Niebo zasnuło się mnóstwem gwiazd, spoglądałam na nie pod skalnym sufitem jaskini, widząc jak kilka z nich zmieniło swoje położenie na niebie, zdziwiona podniosłam się, czując jak ziemia pod moimi kopytami drży. Zorientowałam się że jestem tu sama, zupełnie sama... Sufit zaczął się sypać... Krzyknęłam panicznie, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać, rzuciłam się nawet desperacko do ucieczki, ale wtedy drogę zagrodził mi głaz, niemal mnie... Zmiażdżył... Odciął zupełnie drogę ucieczki... Wycofałam się pod ścianę jaskini, czując pierwsze łzy na policzkach i rozglądając się panicznie.
- Mamo... Tato... - wymamrotałam: - Westro... Westro pomóż mi! - krzyknęłam z całych sił, przytulając się bokiem do ściany, widziałam jak jaskinia się zapada, coraz bardziej... I bardziej... Prosto w moją stronę... Zrozumiałam że to koniec... Miałam znów krzyknąć, ale głos utknął mi w gardle, gdy nad sobą usłyszałam złowrogi dźwięk, poderwałam głowę, widząc kawałek sufitu lecący wprost na mnie...
- Nie!!! - obudziłam się nagle zrywając się z ziemi tak gwałtownie że upadłam na przednie nogi: - Nie... - wymamrotałam jeszcze nie do końca przytomniejąc, jak tylko zobaczyłam wyjście, już prawie... Bym stąd wybiegła, ale niespodziewanie uderzyłam w kogoś w mroku, rzucając się do ucieczki.
- Eris spokojnie - poznałam głos Westro, dostrzegając jego świecące w ciemności oczy.
- Muszę wyjść... - wyszeptałam, próbując na siłę się przepchnąć na zewnątrz.
- Kiedy nic... - urwał, właśnie wybiegłam, dysząc ciężko, cała zalana potem, miałam wrażenie że ta jaskinia na prawdę się na mnie zapadnie, położyłam się w wilgotnej trawie, nie mogąc już ustać na drżących nogach.
- Westro... To znowu mi się śniło... - wtuliłam w niego głowę, jak tylko pojawił się obok, wyszedł za mną, w głębi duszy byłam mu wdzięczna że nie zostawił mnie teraz samą. Położyłam po sobie uszy, obiecując sobie że tym razem nie zapłacze, sama chciałam sobie z tym poradzić, na prawdę...
- To tylko zły sen - położył się przy mnie.
- Tak, tak wiem... Śpijmy dziś na zewnątrz, chyba że - odsunęłam głowę: - Wolisz tam być...
- Nie, w porządku zostanę z tobą. Może jak opowiesz co ci się śniło, będzie ci lepiej?
- Nie warto... - ułożyłam się już do snu, kryjąc łzy za grzywką, pewnie tym krzykiem obudziłam całe stado, kontem oka widziałam już jak ktoś wyglądał z jaskini.
Damu
Jak tylko stado zasnęło wyszłam niezauważona z jaskini, był to jeszcze początek nocy. Czas by coś upolować. Teraz po woli zbliżał się świt, a ja jeszcze skradałam się wśród drzew, jakoś mało tu ostatnio zwierzyny. W końcu zauważyłam ślad świeżej krwi, ona zawsze pobudzała ten instynkt, którego wolałam się wystrzegać i tłumić, a jednak poszłam jej śladem. Byłam po prostu głodna, a jakoś nie widziałam siebie jedzącej trawy jak inni... Długo już się nie wymykałam, bo kilka dni, tyle potrafiłam wytrzymać i pewnie większość mrocznych koni, jak musiała. Mnie zmusiło to że zawsze jak chciałam wyjść ktoś nie spał, aż w końcu sama zasypiałam. Trafiłam... Nareszcie. Była to łania, ranna, zapewne oddzielił ją od stada jakiś nieudolny drapieżnik, który jej do końca nie dobił. Obejrzałam się za siebie, rozejrzałam, konie nie zaakceptowałyby tego, mimo że nikogo z nich nigdy nie zabiłam, nie skrzywdziłam i nie miałam takiego zamiaru. Nie, oni nie potrafiliby tego tolerować, wolałam że myśleli że żywię się normalnie, zielskiem... Wyskoczyłam za drzew, przewalając na bok łanie i poderwałam się od razu na tylnych nogach tnąc przednimi szponami jej bok i zatapiając kły w jej szyi, by zabić natychmiast, wreszcie mogłam coś zjeść. A pożerałam ją na prawdę szybko, nie chciałam żeby ktoś mnie przyłapał i to właśnie był mój błąd, mogłam ukryć się w tej małej jaskini w lesie, albo pójść bardziej w głąb lasu, nie sądziłam że któryś z koni tutaj tak szybko dotrze. Usłyszałam kroki, ale było już za późno. Obejrzałam się za siebie. To Westro, bo kto inny mógłby dojść tutaj po zapachu krwi jak nie mroczny koń? Utknęłam w nim przestraszone spojrzenie, on jest inny, może mnie nie zrozumieć.
- To nie tak jak myślisz, ja nie zabijam koni... Tylko, taka nasza natura, nie chcę z nią walczyć, gdyby nie to ryzykowałabym że wpadnę w furie - zaczęłam mu się tłumaczyć, mając nadzieje że zrozumie, ale czy zrozumie? Należy do tej samej rasy co ja, choć pewnie nie wiele miał z nią do czynienia...
Eris
Obudziłam się, nie czując obok jego ciepła.
- Westro? - podniosłam się, dziwiąc się że tak po prostu sobie poszedł, musiałam go poszukać, udałam się w stronę wodospadu, myśląc że szedł się tylko napić.
Westro
-Ja nie jem i jakoś w furię jeszcze nie wpadłem- śledziłem ją wzrokiem
-Ale wiesz...ty jesteś inny, bo normalny mroczny koń to..
-Morduje i nie patrzy kogo- parsknąłem, przypomniało mi się dzieciństwo...
-Nie wszyscy
-Nie, bo ja tego nie robię
-Wiesz..nie wiem, może miałeś z nimi za mało wspólnego i..
-Miałem i to aż za wiele, nie dziękuję, nie byłem i nie będę tacy jak...oni- chciałem powiedzieć ty i oni, ale to byłoby trochę za wredne i zbyt pochopne stwierdzenie
-Wybacz, nie wiedziałam...ale chyba możesz mnie zrozumieć
-Taaa...
-Robię to dla bezpieczeństwa innych
-Dobra, rób co chcesz...bylebyś nie zaatakowała nikogo ze stada- zmierzyłem ją wzrokiem
-Dziękuję..
-Za co niby?
-Za zrozumiałość
-Proszę- przeszedłem obok niej, idąc dalej, w kierunku do którego zmierzałem, a był to wodospad
Wracałem już, nad wodopojem prawie nikogo nie było, tylko dwie klacze ze stada i małe stadko sarenek, o dziwo nie uciekły widząc mnie, może wiedziały że ja nie z tych?
-Westro!- odwróciłem się- tutaj jesteś, wystraszyłam się- przybiegła Eris, musiała szybko biec bo widziałem po niej zmęczenie, ale też jakby przerażenie w oczach
-Coś się stało?- przytuliła się naglę
-Zniknąłeś z rana, wystraszyłam się..
-Ale czego?
-Sam wiesz..
-Eh..- przytuliłem ją- tak, wiem- opuściłem łeb, na jej szyję- wybacz, zamierzałem wrócić zanim się obudzisz
-To nic, może trochę dramatyzuję
-Wcale nie, to zrozumiałe
-Jeszcze tak w środku nocy wszystkich obudziłam, tak mi się głupio zrobiło
-Ciiii- przysunąłem ją do siebie bardziej- nic się nie stało, przecież nie raz ktoś tak miał, zrozumieją, a jeśli nie...nie zwracaj na to uwagi
-Dobrze
-Będzie już okey?
-Yhym
-No- uśmiechnąłem się- wróćmy może do stada
-Tak..to chyba będzie dobry pomysł- odeszliśmy od wodopoju, i spokojnie wracaliśmy na łąkę, widziałem że Eris nadal to gnębi, wzrok miała zwieszony w dół, czasami tylko spoglądała przed siebie.
Został nam jeszcze kawałek do stada, kiedy naglę centralnie przed nami, przebiegła Damu, cała we krwi, pędziła gdzieś, ale tak biegła że potrąciła Eris, nawet się nie zatrzymała, tylko pobiegła dalej, miałem ochotę ją zatrzymać i trochę nią potrząsnąć, ale wolałem zostać przy Eris
-Wszystko w porządku? coś cię boli?
-Nie- podniosła się
-Jak ją tylko spotkam, to sobie z nią porozmawiam
-Nie warto, nic mi nie jest
-No jak chcesz, ale i tak jej to wypomnę
-Westro nie trzeba, na prawdę
-Ehhh no jak uważasz- i tak miałem zamiar przy pierwszej lepszej okazji zaczepić Damu, albo sam miałem zamiar ją specjalnie pchnąć
Damu
Ulżyło mi że... Odpuścił, ale chyba nie do końca mnie zrozumiał. Może nawet mną gardził, jak moja matka... Wbiłam szpony w ciało łani, bardzo głęboko i nagle, nie powinnam była wracać do starych przyzwyczajeń. Muszę zrezygnować z agresji, której tam się wyuczyłam że stała się moją udręką... Spuściłam łeb, odetchnęłam głęboko. Zapatrzyłam się w stronę w którą odszedł, odrywając szpony z mięsa równie momentalnie. Był jedynym mrocznym koniem tutaj, ogierem. Do tego bardzo łagodnym. Razem moglibyśmy dać początek czemuś nowemu. To niezwykła myśl. Zostałabym matką, bylibyśmy oboje, rodzicami. Razem. Dalibyśmy początek całkiem nowemu pokoleniu mrocznych koni. Już nie byłoby między naszą rasą, a zwykłymi końmi tej nienawiści, na pewno, z pokolenia na pokolenie mogliby z tym skończyć. Wystarczyło tylko dać temu szanse... Problem w tym że on mnie nie kocha, wciąż widywałam go z Eris. Teraz pewnie też z nią jest. Muszę go jakoś przekonać do siebie, w końcu jesteśmy tej samej rasy, powinnam mieć większe szanse, niż Eris, ale chyba nie mam żadnych. Na razie, to kwestia czasu i prób.
Powiodłam wzrokiem po zwłokach łani, jeszcze ich nie dokończyłam, a stałam tu już chwilę. Zanurzyłam więc kły w mięsie, rozrywając je, wciąż zamyślona. Niespodziewanie oberwałam w pysk, odruchowo prawie zaatakowałam tego kto mnie uderzył, miałam już rozwarty pysk i mordercze spojrzenie zwrócone... W zwykłą klacz?
- Co tu robisz? - parsknęłam: - To terytorium stada, wynoś się stąd! - zmierzyłam ją wzrokiem, groźnie odchylając uszy i napuszając sierść na całej powierzchni grzbietu. Cudem powstrzymałam się żeby jej nie zranić. Dlaczego obca klacz mnie tak potraktowała? Nawet jej nie znałam, ale... Zapach był znajomy, z lekka przyćmiony wonią krwi. Nie cofnęła się, patrząc tak samo wrogo, jak ja na nią.
- Długo tu nie pobędziesz, pokaże im jaka jesteś, odsuń się od tego! - odepchnęła mnie brutalnie.
- Uważaj... - zacisnęłam zęby... Nie mogę, już tak dobrze mi szło.
- Bestie!
- Odejdź stąd - ostrzegłam ją: - Nie należysz do stada, nie masz czego tu szukać!
- Nie mam przez ciebie! To nie twoje miejsce, dla takich jak ty miejsce jest tam! - wskazała w kierunku, w którym, jak zaszłoby się bardzo daleko, był mój dawny dom, którego nienawidziłam z całych sił. Nagle pojęłam kim ona jest. Ten zapach i głos, tego nie mogła zmienić jakąś dziwną magią.
- Matko? - wyprostowałam szyję, stawiając oba uszy w jej kierunku w oniemieniu, zauważyłam naszyjnik, to przez niego wyglądała jak ona by to nazwała, "normalnie": - Udało ci się... Ale nie jesteś taka jak oni, nie zmienisz tego kim się urodziłaś...
- Nienawidzę cię, udław się tym! - kopnęła w upolowaną przeze mnie zdobycz, brudząc mnie bardziej niż już byłam krwią. Naskoczyłam na nią, jej słowa ugodziły tak boleśnie... Chciałam ją tylko przewrócić, ale przypadkiem drasnęłam też szponem i to dość mocno.
