przypuszczałam, poza tym to chyba dobrze że to się wydarzyło z jeszcze jednego powodu - Gdyby nie (prawie) koniec świata, Dolly wiąż bytowałaby wśród nas... A teraz już nigdy nam nie zagrozi, i z tego się cieszyłam, jednocześnie mając wyrzuty sumienia, nadal nie chcę być demonem, nie chcę być zła, a jednocześnie nie do końca mogłam tłumić swoją naturę... Może i na zewnątrz, ale w środku, w środku wciąż będę demonem. I chyba nawet miałam prawo cieszyć się z nieszczęścia swojej niedoszłej siostry, po tym co nam zrobiła...

Fiero

- Ej, to się w ogóle wszystko stało? Czy to zbiorowe halucynacje? - spytałem niezwykle na poważnie. Chciałem rozluźnić atmosferę, a jak, to zaraz się dowiedzą.
Brat pacnął się skrzydłem w czoło. A wtedy się roześmiałem.
- Ale miałeś minę, jasne że żartuje... - wzbiłem się w powietrze, nie przestając się śmiać, może ich to nie bawi, ale mnie i owszem. 
- Nie zapomniałeś o czymś? - Odyn mnie dogonił.
- Nie?
- O swojej dziewczynie zapomniałeś - teraz na pysku mojego brata pojawił się uśmieszek. Ożeż, oby Jana nie miała mi tego za złe. Zawróciłem szybko. Teraz Odyn się śmiał. Może bardziej subtelnie ode mnie. No dobra chciałem ich przekonać do swojego żartu nieco głośniejszym śmiechem.
- Wybacz... I zapraszam - pochyliłem się przed Janą, by mogła wskoczyć na mój grzbiet. Nie umiałem odczytać nic z jej pyska.
- A gdybyś była na niego zła, to ja cię podrzucę - brat wylądował za mną. No jasne, nie mógł przegapić okazji by mi dopiec. Spojrzałem na niego krzywo kątem oka. Nie chciałem się tak od razu kłócić, ale tak, bardzo mnie do tego korciło. Nie ma to jak sprzeczka z bratem, ale z tego co się nauczyłem kiedyś, od Furii, to lepiej darować sobie to przy klaczach, zwłaszcza kiedy ta nasza znajomość wisiała aktualnie na włosku. Zwłaszcza że to miał być żart, ale miałem cichą nadzieje że Jana wkręciła się w to całe flirtowanie tak jak i ja.