- Zabij! No dalej! Taka jesteś! Jesteś moim największym błędem jaki popełniłam, ale ja bym cię nie zabiła, ty tylko marzysz by to zrobić ze mną!
- Nie... Przestań! Nie... - cofnęłam się gwałtownie, rzucając do ucieczki, po prostu już nie mogłam tego słuchać, znieść... Nie jestem potworem... Przecież to nie prawda, dlaczego ona mnie tak nienawidzi? Od zawsze... Po co tu przyszła, przecież w ogóle jej nigdy nie obchodziłam...
Pędziłam wprost na Westro i Eris, nie przyhamowałam nawet jak na nią wpadłam i przewróciłam, jakbym chciała się wyżyć, może i tak. Nie zatrzymałam się, bo nie chciałam by widzieli jak płaczę, dopiero nad wodospadem, wskakując do wody, musiałam pozbyć się tej całej krwi, położyłam się cała we wodzie, zanurzając przez chwilę też łeb, dałam sobie się wypłakać, w końcu nikogo tu nie było. Przyszli po chwili, byłam nadal roztrzęsiona, chciałam być sama.
- Na co się gapicie?! - krzyknęłam w ich stronę, większość poszła, zostali tylko ci, którzy się najwyraźniej mnie nie przestraszyli. Wyskoczyłam z wody, udając się szybko w kierunku jaskini, o tej porze dnia, nikogo tam nie będzie.
Eris
Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie było go obok, wystraszyła mnie, może chciała mnie nawet zaatakować? Nic jej nie zrobiłam. Popatrzyłam w oczy Westro, przez chwilę, uciekając wzrokiem. Nie wiem, na prawdę nie wiem czy to nie złudzenie, to możliwe by i on czuł coś do mnie?
- Nie przeszkadzało ci nigdy... Albo - chyba jednak wolałam nie pytać.
- Co? Powiedź - nalegał.
- Lepiej nie, to nie potrzebne, po co?
- O co chciałaś zapytać?
- To... - urwałam, widząc kontem oka Damu, odwróciłam łeb w jej kierunku, tym razem trzymała się od nas z daleka, zmierzała w stronę jaskini. Jak wróciłam wzrokiem do Westro patrzył w jej kierunku, poczułam dziwne ukłucie w sercu, po czym zorientowałam się że to nie tak. Nie patrzył na nią zbyt przyjaźnie. I już zniknęła z pola widzenia...
- Westro...
- To o co chciałaś zapytać?
- To nie ważne.
- Na pewno?
- Daj spokój, to głupie pytanie.
- Dlaczego?
- Bo... Wybacz, chyba wolałabym pobyć chwilę sama - chciałam już pójść, jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale Westro stanął mi na drodze: - Dobra, jak nie chcesz nie musisz pytać. Możemy sobie porozmawiać na jakieś luźniejsze tematy, co ty na to?
- Chyba jednak wolałabym już iść, spotkamy się później... - szukałam już jakieś wymówki, w ogóle co za pytanie wpadło mi do głowy? Jeszcze bym go uraziła, a nie o to mi chodziło, różniliśmy się, oczywiście, ale czemu miałoby mu to przeszkadzać, a jeśli przeszkadzało... Nie, unikałby mnie wtedy, chociaż... Sama już nie wiem. Jeszcze pomyślał by że mi to przeszkadza, a wcale tak nie jest, jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie... Tylko nie potrafiłam mu tego wyznać... Bałam się że mnie odrzuci, wolałam trwać przy nim w niepewności.
- Muszę sobie coś przemyśleć... Ten koszmar... Do zobaczenia później - ominęłam go, oglądając się za nim przez chwilę, trafiliśmy na siebie wzrokiem, uśmiechnęłam się do niego, choć nie często to robiłam, ale po co miałby się martwić, nic się takiego nie stało. Za parę godzin jak zapomni o tym pytaniu, znów się spotkamy, drugi raz pomyślę zanim coś powiem.
Damu
Było mi już lepiej, przynajmniej przestałam ronić łzy, choć ślad po nich pozostał. Poszłam do lasu, sprawdzić czy nadal tam była, ale odeszła... Na co sugerowały ślady kopyt i krwi. I lepiej żeby nie wracała, potrafiła tylko mnie ranić... Skierowałam swe kroki na łąkę, pokręcę się na uboczu jak zwykle, raczej nikt nie zechce ze mną rozmawiać, a nie miałam ochoty nikogo zaczepiać, z miernym skutkiem, chyba że... Westro, akurat był sam. Chciałam mu się wyżalić, nie miałam komu, a już uspokoiłam się na tyle żeby przy tym nie płakać. Akurat jak chciałam do niego podejść, zablokowało mi drogę kilka przechodzących obok mnie koni, przysłonili też widok. Westro już tam nie stał, musiał gdzieś pójść. Westchnęłam, wygląda na to że... Niespodziewanie wylądowałam na ziemi, dość boleśnie zresztą.
- Uważaj jak... - przerwałam na jego widok.
- Gniewasz się o tamto? - nie wstawałam, nieco zdziwiona że to zrobił.
- Brawo - powiedział ironicznie: - Co to miało być?
- Wypadek... Akurat wszystko chciałam ci opowiedzieć, przepraszam, poniosło mnie, ale to nie tylko moja wina... - przyznałam, chcąc mu wszystko wytłumaczyć, ale czy zechce mnie wysłuchać? I czy mi uwierzy?
Eris
Rozmyśliłam się zaledwie po kilku minutach, a wracając do stada, zobaczyłam ją, jak leżała przy nim. Chciała mi go odebrać? O to jej chodziło. Jakby nie mogła znaleźć sobie nikogo innego. Westro był dla mnie bardzo ważny, znaliśmy się od źrebaka, bez niego sobie nie poradzę. Nie mogłam tak stać, w jednej chwili przygnębiona tym widokiem, załamana, a w drugiej po prostu się zdenerwowałam.
- Zostaw go! Czego od nas chcesz?! - krzyknęłam, jeszcze stojąc dosyć daleko, ale już zbliżając się w jej stronę, znów się przestraszyłam, że nagle ona się na mnie rzuci... Choć nie wyglądała jakby miała teraz wstać i skoczyć ku mnie. Mimo to odbiegłam.
Damu
Nie zdążyłam nic jeszcze powiedzieć, ani nawet Westro, kiedy pojawiła się Eris i zaraz po tym niby ataku na mnie uciekła, a Westro oczywiście pobiegł za nią. Ruszyłam jego śladem i tak chciałam mu wszystko wytłumaczyć, nie zrobiłam tego celowo... A przynajmniej nie planowałam jej w ogóle tykać, choć teraz zagrała mi na nerwach.
Westro
-Eris zaczekaj!- dogoniłem ją dosyć szybko, nie było to takie trudne w sumie.
-Nie mogę...ja
-Ciii- uciszyłem ją- co się stało? czemu tak krzyknęłaś? no i dlaczego uciekłaś?
-Wystraszyłam się że się na mnie rzuci
-Nawet jeśli by chciała to bym jej na to nie pozwolił...ale czemu tak powiedziałaś
-No bo...tak leżała, obok ciebie...Westro mam tylko ciebie, wychowaliśmy się razem, nie chcę aby ona to popsuła..
-Nikt niczego nie zepsuje, a tym bardziej ona...a leżała dlatego, bo ją przewróciłem, oddałem jej za tamto, jak trąciła ciebie
-Tak mi głupio...przepraszam- uroniła kilka łez, przetarłem je jej
-Nie musi- przytuliłem- zapomnijmy o tym, chodź...pójdziemy na łąkę, tym razem razem
-Dobrze- zakryła oczy grzywką, nie chciała chyba aby inni widzieli jej łzy, zawsze taka była..nieśmiała, delikatna i urocza, a to pokochałem w niej od samego początku, jak tylko ją spotkałem, w sumie...nadal tak jest
-A ty tutaj czego?- na naszej drodze spotkałem Damu, chyba szła w naszą stronę
-Ja..- spojrzała na Eris- już nic- cofnęła uszy, patrząc na nią jakoś dziwnie
-To z łaski swojej idź sobie- mineliśmy ją, już myślałem że mamy spokój, kiedy tu naglę wyskoczyła jakaś klacz i odpechnęła odemnie Eris
-Precz od niej!- wrzasnęła
-Chyba sobie kpisz- zaśmiałem się i z łatwością ją odsunąłem, dostając sie do Eris
-Nie ufaj mu! każdy jest taki sam- parsknęła
-Ale ja nie wiem o co ci chodzi..- Eris cofnęła się, chowając za mną
-Daj jej spokój- tupnąłem kopytem
-Pewnie tylko wykorzystać ją chcesz, parszywy gatunek...do tego ogier, to diabła z wami! że takich też trzymają w stadzie, wyrzutki!
-Licz się ze słowami! sami przywódcy mnie za źrebaka uratowali i wychowywali, bo mój jakże cudowny gatunek chciał mnie zabić! nikogo nie miałem! rodzice mnie nie chcieli, bo byłem inny, nie taki jaki chcieli abym był, dwójka moich braci zginęła przez inne stado, siostre zabił jej partner bo była taka jak ja! moją siostrzenicę także nienawidzili, z powodu wyglądu, co ty możesz wiedzieć o nas!- nawrzeszczałem na nią, jak ja nie nawidzę wrzucania wszystkich do jednego wora, gdyby nie to że nie krzywdzę z byle powodu, już dawno by mnie popamiętała
-Westro spokojnie, chodźmy..proszę- Eris pociągnęła mnie za grzywę, ale to było tak delikatne że ledwie poczułem
-No dawaj! wiem że chcesz się na mnie rzucić, w każdym z was to drzemie- gotowałem się już w środku
-Precz stąd!- krzyknąłem stając dęba i z całej siły udrzając w ziemię przed nią, zryłem aż trawę
-Jeszcze wszyscy tego pożałujecie! ty także!- spojrzała na Eris i odbiegła
-Kto to był?...- obejrzała się za nią
-Jakaś psychopatka, niech się cieszy że nie krzywdzę z byle powodu- parsknąłem- ehh dobra, już jestem spokojny, wracajmy już
-Spokojnie Westro, wiesz jacy są niektórzy, może ma złe doświadczenie i dlatego tak się zachowuje...
-Nie chcę już o tym myśleć, chcę tylko trochę spokoju, najpierw ta cała Damu, a teraz ona...
-Westro...
-Tak, tak...wybacz, już jestem spokojny- zakmnąłem na chwilę oczy, i bardzo głęboko odetchnąłem.
Nastał wieczór, wszyscy już się zbierali do jaskini, w tym ja i Eris, tyle że ja..jako że jestem mrocznym koniem, byłem trochę bardziej aktywny w nocy i nie zbierało mi się na spanie, ale po Eris widziałem zmęczenie, stojąc, zasypiała opierając się o mnie
-To ja niedługo przyjdę
-Nie idziesz spać?
-Wiesz że muszę jeszcze trochę pochodzić o tej porze, niedługo wrócę
-Może pójdę z tobą
-Przecież widzę że jesteś śpiąca, idź spać, obiecuję że niedługo przyjdę
-No dobrze..
-Poradzisz sobie
-Tak
-Jakby co, to zwróć się do Lakszmi, ona ci pomoże jak będzie potrzeba
-Tak, tak..wiem
-Przyniosę ci coś- uśmiechnąłem się
-A co takiego?- zaciekawiła się
-A nie powiem bo niespodzianka
-No proszęęę
-Nie, dopiero później zobaczysz
-No dobrze- zaśmiała sie lekko
-To do później
-Do później- ułożyła się, kiedy zamknęła już oczy, ja wyszedłem na mały spacer do lasu, a przy okazj miałem zamiar przynieść prezent dla Eris, a dokładniej piękny kamień szlachetny na sznurku, który ostatnio znalazłem w górach, a kamyk i sznurek schowałem do otworu w drzewie, teraz roztało tylko zrobić w nim dziurę, a trudne to nie będzie, wystarczy użyć szponu.
Poszło szybciej niż myślałem, zarzuciłem sobie wisior na szyję, i poszedłem dalej, pochodzić sobie, naglę usłyszałem krzyki, jakby kłótni, poszedłem zaciekawiony w tym kierunku, i co zastałem? Damu i tą klacz co na mnie naskoczyła
-No proszę, proszę...czyżby panie się znały?- wyszedłem zza drzew
-Precz stąd!- krzyknęła klacz w moją stronę
-Pilnuj się w słowach- odpowiedziałem spokojnie
-Nie będziesz mi mówił co mam robić!- skoczyła naglę w moją stronę, chciałem tylko ją odepchnąć, a skoczyła wprost na moje kły, przez co drasnąłem ją w klatkę piersiową, i zachaczyłem też o ten jej naszyjnik, przez co go zerwałem...i zaraz po tym zamarłem w bezruchu
-I ty na mnie będziesz wrzeszczeć za to kim jestem!- kiedy już wiedziałem że jest mroczną klaczą, nie zawachałem się przed jej uderzeniem, nie zrobiłem jednak tego mocno
-Przestań!- krzyknęła Damu stając przedemną, tuż pod moimi kopytami kiedy stałem dęba...
Damu
Pokłóciłam się z matką żeby odeszła i zostawiła mnie w spokoju, Westro także, bo jego pewnie też będzie się czepiać, a może już nawet czepiała, stąd był taki wściekły, jak nas nakrył. Najpierw próbowałam ją stąd wypędzić, a teraz ratuje... To moja matka, nie potrafiłam inaczej, nadal w głębi duszy ją kochałam może nawet tak samo mocno jak byłam mała i marzyłam o jej matczynej miłości, której nigdy mi nie okazała, choćby w najmniejszym stopniu... Nie potrafiłam inaczej, jak podłożyć się Westro pod kopyta i to w najgorszym momencie, nie mógł się już zatrzymać, zdążyłam tylko krzyknąć, po czym oberwałam, lądując boleśnie na ziemi. To była kwestia sekund i tylko moja wina, zareagowałam zbyt impulsywnie, podskoczyłam do niego o wiele za blisko i to w trakcie ciosu jak już opadał na przednie nogi... Który przypadł mi, mama pewnie oberwałaby słabiej, bo była dalej, ale nie chciałam żeby ją bił... I szybko pożałowałam że ocaliłam jej skórę, jak tylko otworzyłam oczy, oszołomiona, zobaczyłam że jest już w trakcie ucieczki. Nie spytała nawet czy wszystko ze mną w porządku, bardziej chyba troszczyła się o ten głupi naszyjnik, którego brak zauważyłam, jak podnosiłam głowę.
- W porządku? - spytał Westro.
- Zostaw mnie! - pokazałam mu kły, odruchowo chcąc go zaatakować, w porę się opanowałam... Podniosłam się gwałtownie, czując drobne rozcięcie na policzku: - Zostaw... - powtórzyłam, z łzami w oczach, odchodząc gdzieś głęboko w las, byle z dala od niego. Nie znosi mnie tak samo jak matka... No jasne, przecież żywię się mięsem, jestem "taka jak oni". To zrozumiałe. Nikt mnie tu nie znosi, ona ma rację... Uderzyłam z całej siły w drzewo, ledwo wyjmując z niego szpony, a potem w kolejne i znów chciałam się rzucić na... Powinnam przestać, już dość, zacisnęłam oczy, stając przez chwilę ze spuszczonym łbem, za kilkanaście minut powinno mi być lepiej, muszę pomyśleć o czymś miłym.
Eris
Przebudziłam się zaraz po tym jak przyśnił mi się Westro z Damu, byli razem, a Damu uśmiechała mi się perfidnie prosto w oczy, roześmiała się demonicznie, a jej łeb zaczął wirować w moim kierunku, a kły były coraz większe i większe, nasączone moją krwią... Poderwałam gwałtownie głowę, tym razem zabrakło mi tchu by obudzić się z krzykiem, czułam jak po czole spływają mi kropelki potu. Sapnęłam kilkakrotnie, dopiero po chwili uspokajając oddech. Rozejrzałam się prawie że rozpaczliwie po jaskini, jeszcze nie wrócił, nie mogłam tak po prostu zasnąć, co jeśli on z nią na prawdę jest? Wyszłam na zewnątrz, idąc na początku do lasu, ledwo co dostrzegałam w tych ciemnościach jakieś kształty, przymrużyłam oczy, to chyba była sylwetka konia, ale Westro byłby na pewno nieco większy... Nie potrzebnie podchodziłam, to pewnie... Nagle rzuciła się w moim kierunku, miałam wrażenie że już zanurzyła szpony w moim ciele, zastygłam przerażona w miejscu, nie mogąc oderwać wzroku od jej świecących krwistą czerwienią oczu. Tuż przy moim pysku. Moje najgorsze przypuszczenia się spełniły, to Damu.
- Eris... - powiedziała przez zaciśnięte zęby, sierść stała jej jak u jeża, próbowałam coś z siebie wydusić, ale nie mogłam... Zastygłam zupełnie w miejscu.
- Czego ode mnie chcesz?! Dlaczego się do mnie skradasz?! - wrzasnęła, wyglądała jak najgorszy koszmar w czającym się dookoła mroku. Miałam wrażenie że za chwilę mnie zabije... Błagałam w duchu żeby pojawił się tu Westro. A nigdzie go nie było. Byłam zupełnie sama.
- Ja... - przełknęłam ślinę.
- Ach! - poruszyła się gwałtownie, przecinając szponem powietrze, blisko mojej nogi. Miałam już łzy w oczach, nie miałam pojęcia co mi jest, czy to przez ten koszmar, który przed momentem mi się przyśnił?
- Nie krzywdź mnie... - wyszeptałam.
- Odprowadzę cię do stada, chodź, zanim Westro nas nakryję - poszła przodem, udało mi się jakoś otrząsnąć i ani mi się śniło iść za nią. Uciekłam, nie wiem dokąd, było ciemno, strasznie ciemno, chmury wręcz przysłoniły cały księżyc. Kilka razy zdarzyło mi się wpaść na drzewa i chyba coraz bardziej się gubiłam, ale zgubiłam też i ją, chyba... Rozejrzałam się, nie widziałam nigdzie żadnych czerwonych oczu, te Westro bym poznała, one nie były przerażające, uspokoiłabym się gdybym mogła je zobaczyć. Zaczęło padać, musiałam ukryć się pod losowym drzewem i wtedy dostrzegłam jaskinie, przez z trudem przebijające się przez chmury i korony drzew światło księżyca. Chyba jakoś wróciłam, weszłam do środka, nieświadoma że nikogo tam nie ma. Jak tylko się zorientowałam, spanikowałam kompletnie, obracałam się wokół własnej osi, nie mogą znaleźć wyjścia, choć miałam je tuż przed nosem, końcem końców jakoś wybiegłam i nie zamierzałam się zatrzymać, chciałam jak najszybciej znaleźć Westro, przez co jeszcze bardziej zabłądziłam, zrozumiałam to kiedy znalazłam się przy wulkanach.
Damu
- ... więc już wiesz jaka ona potrafi być, to nie moja wina że... Po co ja w ogóle ci to mówię? - byłam już tak zdesperowana że to jej się wyżaliłam o wszystkim. Może przynajmniej przestała się tak bać. Wolałabym powiedzieć o tym Westro, może zrozumiałby wtedy pewne rzeczy i traktował mnie nieco lepiej, bo na razie nie doszło między nami chociaż do porozumienia. Odwróciłam się do niej, byłyśmy już na miejscu. Byłam. Jej nigdzie nie widziałam, chyba za mną w ogóle nie poszła.
- Eris? - miałam nadzieje że skryła się za pobliskim drzewem, że po prostu była w pobliżu. A zresztą co ona mnie obchodzi. Westro ją znajdzie jak odkryje że jej nie ma. W ogóle jak mogło mi to umknąć? To nie możliwe bym traciła zmysły, to chyba zmęczenie. Westro właśnie tu szedł, spojrzał na mnie krzywo: - Co jej zrobiłaś? Gdzie ona jest?! - krzyknął na mnie, chyba już jej szukał.
- Kto?
- Nie udawaj.
- Dobra... - westchnęłam, zamierzałam mówić szybko, by nie dać mu dojść do słowa, tak też mówiłam i trochę nerwowo: - Była w lesie, chyba cię szukała, trafiła na mnie i chciałam ją odprowadzić, ale zniknęła mi po drodze, przestraszyła się, ja ją przestraszyłam, ale nic jej nie zrobiłam, chociaż mogłam, bo byłam strasznie nerwowa tym co się wcześniej stało...
Eris
Cofnęłam się, nie mogłam tu zostać, Westro będzie się nie potrzebnie o mnie martwił. Nie chciałam sprawiać kłopotu, to najgorsze co mogłabym zrobić. Być problemem, nie, wolałam by było odwrotnie, by nie musiał mi pomagać, bardzo się o to zawsze starałam... Zastanowiłam się chwilę, starając się otrząsnąć z paniki. Muszę zawrócić, jak będę szła prosto tak wyjdę z lasu po drugiej stronie i wtedy na pewno... Obym zorientowała się w terenie. Ruszyłam już, jak tylko myślałam o Damu, nachodziły mnie dziwne emocje, strach, gniew, desperacja... Ubzdurałam sobie, a może wcale nie, że mi go odbierze.
- Westro! - zawołałam, mając nadzieje że mnie szukał. Niespodziewanie coś wyskoczyło wprost na mnie... Zostałam ogłuszona, w ostatnim momencie orientując się że to mroczna klacz, Damu?
Ocknęłam się zamknięta w jaskini, myślałam że serce mi wyskoczy, zbliżyłam się gwałtownie do ściany, panowała tu absolutna ciemność, do środka nie wpadały żadne promyki.
- Westro! Pomocy! - krzyknęłam panicznie, próbując znaleźć wyjście po omacku, nie odstępowałam ścian, przytulałam się do nich bokiem, ocierając go sobie w rezultacie dosyć mocno, o chropowatą powierzchnie. W ciemnościach pojawiły się momentalnie czerwone oczy, ona je otworzyła. Jak już miałam umierać to wszystko już było mi jedno, mogłam nawet krzyczeć, przez łzy, bo byłam pewna, pewna że albo ta jaskinia się zapadnie, albo ona mnie zabije...
- Ta klacz miała rację! Jesteś potworem! Ale nie Westro, on nie! I nigdy nie będzie taki jak ty!
- Jesteś pewna? - ten głos nie należał do Damu: - Dobrze, sama tego chciałaś, pokaże ci jakie są mroczne konie, po tym co tam zobaczysz już nigdy nie zaufasz żadnemu z nich! - szarpnęła mnie mocno za grzywę, prowadząc siłą w tych ciemnościach, zapierałam się nogami, nie miałam pojęcia że to ktoś inny... Ten głos był znajomy, czy to nie ten sam jaki miała ta klacz? Ciągnęła mnie za sobą gdzieś w ciemnościach. Moja chwilowa odwaga została zastąpiona przez strach.
- Zobaczysz... Poczujesz na własnej skórze, jacy oni są okrutni - wyszeptała, jej kły jakby zniknęły dziwnym sposobem...
Westro
-Jeśli coś jej się stało..- spojrzałem na nią nienawistnie
-To już na pewno nie z mojej winy
-Jeżeli kłamiesz to tego pożałujesz- pchnąłem ją i pobiegłem w las, wołałem, szukałem, cały las obeszłem dookoła, i nic, poszedłem więc nad wulkany, później w góry, nad wodospad i plażę, no jak kamień w wodę, nigdzie jej nie było
-Eris!!- wydarłem się, miałem nadzieję że mnie usłyszy, że może gdzieś usnęła, lub ze strachu boi sie wyjść, na bank Damu jej coś zrobiła, po spotkaniu z nią naglę zniknęła, a sama przyznała że ją zdenerwowała. Uderzyłem kopytem o ziemię i zrobiłem szybki zwrot na zadzie, i galopem ruszyłem do stada. Wbiegłem do jaskini, nadchodził już ranek, więc większość się już budziła, wypatrzyłem ją gdzieś w głębi, pewnym krokiem zmierzałem ku niej.
-Wstawaj- chwyciłem ją za grzywę i podniosłem
-Co ty..zwariowałeś?!- wyrwała się warcząc na mnie
-Co jej robiłaś?
-Nic!
-Jasne! od początku coś do niej masz! najpierw to potrącenie, a teraz? co?! zdenerwowała cię swoją obecnością?!- podniosłem kopyto
-Przestań! to wcale nie jest prawda! nic jej nie zrobiłam, na prawdę!
-To gdzie jest?! czemu zniknęła po spotkaniu z tobą? no czemu?!- obudziłem już chyba pozostałe konie, leżały i przyglądały się całej sytuacji
-Nie wiem! wystraszyła się i uciekła
-Bo pewnie jej groziłaś
-Nic nawet złego jej nie powiedziałam! jak jest taką boidupą to nic dziwnego!
-Zamknij się morderczynio!- wywrzeszczałem
-Nie jestem nią!
-Co? inni nie wiedzą?! jesteś parszywą morderczynią! zasłaniasz się furią! bzdura! po prostu chcesz mordować!
-Przestań! to nie prawda!- krzyknęła już z załamanym głosem, rozglądała się po koniach które zebrały się w jaskini- kłamiesz...
-Kto tutaj kogo okłamuje?!
-Ja..- spojrzała na innych, mieli wzrok jakby zaraz chcieli ją zlinczować, wyleciały jej nawet dwie pojedyńcze łzy- zostawcie mnie wszyscy!- krzyknęła, ruszyła w stronę wyjścia ale ktoś ją uderzył i upadła na ziemię
-Morderczyni! dla takich nie ma tutaj miejsca!- krzyknął ktoś ze stada i jako pierwszy obłożył ją ciosami, za nim przyłączyło sie jeszcze kilka koni
-Przestańcie!- warknęła jeżąc sierść, wierzgała kopytami próbując ich odgonić, raniła kilku ale szybko ją obezwładnili, kilka rosłych ogierów
-Westro..- spojrzała na mnie błagalnie
-Wiesz co..sam powinienem im pomóc, ale nie będę juz strzępić na ciebie nerwów- ominąłem ją wychodząc
-Nie..Westro proszę- krzyczała
-Dobra, puszczamy ją, niech idzie..i to jak najdalej stąd!- jeden z ogierów zadał jej ostatni cios, mocny w brzuch, aż wypluła krew, odpuścili, a ona wstała i zerwała się do biegu, uciekła w las..
Nadal szukałem Eris, teraz zapuściłem się aż w góry, chodziłem już po nich przez półtora dnia, głodny, bo nigdzie nie rosła trawa, chyba że w dolinach, ale od kilku dni chodziłem po gołych szczytach gór, jedyne co spotykałem po drodze, to ptaki i kozice, które schodziły ze szczytów w dolne partie gór, byłem taki już głodny..ale nie..mięsa nie zjem, wolę głodować...
-Ściemniało się, i robiło chłodno, i to bardzo, do tego ten porywisty wiatr, schowałem się w jakiejś niewielkiej jaskini, dosłownie tylko na jednego konia, i tak w niej zasnąłem...
Usłyszałem krzyk, i do taki że aż mnie uszy zabolały, wyjrzałem zza skalnej ściany, biegła tu..Damu? a ta skąd tutaj, przewróciłem oczami i parsknąłem, wychodząc, uderzyła o mnie
-Westro..błagam, pomóż mi- schowała się naglę za mną
-O co ci znowu chodzi, i jak mnie znalazłaś?
-Po zapachu...musiałam uciec, goni mnie
-Że kto?- wskazała łbem przed siebie, biegł tu jakiś koń, mroczny
-I że ja mam cię przed nim obronić
-Błagam- spojrzała na mnie ze łzami w oczach
-Zapomnij- zawróciłem
-Westro!- krzyknęła rozpaczliwie
-Daruj sobie- nie zwracałem na nią uwagi, ale wbiegła naglę na mnie tak, że tylne kopyto mi się ześlizgnęło po skałach, przez co prawie spadłem, gdyby nie szpony
-Zwariowałaś?!
-Wybacz..ale proszę, pomóż mi
-To twój problem, nie mój- pchnąłem ją na ścianę, nie interesowały mnie jej problemy, i na pewno nie będę ich za nią rozwiązywać, odwróciłem się, tylko raz, z ciekawości...
- Ach! - poruszyła się gwałtownie, przecinając szponem powietrze, blisko mojej nogi. Miałam już łzy w oczach, nie miałam pojęcia co mi jest, czy to przez ten koszmar, który przed momentem mi się przyśnił?
- Nie krzywdź mnie... - wyszeptałam.
- Odprowadzę cię do stada, chodź, zanim Westro nas nakryję - poszła przodem, udało mi się jakoś otrząsnąć i ani mi się śniło iść za nią. Uciekłam, nie wiem dokąd, było ciemno, strasznie ciemno, chmury wręcz przysłoniły cały księżyc. Kilka razy zdarzyło mi się wpaść na drzewa i chyba coraz bardziej się gubiłam, ale zgubiłam też i ją, chyba... Rozejrzałam się, nie widziałam nigdzie żadnych czerwonych oczu, te Westro bym poznała, one nie były przerażające, uspokoiłabym się gdybym mogła je zobaczyć. Zaczęło padać, musiałam ukryć się pod losowym drzewem i wtedy dostrzegłam jaskinie, przez z trudem przebijające się przez chmury i korony drzew światło księżyca. Chyba jakoś wróciłam, weszłam do środka, nieświadoma że nikogo tam nie ma. Jak tylko się zorientowałam, spanikowałam kompletnie, obracałam się wokół własnej osi, nie mogą znaleźć wyjścia, choć miałam je tuż przed nosem, końcem końców jakoś wybiegłam i nie zamierzałam się zatrzymać, chciałam jak najszybciej znaleźć Westro, przez co jeszcze bardziej zabłądziłam, zrozumiałam to kiedy znalazłam się przy wulkanach.
Damu
- ... więc już wiesz jaka ona potrafi być, to nie moja wina że... Po co ja w ogóle ci to mówię? - byłam już tak zdesperowana że to jej się wyżaliłam o wszystkim. Może przynajmniej przestała się tak bać. Wolałabym powiedzieć o tym Westro, może zrozumiałby wtedy pewne rzeczy i traktował mnie nieco lepiej, bo na razie nie doszło między nami chociaż do porozumienia. Odwróciłam się do niej, byłyśmy już na miejscu. Byłam. Jej nigdzie nie widziałam, chyba za mną w ogóle nie poszła.
- Eris? - miałam nadzieje że skryła się za pobliskim drzewem, że po prostu była w pobliżu. A zresztą co ona mnie obchodzi. Westro ją znajdzie jak odkryje że jej nie ma. W ogóle jak mogło mi to umknąć? To nie możliwe bym traciła zmysły, to chyba zmęczenie. Westro właśnie tu szedł, spojrzał na mnie krzywo: - Co jej zrobiłaś? Gdzie ona jest?! - krzyknął na mnie, chyba już jej szukał.
- Kto?
- Nie udawaj.
- Dobra... - westchnęłam, zamierzałam mówić szybko, by nie dać mu dojść do słowa, tak też mówiłam i trochę nerwowo: - Była w lesie, chyba cię szukała, trafiła na mnie i chciałam ją odprowadzić, ale zniknęła mi po drodze, przestraszyła się, ja ją przestraszyłam, ale nic jej nie zrobiłam, chociaż mogłam, bo byłam strasznie nerwowa tym co się wcześniej stało...
Eris
Cofnęłam się, nie mogłam tu zostać, Westro będzie się nie potrzebnie o mnie martwił. Nie chciałam sprawiać kłopotu, to najgorsze co mogłabym zrobić. Być problemem, nie, wolałam by było odwrotnie, by nie musiał mi pomagać, bardzo się o to zawsze starałam... Zastanowiłam się chwilę, starając się otrząsnąć z paniki. Muszę zawrócić, jak będę szła prosto tak wyjdę z lasu po drugiej stronie i wtedy na pewno... Obym zorientowała się w terenie. Ruszyłam już, jak tylko myślałam o Damu, nachodziły mnie dziwne emocje, strach, gniew, desperacja... Ubzdurałam sobie, a może wcale nie, że mi go odbierze.
- Westro! - zawołałam, mając nadzieje że mnie szukał. Niespodziewanie coś wyskoczyło wprost na mnie... Zostałam ogłuszona, w ostatnim momencie orientując się że to mroczna klacz, Damu?
Ocknęłam się zamknięta w jaskini, myślałam że serce mi wyskoczy, zbliżyłam się gwałtownie do ściany, panowała tu absolutna ciemność, do środka nie wpadały żadne promyki.
- Westro! Pomocy! - krzyknęłam panicznie, próbując znaleźć wyjście po omacku, nie odstępowałam ścian, przytulałam się do nich bokiem, ocierając go sobie w rezultacie dosyć mocno, o chropowatą powierzchnie. W ciemnościach pojawiły się momentalnie czerwone oczy, ona je otworzyła. Jak już miałam umierać to wszystko już było mi jedno, mogłam nawet krzyczeć, przez łzy, bo byłam pewna, pewna że albo ta jaskinia się zapadnie, albo ona mnie zabije...
- Ta klacz miała rację! Jesteś potworem! Ale nie Westro, on nie! I nigdy nie będzie taki jak ty!
- Jesteś pewna? - ten głos nie należał do Damu: - Dobrze, sama tego chciałaś, pokaże ci jakie są mroczne konie, po tym co tam zobaczysz już nigdy nie zaufasz żadnemu z nich! - szarpnęła mnie mocno za grzywę, prowadząc siłą w tych ciemnościach, zapierałam się nogami, nie miałam pojęcia że to ktoś inny... Ten głos był znajomy, czy to nie ten sam jaki miała ta klacz? Ciągnęła mnie za sobą gdzieś w ciemnościach. Moja chwilowa odwaga została zastąpiona przez strach.
- Zobaczysz... Poczujesz na własnej skórze, jacy oni są okrutni - wyszeptała, jej kły jakby zniknęły dziwnym sposobem...
Westro
-Jeśli coś jej się stało..- spojrzałem na nią nienawistnie
-To już na pewno nie z mojej winy
-Jeżeli kłamiesz to tego pożałujesz- pchnąłem ją i pobiegłem w las, wołałem, szukałem, cały las obeszłem dookoła, i nic, poszedłem więc nad wulkany, później w góry, nad wodospad i plażę, no jak kamień w wodę, nigdzie jej nie było
-Eris!!- wydarłem się, miałem nadzieję że mnie usłyszy, że może gdzieś usnęła, lub ze strachu boi sie wyjść, na bank Damu jej coś zrobiła, po spotkaniu z nią naglę zniknęła, a sama przyznała że ją zdenerwowała. Uderzyłem kopytem o ziemię i zrobiłem szybki zwrot na zadzie, i galopem ruszyłem do stada. Wbiegłem do jaskini, nadchodził już ranek, więc większość się już budziła, wypatrzyłem ją gdzieś w głębi, pewnym krokiem zmierzałem ku niej.
-Wstawaj- chwyciłem ją za grzywę i podniosłem
-Co ty..zwariowałeś?!- wyrwała się warcząc na mnie
-Co jej robiłaś?
-Nic!
-Jasne! od początku coś do niej masz! najpierw to potrącenie, a teraz? co?! zdenerwowała cię swoją obecnością?!- podniosłem kopyto
-Przestań! to wcale nie jest prawda! nic jej nie zrobiłam, na prawdę!
-To gdzie jest?! czemu zniknęła po spotkaniu z tobą? no czemu?!- obudziłem już chyba pozostałe konie, leżały i przyglądały się całej sytuacji
-Nie wiem! wystraszyła się i uciekła
-Bo pewnie jej groziłaś
-Nic nawet złego jej nie powiedziałam! jak jest taką boidupą to nic dziwnego!
-Zamknij się morderczynio!- wywrzeszczałem
-Nie jestem nią!
-Co? inni nie wiedzą?! jesteś parszywą morderczynią! zasłaniasz się furią! bzdura! po prostu chcesz mordować!
-Przestań! to nie prawda!- krzyknęła już z załamanym głosem, rozglądała się po koniach które zebrały się w jaskini- kłamiesz...
-Kto tutaj kogo okłamuje?!
-Ja..- spojrzała na innych, mieli wzrok jakby zaraz chcieli ją zlinczować, wyleciały jej nawet dwie pojedyńcze łzy- zostawcie mnie wszyscy!- krzyknęła, ruszyła w stronę wyjścia ale ktoś ją uderzył i upadła na ziemię
-Morderczyni! dla takich nie ma tutaj miejsca!- krzyknął ktoś ze stada i jako pierwszy obłożył ją ciosami, za nim przyłączyło sie jeszcze kilka koni
-Przestańcie!- warknęła jeżąc sierść, wierzgała kopytami próbując ich odgonić, raniła kilku ale szybko ją obezwładnili, kilka rosłych ogierów
-Westro..- spojrzała na mnie błagalnie
-Wiesz co..sam powinienem im pomóc, ale nie będę juz strzępić na ciebie nerwów- ominąłem ją wychodząc
-Nie..Westro proszę- krzyczała
-Dobra, puszczamy ją, niech idzie..i to jak najdalej stąd!- jeden z ogierów zadał jej ostatni cios, mocny w brzuch, aż wypluła krew, odpuścili, a ona wstała i zerwała się do biegu, uciekła w las..
Nadal szukałem Eris, teraz zapuściłem się aż w góry, chodziłem już po nich przez półtora dnia, głodny, bo nigdzie nie rosła trawa, chyba że w dolinach, ale od kilku dni chodziłem po gołych szczytach gór, jedyne co spotykałem po drodze, to ptaki i kozice, które schodziły ze szczytów w dolne partie gór, byłem taki już głodny..ale nie..mięsa nie zjem, wolę głodować...
-Ściemniało się, i robiło chłodno, i to bardzo, do tego ten porywisty wiatr, schowałem się w jakiejś niewielkiej jaskini, dosłownie tylko na jednego konia, i tak w niej zasnąłem...
Usłyszałem krzyk, i do taki że aż mnie uszy zabolały, wyjrzałem zza skalnej ściany, biegła tu..Damu? a ta skąd tutaj, przewróciłem oczami i parsknąłem, wychodząc, uderzyła o mnie
-Westro..błagam, pomóż mi- schowała się naglę za mną
-O co ci znowu chodzi, i jak mnie znalazłaś?
-Po zapachu...musiałam uciec, goni mnie
-Że kto?- wskazała łbem przed siebie, biegł tu jakiś koń, mroczny
-I że ja mam cię przed nim obronić
-Błagam- spojrzała na mnie ze łzami w oczach
-Zapomnij- zawróciłem
-Westro!- krzyknęła rozpaczliwie
-Daruj sobie- nie zwracałem na nią uwagi, ale wbiegła naglę na mnie tak, że tylne kopyto mi się ześlizgnęło po skałach, przez co prawie spadłem, gdyby nie szpony
-Zwariowałaś?!
-Wybacz..ale proszę, pomóż mi
-To twój problem, nie mój- pchnąłem ją na ścianę, nie interesowały mnie jej problemy, i na pewno nie będę ich za nią rozwiązywać, odwróciłem się, tylko raz, z ciekawości...
Damu
Byłam przekonana że tutaj jest mój dom, mimo że nikt mnie specjalnie nie lubił, to jednak wydawało mi się że jestem tu bezpieczna, że znajdę w końcu własne szczęście i spełnię swoje marzenie. Nie było tak źle, a nawet dobrze, gdyby nie Westro. Od momentu, w którym mnie przyłapał na zjadaniu mięsa, aż po teraz, jak oskarżył mnie o bycie morderczynią... Może w pewnym sensie miał rację, w końcu pożywiałam się mięsem, ale to przecież dla nas naturalne. A ja nie, nie zrobiłam tego, nigdy nie zabiłabym żadnego konia. Zraniłam, może nawet bardzo, ale nie zabiłam...
I znów musiałam uciekać... Wyrzucona za to że urodziłam się mrocznym koniem. Wszystko przecież było jednym wielkim nieporozumieniem, a ja nie miałam jak tego odkręcić... Dlaczego on mi nie wierzył? Dlaczego oni wszyscy byli przeciwko mnie?... Dlaczego Westro nie potrafił mnie zrozumieć? Należeliśmy do tego samego gatunku, nie zrobiłam nic złego... To nie moja wina że Eris gdzieś przepadła! Pożałowałam tego że chciałam ją odprowadzić do stada... Mogłam ją zignorować, pójść od razu jak się na mnie natknęła w własną stronę. Gdybym wiedziała jak to się skończy. Wybiegłam aż poza granice terytorium, tak jak chcieli. Cała poobijana, z własną krwią, kapiącą mi z pyska. Tak zdołowana że najmniejsze na co teraz miałam ochotę, na co w ogóle miałabym kiedykolwiek ochotę to spotkanie matki. Jakby czekała tam na mnie, znów o wyglądzie zwykłego konia, z tym samym naprawionym już naszyjnikiem na szyi.
- Dlaczego mnie nie zabiłaś, jak tak bardzo mnie nienawidzisz!? - krzyknęłam na nią, nie pozwalając jej dojść do głosu, przynajmniej ten jej zadowolony z czegoś uśmiech zniknął: - Dlaczego pozwoliłaś mi żyć i się mną opiekowałaś, zostawiając dopiero wtedy kiedy mogłam poradzić sobie sama?! W końcu teraz masz taki problem żeby się mnie pozbyć! Czego ty ode mnie jeszcze chcesz?! Co ja ci zrobiłam?! - wrzasnęłam, zbliżając się gwałtownie, przycisnęłam mocno kopyta do ziemi, żeby na nią przypadkiem nie skoczyć, cała aż się trzęsłam, powstrzymując się od ataku, łzy wydostały mi się z oczu, sierść miałam całą nastroszoną, a kły na wierzchu, warcząc na nią, cofnęła się o krok, wtem poczułam że ma na sobie jakiś zapach... Eris.
- To przez ciebie... - parsknęłam: - To ty! Ty jej coś zrobiłaś! Gdzie ona jest?!
- Twoje próby oczyszczenia się w ich oczach i tak są daremne - skryła się za drzewem, próbowała się wymknąć, ale ją chwyciłam, za mocno, zamiast trafić tylko na grzywę, przebiłam jej kłami grzbiet szyi, bo poczułam aż jej krew w pysku, syknęła z bólu, próbując się wyszarpać.
- Co jej zrobiłaś?!
- Wiesz że nic - odepchnęła mnie od siebie, mierząc wzrokiem: - Ja nie jestem taka jak wy... To twoi bracia i siostry zajęli się resztą, załatwiłam dwie sprawy za jednym zamachem, teraz jeszcze Westro...
- Co?! Jak mogłaś przyprowadzić ją do stada mrocznych koni!? - chciałam ją rzucić na drzewo, ale odskoczyła w bok: - I nie nazywaj ich tak, bo nic dla mnie nie znaczą! - krążyłam wokół niej, czaiłam się jak na ofiarę, nie dając jej szansy ucieczki.
- A powinni, bo tylko tam jest twoje miejsce!
Krzyknęłam ze złości, nie mogąc się powstrzymać, zaatakowałam, raz po raz, trafiając najczęściej w drzewa za nią. Miałam opory by skrzywdzić własną matkę i tylko przez nerwy, które we mnie buzowały zadałam jej kilka krwawych ciosów. Matka wykorzystała momenty w których nie trafiałam w nią i uciekła. Szarpnęłam się, wydostając przednie szpony z kory drzewa. Oddychałam bardzo szybko, próbując jakoś się uspokoić, ale nie mogłam. Za dużo się tego zgromadziło na raz... Zacisnęłam ślepia, słysząc jej tętent kopyt oddalający się z chwili na chwilę, gdybym za nią pobiegła, nie wiem czy wyszłaby z tego cało...
Wyruszyłam do stada, znienawidzonego stada, w którym to przyszłam na świat. Z myślą uwolnienia Eris, chyba tylko ona mogła teraz pomóc mi przekonać Westro że nic jej nie zrobiłam. A jak matka mnie okłamała i wcale jej tu nie ma?... Nie miała nic nigdy do zwykłych koni, ale one też, zawsze jak ona, nienawidziły tych mrocznych.
Zakradłam się, znałam jeden tunel, który prowadził na skalną półkę, z której wszystko było widoczne z góry. Odnalazłam wzrokiem Eris z mrocznymi źrebakami, była w fatalnym stanie, uczyli je na nią polować. Źrebaki które były słabsze też były atakowane przez te większe. Wszystko po to by rozwinąć u źrebiąt agresje i instynkt zabijania. Eris uciekała przed nimi z końca na drugi koniec, pilnowana przez dorosłe ogiery, które raniły o wiele dotkliwiej jak się chciała wymknąć. Musiałam zaczekać, patrząc na to wszystko bezsilnie. Nie mogłam się tam nagle znaleźć, nie miałabym najmniejszych szans z całym stadem. Przyprowadzanie tutaj Westro, samo przebywanie tutaj to jak samobójstwo. Zwłaszcza że mnie uznawano za zdrajczyni, podobnie jak moją matkę.
Eris
Upadłam, wycieńczona, zamykając w przerażeniu oczy i czując jak z różnych stron mroczne źrebaki raniły mnie szponami i wbijały we mnie kły.
- Dobra, dosyć już! - usłyszałam głos jakiegoś ogiera, podniósł mnie, raniąc w to jedno, to samo miejsce na szyi, które zdążył mi zrobić, jęknęłam z bólu, czując jak te źrebaki podgryzają mnie jeszcze za nogi, jedno z nich wyrwało mi kawałek mięsa. A on rzucił mną o ścianę, gdzie pilnowała mnie jedna z mrocznych klaczy, raniła, przy najmniejszym poruszeniu się, więc nawet nie drgnęłam, nie otwierając oczu i słysząc jak tamten ogier chwali te najbardziej agresywne źrebaki, a inne krzyczały z bólu, chyba ranione przez niego. Otworzyłam na w pół oczy, patrząc na chwilę na pilnującą mnie mroczną klacz, obserwowała teraz źrebaki, więc skryłam głowę za własną grzywą, roniąc w ciszy łzy i w strachu tłumiąc w sobie każdy dźwięk, mimo że ogarniał mnie niesamowity ból, już nawet przy każdym oddychaniu. To ta klacz z naszyjnikiem mi to zrobiła, zaprowadziła mnie tu, na jakąś skalną półkę, zrzucając mnie do nich... Widziałam tylko jak uciekła, cudem nic sobie nie złamałam po takim upadku, a oni... Oni mnie wtedy otoczyli i skończyłam jako ofiara dla ich źrebiąt, żeby, żeby uczyły się... Polować... Na mnie...
Większość zasnęła, ja nie mogłam. Wystraszyłam się, kiedy ktoś mnie szturchnął, przysunęłam się do ściany, całej w mojej krwi.
- Uciekamy... - szepnęła jakaś inna mroczna klacz, nie byłam w stanie jej poznać, w przerażeniu myliłam każdego z każdym i chyba poznałabym tylko Westro... Ale chyba już, już go nigdy nie zobaczę.
- Ruszaj - podniosła mnie na siłę, patrząc na tą, która mnie pilnowała. Musiała posuwać mnie po ziemi, bo w strachu nie byłam w stanie się poruszyć. Dopiero po kilkunastu minutach jakoś zaczęłam przebierać nogami.
- Idź przodem, znów byś mi zniknęła - powiedziała nerwowo, pchając mnie w kierunku jakiegoś tunelu. Było zbyt ciemno, bym mogła się zorientować dokąd iść, ale poszłam na oślep, czując jej oddech tuż obok i mając wrażenie że jak się zatrzymam to zada mi ból, jak oni wszyscy, albo gorzej... Rozszarpie mnie na strzępy...
Damu
Nie tylko ona była przerażona, ale też ja, długo już tak się nie bałam. Oglądałam się wciąż do tyłu, w rosnącej panice. Przez to wszystko, zapomniałam że ona nie widzi w ciemnościach, wpadła na ścianę i nawet taki hałas wystarczył.
- Biegnij... - wyrwało mi się nieco głośniej niż powinno, ale musiałyśmy teraz już uciekać, zobaczyłam jak jeden z ogierów pojawił się na początku tunelu. Eris uciekała po omacku, a ja zaraz za nią, starając się dorównać jej kroku i odpychać za każdym razem jak miała uderzyć o ścianę. On był zaraz za nami, a przed nami rozwidlenie tunelu, na dwa zupełnie inne kierunki, ona pobiegła w nie ten co trzeba, nie zdążyłam chwycić za jej grzywę... Musiałam zawrócić, albo ją zostawić na pastwę mrocznego ogiera, w końcu to ja lepiej znałam te tunele... Zawróciłam, szarżując wprost na niego by zyskać na czasie. Zaatakowałam go gwałtownie, obrywając przy tym też od niego i wyszarpując własną grzywę z jego pyska, w którym został kęp moich włosów. Pobiegłam za Eris, ostatecznie nie mogąc jej już znaleźć. Zaatakował mnie znienacka kolejny ogier... Cudem się stamtąd wydostałam, cudem ich zgubiłam i uciekłam na Zatopie. Chciałam poszukać Westro, ale nie przewidziałam że oni ruszą moim śladem... Ścigali mnie aż do gór, gdzieś potem zniknęli z pola widzenia i został tylko jeden z nich, silny ogier, którego kiedyś miałam być własnością, ale zawsze jakoś odgryzałam się mu i dzięki agresji trzymał się ode mnie z daleka... Wiedziałam że tą okazje on... Wykorzysta... Wpadłam na Westro, przerażona jak nigdy, naiwna że mi pomoże... Nie pomógł...
Eris
Wcisnęłam się w jakąś znalezioną po omacku szczelinę skalną, zaciskając oczy i wstrzymując oddech, słyszałam jak tu biegną, szukali mnie. Później wszystko ucichło, nie miałam odwagi by wyjść, ani nawet otworzyć oczu... Chyba przyjdzie mi tu umrzeć... Nie jadłam już nic od kilku dni, a te wszystkie ranny... Może już nawet złapałam jakieś zakażenie, a jak nie to, to na pewno się wykrwawię. Gdybym jeszcze mogła ten ostatni raz zobaczyć Westro, pożegnać się z nim... Byłam taka... Nie, nie mogę tu zostać, muszę... Muszę uciekać. Cała aż drżałam, przeciskając się na zewnątrz szczeliny, nie wiem skąd ta nagła wiara w siebie, ale to chyba normalne... Ciągle miałam te dziwne zmiany nastroju. A wolałam by nikt nie wiedział, poszłam przed siebie, wierząc że się stąd jakoś wydostanę, ale z każdym krokiem przychodziły też co do tego wątpliwości.
Damu
Ogier naskoczył na mój grzbiet, zrzucając mnie kawałek w dół, zdążyłam tylko przez ułamek sekundy napotkać spojrzenie Westro, wpatrując się na niego błagalnie. Przeturlaliśmy się oboje, mój wróg i ja, zanurzył szpony jeszcze głębiej, chcąc zrobić to też kłami, przy mojej szyi. Ugryzłam go w bok dotkliwie, żeby tylko puścił, wierzgając i ranią jak najboleśniej, wciąż kąsałam go bo bokach, nie mogąc nigdzie indziej dosięgnąć, opierał się o mój grzbiet, próbowałam zranić tylnymi szponami jego tylne nogi, ale tylko nadziałam się swoje na jego szpony. On sam nie powstrzymywał się od zadawania mi bolesnych obrażeń. Nie byłam w stanie go zrzucić, za bardzo się uczepił mojego grzbietu. Moje nogi już ledwo co znosiły nacisk jego ciężaru na mnie. Poderwał raz po raz tylne nogi, chcąc te tylne szpony także wbić we mnie, w mój zad, żeby mnie przewrócić, ułatwić sobie zadanie. Chciał mnie posiąść, walczyłam do ostatniego tchu, choć tutaj nawet furia nie pomagała, bo on także był pod jej częściowym wpływem. Przez co wszystko działo się bardzo gwałtownie, a ból nie był odczuwalny tak jakby był normalnie. Nie łudziłam się już że Westro mi pomoże... A mógłby zbiec tutaj i spróbować mnie obronić... Ale dlaczego miałby to zrobić? Nie łudziłam się już że mroczny ogier zostawi mnie w spokoju, zostawi, ale jak już zrobi swoje, na w pół martwą... Najwyżej po tym się wykrwawi, bo wgryzałam się coraz głębiej w jego ranny, raniąc w desperackich próbach też siebie, nie będąc tego do końca świadoma...
Westro
-Spojrzałem w dół, ogier wygrywał, Damu się rzucała, gryzła i kopała zadając rany szponami, ale wydawało się jakby nie robiło to na nim wrażenia, a ona słabła. Zawachałem się nad tym aby zejść, ale pomyślałem sobie, że no kurde..nie jestem przecież taki, może źle ją oceniłem ale każdy wie jaka jest. Przełamałem się w końcu i zeskoczyłem w dół, złapałem go kłami za kark i odrzuciłem kilka metrów dalej, poczułem w pysku krew...krew której nigdy w nim nie miałem, przestraszyło mnie to trochę
-Kolejny zdrajca gatunku?- podniósł się patrząc na mnie i na Damu wrogo
-Może i tak..ale nie jestem przynajmniej taki jak wy!- warknąłem pokazując kły, spuściłem łeb i najeżyłem sierść
-Chcesz oberwać za nią? co za poświęcenie- zaśmiał się, i naglę ruszył w moją stronę, starliśmy się stając dęba, chwyciliśmy się szponami, na wbiłem mu je w szyję, od mi w barki, zaczęliśmy się siłować, próbując najpierw powalić, kiedy to nie skutkowało, zaczął się denerwować, i w ruch poszły kły, chwycił mnie za nogę, zabrałem ją szybko przez co rozerwałem mu skórę, on mnie okaleczył za to w nogę, opadliśmy na nogi, rzucając się na siebie. Nigdy praktycznie nie walczyłem, a tym bardziej z mrocznym koniem, martwiłem się też przez to, że przegram i srogo za to zapłacę.
-Tacy jak wy powinniście być powieszeni i rozszarpani za zdradę gatunku!- uderzył mnie w głowę, na tyle mocno, że zostałem ogłuszony, następnie oberwałem drugi raz i straciłem już przytomność.
Strasznie bolał mnie łeb, kiedy otworzyłem oczy, miałem jeszcze przed nimi mroczki, po chwili było już normalnie, ale głowa nadal pulsowała, czułem coś mokrego na niej, pewnie krew mi leciała, stąd też to pulsowanie
-Westro..- szturchnął mnie ktoś, byłem przez chwilę zdezorientowany i nie wiedziałem kto mnie woła, spojrzałem na nią
-Gdzie ja jestem?- rozejrzałem się po ciemnej jaskini
-Mnie też ogłuszył, przyszedł jeszcze jeden i nas tutaj zawlekli...Westro- spojrzałem na nią- to oni ją złapali...moja matka ją do nich przyprowadziła, to nie ja...uwierz mi
-A to gnoje!- uderzyłem o ścianę- zabiję!
-Nie ma ich tu chyba
-Idziesz?- podniosłem się
-Gdzie niby?
-Idę jej szukać, nie będę tu siedział
-Zabiją nas, nawet nie wiesz ile ich tam jest
-Nie obchodzi mnie to...- przez chwilę przypomniał mi się obraz z dzieciństwa...kiedy moje stado mnie zaatakowało, prawie zakatowali na śmierć
-Wszystko okey?
-Tak..okey- poszedłem
-Poczekaj- pobiegła za mną
-Wybacz...
-Co?
-Przepraszam za tamto...przesadziłem, ale myślałem że na prawdę coś jej zrobiłaś
-Przecież mówiłam, zapewniałam..
-Tak, wiem...wybacz mi
-No...dobrze
-Musimy znaleźć Eris, jeśli cos jej zrobią..
-Ostatnio mi sie zgubiła, uciekła nie w ten tunel...może się schowała, nie złapali jej
-Obyś miała rację- szliśmy w ciszy, stąpając jak najciszej się da, udało nam się wyjść z tego tunelu, wyszliśmy na zewnątrz gór, w ich zadoleniu była mała skalna dolina, i tam też oni byli, i...Eris...czyli jednak ją złapali, chciałem już wybiec, zabrać ją, ale powstrzymała mnie Damu
-Nie idź...nie wygrasz z nimi..
-Nie rozumiesz...teraz jest okazja
-Zabiją nas, i ją też
-Nie...
-Westro musimy poczekać
-Ale zobacz co oni robią, trenują te swoje bachory na niej, mimo że to źrebaki to...pozabijałbym...
-Chodź...obejdziemy to dookoła- pociągnęła mnie za grzywę, ale ja nie mogłem już wytrzymać, jeden z ogierów naglę ją rzucił w te źrebaki, były też tam podrostki sporych rozmiarów, zatopiły w niej kły, krzyknęła a krew aż trysnęła
-Zostawcie ją!- wyrwałem się Eris, wbiegłem w te źrebaki, nawet kilka zabiłem uderzajac w nie i łapiąc kłami, odrzuciłem je od niej, kilku udało się uciec
-Eris..już jestem- spojrzałem na jej zapłakane oczy
-Warto było ryzykować swoje życie?- wyszedł na przeciw mi jakiś ogier, osłoniłem Eris warcząc i rozglądając się na boki
Damu
-Spojrzałem w dół, ogier wygrywał, Damu się rzucała, gryzła i kopała zadając rany szponami, ale wydawało się jakby nie robiło to na nim wrażenia, a ona słabła. Zawachałem się nad tym aby zejść, ale pomyślałem sobie, że no kurde..nie jestem przecież taki, może źle ją oceniłem ale każdy wie jaka jest. Przełamałem się w końcu i zeskoczyłem w dół, złapałem go kłami za kark i odrzuciłem kilka metrów dalej, poczułem w pysku krew...krew której nigdy w nim nie miałem, przestraszyło mnie to trochę
-Kolejny zdrajca gatunku?- podniósł się patrząc na mnie i na Damu wrogo
-Może i tak..ale nie jestem przynajmniej taki jak wy!- warknąłem pokazując kły, spuściłem łeb i najeżyłem sierść
-Chcesz oberwać za nią? co za poświęcenie- zaśmiał się, i naglę ruszył w moją stronę, starliśmy się stając dęba, chwyciliśmy się szponami, na wbiłem mu je w szyję, od mi w barki, zaczęliśmy się siłować, próbując najpierw powalić, kiedy to nie skutkowało, zaczął się denerwować, i w ruch poszły kły, chwycił mnie za nogę, zabrałem ją szybko przez co rozerwałem mu skórę, on mnie okaleczył za to w nogę, opadliśmy na nogi, rzucając się na siebie. Nigdy praktycznie nie walczyłem, a tym bardziej z mrocznym koniem, martwiłem się też przez to, że przegram i srogo za to zapłacę.
-Tacy jak wy powinniście być powieszeni i rozszarpani za zdradę gatunku!- uderzył mnie w głowę, na tyle mocno, że zostałem ogłuszony, następnie oberwałem drugi raz i straciłem już przytomność.
Strasznie bolał mnie łeb, kiedy otworzyłem oczy, miałem jeszcze przed nimi mroczki, po chwili było już normalnie, ale głowa nadal pulsowała, czułem coś mokrego na niej, pewnie krew mi leciała, stąd też to pulsowanie
-Westro..- szturchnął mnie ktoś, byłem przez chwilę zdezorientowany i nie wiedziałem kto mnie woła, spojrzałem na nią
-Gdzie ja jestem?- rozejrzałem się po ciemnej jaskini
-Mnie też ogłuszył, przyszedł jeszcze jeden i nas tutaj zawlekli...Westro- spojrzałem na nią- to oni ją złapali...moja matka ją do nich przyprowadziła, to nie ja...uwierz mi
-A to gnoje!- uderzyłem o ścianę- zabiję!
-Nie ma ich tu chyba
-Idziesz?- podniosłem się
-Gdzie niby?
-Idę jej szukać, nie będę tu siedział
-Zabiją nas, nawet nie wiesz ile ich tam jest
-Nie obchodzi mnie to...- przez chwilę przypomniał mi się obraz z dzieciństwa...kiedy moje stado mnie zaatakowało, prawie zakatowali na śmierć
-Wszystko okey?
-Tak..okey- poszedłem
-Poczekaj- pobiegła za mną
-Wybacz...
-Co?
-Przepraszam za tamto...przesadziłem, ale myślałem że na prawdę coś jej zrobiłaś
-Przecież mówiłam, zapewniałam..
-Tak, wiem...wybacz mi
-No...dobrze
-Musimy znaleźć Eris, jeśli cos jej zrobią..
-Ostatnio mi sie zgubiła, uciekła nie w ten tunel...może się schowała, nie złapali jej
-Obyś miała rację- szliśmy w ciszy, stąpając jak najciszej się da, udało nam się wyjść z tego tunelu, wyszliśmy na zewnątrz gór, w ich zadoleniu była mała skalna dolina, i tam też oni byli, i...Eris...czyli jednak ją złapali, chciałem już wybiec, zabrać ją, ale powstrzymała mnie Damu
-Nie idź...nie wygrasz z nimi..
-Nie rozumiesz...teraz jest okazja
-Zabiją nas, i ją też
-Nie...
-Westro musimy poczekać
-Ale zobacz co oni robią, trenują te swoje bachory na niej, mimo że to źrebaki to...pozabijałbym...
-Chodź...obejdziemy to dookoła- pociągnęła mnie za grzywę, ale ja nie mogłem już wytrzymać, jeden z ogierów naglę ją rzucił w te źrebaki, były też tam podrostki sporych rozmiarów, zatopiły w niej kły, krzyknęła a krew aż trysnęła
-Zostawcie ją!- wyrwałem się Eris, wbiegłem w te źrebaki, nawet kilka zabiłem uderzajac w nie i łapiąc kłami, odrzuciłem je od niej, kilku udało się uciec
-Eris..już jestem- spojrzałem na jej zapłakane oczy
-Warto było ryzykować swoje życie?- wyszedł na przeciw mi jakiś ogier, osłoniłem Eris warcząc i rozglądając się na boki
Damu
Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz na widok źrebiąt ginących pod jego kłami, rozumiałam ten gniew, jaki prawdopodobnie teraz przepełniał Westro, zrozumiałam też to jak bardzo mu na niej zależy. O planie wymknięcia się stąd po kryjomu już mogłam zapomnieć, wszystko na nic.
- Teraz zginiecie oboje - ogier zbliżył się jeszcze do niego i Eris, dołączyli też kolejni, rozwścieczeni tym co się stało, w końcu zabił kilka z ich źrebiąt. Zacisnęłam kły, przez uczucie nagłego strachu i bezsilności, a później też gniewu, nie mogłam go tak zostawić, zawdzięczałam mu tak wiele, gdyby nie on, doskonale wiedziałam co by się wtedy stało. Do niczego nie doszło tylko dzięki Westro, nie poradziłabym sobie wtedy sama, a jednak ciężko mi było wymazać to z pamięci.
Musiałam im jakoś pomóc. Skoczyłam z góry w dół, wykorzystując to że nie mieli pojęcia o mojej obecności, atak z zasadzki. Wylądowałam na najbliżej stojącego przy Westro ogiera, wbiłam w jego grzbiet szpony, tylko tak utrzymując równowagę i w ułamku sekundy przebiłam mu tchawicę kłami niemal w tym samym czasie co na nim wylądowałam, tak jakbym właśnie polowała na ofiarę. Eris w tamtym momencie zemdlała, a ja spadając wraz z krztuszącym się własną krwią ogierem, pod którym nagle ugięły się nogi, poderwałam już tylko łeb: - Uciekajcie! - krzyknęłam, atakując kolejnego ogiera wyjątkowo szybko. Nie wiem po co się oszukiwałam że uda mi się to drugi raz, to mroczne konie. Złapał mnie nim, zrobiłam mu głębszą ranę, widząc kontem oka jak Westro biegnie dokądś z Erin na grzbiecie. Uciekli, choć zaczęli ich już gonić. Poczułam jak wróg wygina się tak by złamać mi krąg szyjny, na którego trafił przydługimi kłami, w chwili której odparł mój atak chwytając szyi tam gdzie dopiero się zaczynała od łba, uniemożliwiając mi zupełnie ruch głową. Wbiłam mu w nogę szpon, puścił, miałam już uciec, ale naskoczył na mnie któryś od tyłu, powalając boleśnie na ziemie.
- Zdrajca! - wstając, obrócił mnie brutalnie na grzbiet, stając dęba i celując szponami prosto w moją klatkę piersiową, gdzie biło przerażone serce. Zamknęłam odruchowo oczy, czując jeszcze krew tamtego, który przed chwilą się udusił, którego zabiłam... Pierwszy raz zabiłam konia i nie chciałam teraz tak umrzeć nie pogodzona jeszcze z tym ciężarem, pomimo tego że tamten na to zasługiwał...
- Stój! - krzyknął jakiś ogier, otworzyłam oczy, widząc że odepchnął mojego niedoszłego zabójce.
- Mam lepszy pomysł - uśmiechnął się sadystycznie.
Eris
Czułam jak coś mną trzęsło, ocknęłam się w już ciemnym tunelu, na czyimś grzbiecie, ktoś ze mną uciekał... Miałam nadzieje że...
- W-we-estro... T-to... T-to ty? - wymamrotałam ledwo, nazbyt cicho by usłyszał, przez swój własny szybki oddech. Tak słabo się czułam, straciłam już tyle krwi, wciąż krwawiłam, a ból, ból był tak silny że mogłam poczuć każdy skrawek ciała. Może to i dobrze... To znak że jeszcze żyłam, a nie chciałam umrzeć w taki sposób, w przerażeniu, bez pożegnania z nim, bez wyznania mu co czuję. Niestety ból słabł, a ja znów traciłam przytomność, spanikowana walczyłam z tym by nie zasnąć. Myślałam już tylko o najgorszym, co chwilę przed oczami przelatywał mi obraz jak oni... Jak... Zadają mi ból... Jak nie mam gdzie uciekać... Jak widzę wszędzie własną krew, czuję że już nie mogę, ale oni nadal, nadal mnie zmuszają bym stała na nogach, bym uciekała, żeby te ich małe potwory mogły mnie gonić... I tak nie mogę, nie mam już sił, a leżąc jeszcze bardziej się nade mną znęcają... A potem, potem jeszcze widok śmierci... W oczach tamtego ogiera...
Przekręcałam łeb ma boki, próbując odrzucić to od siebie, miałam już dość, nie chciałam już tego przeżywać, chciałam już tylko wrócić do stada, wtulić się do Westro i nie odstępować go już nigdy, na krok... Tylko tyle...
Niespodziewanie padły na nas mocne promienie słońca, przymrużyłam oczy, położył mnie na ziemi, otworzyłam je z trudem znosząc taką ilość światła, oczy aż mi łzawiły, za długo już byłam w tamtych ciemnościach i półmroku jaki tam panował.
- W-westro... - szepnęłam, miałam zbyt słaby głos, ale chyba tym razem mnie usłyszał.
- Wszystko będzie dobrze - rozejrzał się, nie chciałam by zostawiał mnie samą, a jeśli umrę? Chciałam żeby wiedział, tak bardzo chciałam mu to powiedzieć. Pobiegł po coś, co chwilę oglądając się na mnie, może dlatego że dość słabo oddaliliśmy się od tunelu, nie wiadomo czy ich nie zgubiliśmy. Nie wiedziałam tego, ale byłam pewna że ktoś nas gonił, czemu mieliby pozwolić nam uciec? Z tunelu aż do mnie ciągnął się ślad krwi, mojej krwi...
- We-stro... - załkałam, wprawiając obolałe ciało w lekkie drżenie, obraz zachodził mi mgłą, a sam oddech stawał się bolesny i coraz to trudniejszy.
- Może zaboleć - spieszył się by zatamować mi czymś co właśnie znalazł krwawienie. Skrzywiłam się z bólu, próbowałam złapać jego spojrzenie, popatrzeć mu głęboko w oczy, chociaż tyle, bo nie miałam już sił by mówić, by płakać, jedynie ronić w ciszy łzy i próbując walczyć o każdy oddech, senna z sekundy na sekundę coraz bardziej. Poczułam jak przytulił mnie do siebie, a może mi się wydawało? Może zaczęłam śnić, bo znów straciłam przytomność... Wydawało mi się jednak że jestem w stanie coś poczuć, usłyszeć pojedyncze słowa, jego głos... To on był powodem, dla którego tak bardzo walczyłam o życie...
Damu
Szarpałam się z całą swoją agresją, dałam radę ich nawet zranić, kilka razy ich ugryzłam czy drasnęłam szponami, samemu nie czując przy tym bólu, kiedy sami w zamian mnie ranili. Tak bardzo się bałam i tak mocno adrenalina krążyła w moich żyłach, za wszelką cenę próbując przetrwać, uciec stąd. Rzucili mnie na ziemie, jeden z nich przygniótł mnie do niej mocno, nie mogłam złapać przez chwilę tchu. Jeden z ogierów, wyciągnął jakąś kość z ziemi, była w kształcie półkola, ostra na końcach, idealnie wpasowała się by wbić ją w ziemie i uniemożliwić mi ruch szyją czy głową. Zablokowali mi wpierw pysk, przy czym kły też mi się przez to wbiły w podłoże, przez ich nacisk, a znaleźli więcej takich kości. Któryś przytargał tu sporej wielkości ogołocone z mięsa żebra, między nimi uwięził mi pozostałą część ciała, wbijając tak mocno je w ziemie, że docisnęły mnie do niej tak bardzo że czułam bolesny nacisk na całym grzbiecie i brzuchu, ledwo mogąc oddychać. Zjeżyłam sierść, starając się wyszarpać, ale nie mając i tak na tyle sił by się z tego uwolnić. Śledziłam już tylko wzrokiem co robią, nie mogąc zobaczyć niczego z tyłu za sobą, nie mogłam się ruszyć, zupełnie, ani nawet odezwać, bo pysk miałam zbyt blisko ziemi, by móc go otworzyć. Prawdziwy ból miał dopiero nadejść. Kładli na około mnie niedojedzone zwłoki, jakieś gałęzie przyniesione z zewnątrz, wszytko otaczając kamieniami.
- Idź po ogień, wulkany są niedaleko stąd, wystarczy pójść tamtym tunelem - powiedział jeden z nich do drugiego wskazując łbem tunel, o którym istnieniu nie wiedziałam, musiał być to jakiś skrót, prowadzący blisko wulkanów, a te najbliższe były w Zatopi... Zamknęłam oczy, starając się pogodzić z tym że to mój koniec... Nie mogłam, czułam jak nerwy we mnie buzują, nie chciałam nawet powstrzymać chęci by ich wszystkich tu zabić. Ale nie mogłam i nawet gdybym nie utknęła tutaj, byli dla mnie zwyczajnie za silni. Czy w takiej chwili mogłam liczyć na Westro? Zawróciłby specjalnie żeby mnie uratować? A nawet jeśli... To jak? Oni byli wszędzie wokół, mogli odejść, bo przecież im nie ucieknę, ale... Ryzykowałby tak dla mnie? Dla Eris jak już widziałam był w stanie zrobić wszystko, ale... Ja zawsze będę tą drugą, nawet nie drugą, bo nigdy nie byliśmy razem. Nigdy tak na prawdę nie byłam w pełni szczęśliwa i chyba już nie będę miała okazji, skoro miałam tu zginąć. A to wszystko przez moją matkę, jakbym teraz miała taką możliwość to bym ją chyba zabiła, nie nie mogę tak myśleć...
Westro
Pognąłem do stada z Eris na grzbiecie, musiałem pobiec po pomoc do Lakszmi, ona dużo lepiej zna się na opatrywaniu ran.
Wbiegłem na łąkę, ubrudzony krwią, swoją, tamtych i Eris, wszyscy spojrzeli się w moją stronę, a kiedy przebiegałem miedzy nimi, odchodzili jakbym był trędowaty
-Lakszmi!- krzyknąłem stojąc na środku stada- Lakszmi pomóż mi! błagam!
-Co sie stało?- wyszła z pomiędzy koni
-Ratuj ją, błagam- położyłem Eris na ziemi, była taka wiotka, jakby bez życia, ale oddychała
-Rozejdzcie się- spojrzała na wszystkich, ale stali
-Ogłuchliście!?- krzyknąłem, dopiero wtedy odeszli kilkanaście metrów dalej
-Eris..Eris obudź się- szturchała ją- Potrzebne są zioła, mam jeszcze zasuszone, schowane w otworze w drzewie, to jest ten ogromny dąb za jaskinią, biegnij szybko po nie.
Nawet się długo nie zastanawiałem, pobiegłem ledwie wychamowując na miejscu, zacząłem szukać, musiałem stanąć na tylnych nogach, aby móc tam dosięgnąć. Wyciągnąłem z dziury materiał, zawiązany czymś i widocznie z jakąś zawartością.
-Mam- przybiegłem, podałem to Lakszmi
-Pomóż mi i weź tą korę- podałem jej korę, wsypała do niej sporą ilość ziół, po czym jedną porcję podała jej do pyska, a resztę wsypała w najgorsze rany
-To pomoże?
-Szybciej zasklepi rany, i przyśpieszy gojenie, no i nie wejdzie zakażenie
-Słuchaj, mam jeszcze jedną prośbę
-Słucham cię
-Wiem że jesteś bardzo silna, silniejsza nawet niż ja, do tego masz moc...tam w górach..został jeszcze ktoś, mają ją..mroczne konie, to ta klacz..Damu od nas ze stada, nie mogę jej tam tak zostawić, zabiją ją
-No nie wiem...wiesz jakie mam wspomnienia
-Wiem, ale proszę, nie chcę jej mieć na sumieniu, pewnie przechodzi tam teraz katorgę
-No dobrze...ale ktoś musi z nią zostać
-Ktoś na pewno sie zgodzi- zabrałem ją do jaskini, akurat siedziała tam córka przywódców, Maja
-Spadłaś mi z nieba normalnie
-A co się stało
-Zajmij się nią, chociaż przez chwilę...proszę, jak się obudzi, to powiedz że jej nie zostawiłem, że wrócę, nic mi nie jest
-Jasne..nie ma sprawy, a..co jej sie stało?
-Długa historia- położyłem ją- dziękuję ci
-Nie musisz- wstała i położyła się obok niej
-Ja muszę już biec- pożegnałem się i pobiegłem do siostry, czekała już na mnie
-Prowadź
Na miejscu byliśmy już po kilku minutach, wystarczyło teraz ich znaleźć, poprzednią drogę nie było trudno odnaleźć...wszędzie szła krwawa ścieżka po Eris i po mnie
-Słyszysz?- stanęła
-Nie...
-Ktoś tam krzyczy- pobiegła
Lakszmi
Przypomniało mi się wszystko...obraz przeszłości znowu wrócił, pojawiły się łzy, ale nie..muszę być silna, potrząsnęłam nieco głową aby polepszyć sobie obraz zamazany przez łzy
-Nie!..błagam! zostawcie mnie, błagam!- Damu wręcz wrzeszczała, rozpłaczliwie i z przerażeniem, słychać było że krzyk był bardzo wymuszony. Przyśpieszyłam, Westro biegł zaraz za mną, prawie dorównywał mi kroku.
-Zostawcie ją!- rzuciłam się na jednego z nich, na tego który trzymał płomień, drugi chciał mnie chwycić, ale kiedy chciał do zrobić, zniknęłam...zamieniłam się w cień i przeszłam naokoła niezauważona
-Co jest?...- rozejrzeli się, tym czasem Westro szybko oswobadzał Damu
-Dziękuję..tak bardzo dziękuję- rzuciła mu się na szyję, podtrzymując się przy okazji na nim
-Myślicie że wam się udało?..- zaśmiał się ktoś, wyszedł z mroku, największy ogier, pełen blizn, miał długie, wręcz przerośnięte kły, jedno oko od środka było błękitne, ale też przekrwione, za nim pojawiło się ich więcej w tym...nie..to nie możliwe...poznałam go, to jeden z oprawców który...który znęcał się nademną..kiedyś, przeszłość jeszcze bardziej we mnie uderzyła, serce przyśpieszyło, chciało mi się płakać, ale rósł we mnie także gniew, ogromny gniew i chęć zemsty na nich wszystkich, jak ja nienawidzę tego ścierwa...
-Była tu jeszcze jedna, biała- odezwał się
-Biała?
-Wyglądała jak jakiś odmieniec naszej rasy
-No i gdzie ta biała?- spojrzał na Westro
-Nic ci do tego- parsknął
-No chyba raczej tak, chcę ją! szukać!
-Tutaj jestem- pojawiłam się i wyszłam mu na przeciw
-No, no, no- uśmiechnął się dziwnie, ten z tyłu..którego poznałam, on mnie chyba też poznał bo odrazu przeszył mnie wzrokiem
-Precz odemnie- warknęłam machając energicznie ogonem na boki
-Oj panienko, panienko..chyba nie wiesz co mówisz- złapał mnie za moją długą grzywę i mocno szarpnął do siebie
-Lakszmi..- szepnął Westro, spojrzałam tylko na niego, ruchem ust powiedziałam im "pomogę wam, uciekniecie"
Westro
Nie mogłem w to uwierzyć..w to co robi Lakszmi, nie..na pewno nie, na pewno zaraz coś zrobi, nie zabierze jej, to nie możliwe, a jeszcze to że..poznałem go, tego z tyłu, źrebięce lata..straszne lata..nigdy ich nie zapomnę, i ich wszystkich...
Damu
Pognąłem do stada z Eris na grzbiecie, musiałem pobiec po pomoc do Lakszmi, ona dużo lepiej zna się na opatrywaniu ran.
Wbiegłem na łąkę, ubrudzony krwią, swoją, tamtych i Eris, wszyscy spojrzeli się w moją stronę, a kiedy przebiegałem miedzy nimi, odchodzili jakbym był trędowaty
-Lakszmi!- krzyknąłem stojąc na środku stada- Lakszmi pomóż mi! błagam!
-Co sie stało?- wyszła z pomiędzy koni
-Ratuj ją, błagam- położyłem Eris na ziemi, była taka wiotka, jakby bez życia, ale oddychała
-Rozejdzcie się- spojrzała na wszystkich, ale stali
-Ogłuchliście!?- krzyknąłem, dopiero wtedy odeszli kilkanaście metrów dalej
-Eris..Eris obudź się- szturchała ją- Potrzebne są zioła, mam jeszcze zasuszone, schowane w otworze w drzewie, to jest ten ogromny dąb za jaskinią, biegnij szybko po nie.
Nawet się długo nie zastanawiałem, pobiegłem ledwie wychamowując na miejscu, zacząłem szukać, musiałem stanąć na tylnych nogach, aby móc tam dosięgnąć. Wyciągnąłem z dziury materiał, zawiązany czymś i widocznie z jakąś zawartością.
-Mam- przybiegłem, podałem to Lakszmi
-Pomóż mi i weź tą korę- podałem jej korę, wsypała do niej sporą ilość ziół, po czym jedną porcję podała jej do pyska, a resztę wsypała w najgorsze rany
-To pomoże?
-Szybciej zasklepi rany, i przyśpieszy gojenie, no i nie wejdzie zakażenie
-Słuchaj, mam jeszcze jedną prośbę
-Słucham cię
-Wiem że jesteś bardzo silna, silniejsza nawet niż ja, do tego masz moc...tam w górach..został jeszcze ktoś, mają ją..mroczne konie, to ta klacz..Damu od nas ze stada, nie mogę jej tam tak zostawić, zabiją ją
-No nie wiem...wiesz jakie mam wspomnienia
-Wiem, ale proszę, nie chcę jej mieć na sumieniu, pewnie przechodzi tam teraz katorgę
-No dobrze...ale ktoś musi z nią zostać
-Ktoś na pewno sie zgodzi- zabrałem ją do jaskini, akurat siedziała tam córka przywódców, Maja
-Spadłaś mi z nieba normalnie
-A co się stało
-Zajmij się nią, chociaż przez chwilę...proszę, jak się obudzi, to powiedz że jej nie zostawiłem, że wrócę, nic mi nie jest
-Jasne..nie ma sprawy, a..co jej sie stało?
-Długa historia- położyłem ją- dziękuję ci
-Nie musisz- wstała i położyła się obok niej
-Ja muszę już biec- pożegnałem się i pobiegłem do siostry, czekała już na mnie
-Prowadź
Na miejscu byliśmy już po kilku minutach, wystarczyło teraz ich znaleźć, poprzednią drogę nie było trudno odnaleźć...wszędzie szła krwawa ścieżka po Eris i po mnie
-Słyszysz?- stanęła
-Nie...
-Ktoś tam krzyczy- pobiegła
Lakszmi
Przypomniało mi się wszystko...obraz przeszłości znowu wrócił, pojawiły się łzy, ale nie..muszę być silna, potrząsnęłam nieco głową aby polepszyć sobie obraz zamazany przez łzy
-Nie!..błagam! zostawcie mnie, błagam!- Damu wręcz wrzeszczała, rozpłaczliwie i z przerażeniem, słychać było że krzyk był bardzo wymuszony. Przyśpieszyłam, Westro biegł zaraz za mną, prawie dorównywał mi kroku.
-Zostawcie ją!- rzuciłam się na jednego z nich, na tego który trzymał płomień, drugi chciał mnie chwycić, ale kiedy chciał do zrobić, zniknęłam...zamieniłam się w cień i przeszłam naokoła niezauważona
-Co jest?...- rozejrzeli się, tym czasem Westro szybko oswobadzał Damu
-Dziękuję..tak bardzo dziękuję- rzuciła mu się na szyję, podtrzymując się przy okazji na nim
-Myślicie że wam się udało?..- zaśmiał się ktoś, wyszedł z mroku, największy ogier, pełen blizn, miał długie, wręcz przerośnięte kły, jedno oko od środka było błękitne, ale też przekrwione, za nim pojawiło się ich więcej w tym...nie..to nie możliwe...poznałam go, to jeden z oprawców który...który znęcał się nademną..kiedyś, przeszłość jeszcze bardziej we mnie uderzyła, serce przyśpieszyło, chciało mi się płakać, ale rósł we mnie także gniew, ogromny gniew i chęć zemsty na nich wszystkich, jak ja nienawidzę tego ścierwa...
-Była tu jeszcze jedna, biała- odezwał się
-Biała?
-Wyglądała jak jakiś odmieniec naszej rasy
-No i gdzie ta biała?- spojrzał na Westro
-Nic ci do tego- parsknął
-No chyba raczej tak, chcę ją! szukać!
-Tutaj jestem- pojawiłam się i wyszłam mu na przeciw
-No, no, no- uśmiechnął się dziwnie, ten z tyłu..którego poznałam, on mnie chyba też poznał bo odrazu przeszył mnie wzrokiem
-Precz odemnie- warknęłam machając energicznie ogonem na boki
-Oj panienko, panienko..chyba nie wiesz co mówisz- złapał mnie za moją długą grzywę i mocno szarpnął do siebie
-Lakszmi..- szepnął Westro, spojrzałam tylko na niego, ruchem ust powiedziałam im "pomogę wam, uciekniecie"
Westro
Nie mogłem w to uwierzyć..w to co robi Lakszmi, nie..na pewno nie, na pewno zaraz coś zrobi, nie zabierze jej, to nie możliwe, a jeszcze to że..poznałem go, tego z tyłu, źrebięce lata..straszne lata..nigdy ich nie zapomnę, i ich wszystkich...
Damu
Wciąż nas otaczali, byłam tak wykończona i obolała, że zmuszałam się praktycznie by ustać, napinając poturbowane mięśnie. Stałam tak blisko Westro, opierałam się o niego czując się z tym dziwnie, nigdy dotąd nie byłam tak blisko niego i długo, nie czułam tak bezpośrednio jego ciepła przy swoim boku, to było nawet przyjemne... On tylko pomagał mi stać. To nie miało teraz znaczenia, to nie było teraz ważne, a to że choć mnie uratowali od bolesnej śmierci to jeszcze nie koniec... Złapali Lakszmi, chcieli już ją otoczyć, ale odepchnęła od siebie tego, który ją trzymał i ponownie zniknęła. Nogi z lekka mi się ugięły, przez co musiałam bardziej zaprzeć się łbem o Westro, by odzyskać równowagę... Dobrze się stało, przez chwilę miałam łeb zwrócony mocno ku dołowi, przerzucony przez grzbiet Westro, podpierając się o niego bokiem głowy, by nie skaleczyć go przypadkiem kłami. Przez co zauważyłam pochodnie, musiała wpaść już dawno między kamienie, wciąż się paliła, a płomień rósł z każdą chwilą, jakby chciał dosięgnąć gałęzi, w na prawdę małym odstępie od nich.
- Wracaj tutaj! - krzyknął jeden z ogierów.
- Ogień... - szepnęłam koło ucha Westro, podnosząc już nieco łeb, na jego grzbiet, szarpiąc go dyskretnie za grzywę w tamtym kierunku, żeby tylko tam spojrzał.
- Ta biała pojawi się jeszcze, to kwestia czasu, bądźcie czujni - odrzekł mu inny, ten z dziwnym okiem. Westro skoczył nagle łapiąc pochodnie w zęby, opadłam prawie na ziemie. Jakoś jednak ustałam na zgiętych w pół nogach.
- Zostawcie nas! - podpalił te gałęzie odrzucając pochodnie w ich kierunku i chwytając je w pysk, nim ogień się rozprzestrzenił. Rozproszyli się, a płomień, szkoda że nie poparzył choć jednego, ostatecznie zgasł na skalnym podłożu. Wtem znienacka zaatakowała jednego z nich Lakszmi, zawieszając swój wzrok na kilku, dotąd szarżujących w jej kierunku, stanęli jak wryci. Zastanawiałam się co się dzieje? Co ona robi? I jak? Wyglądało to jak... Hipnoza. Westro próbował zaatakować ich ogniem, przynajmniej skutecznie się od nich odgradzał, a atakowali na prawdę szybko i w dodatku kilku na raz, niektórych musiał kopnąć tylnymi nogami, zahaczając ich także swoimi szponami, ale dawał sobie radę, a ogień był tutaj skuteczną bronią, nie chcieli się poparzyć. Musiałam być czujna, mogli teraz wykorzystać to że wciąż zostawałam w tyle, nie chciałam się już całkiem przeforsować, dlatego nie pomogłam im w walce, ledwie co przedostawałam się przez te wszystkie zwłoki, zniesione tu gałęzie i kamienie.
- Myślicie że odpuścimy?! W życiu! Chodźcie tu!!! Wszyscy!!! - krzyknął największy z ogierów. Za chwilę zbiegną się tu mroczne klacze i jeszcze więcej mrocznych ogierów... To pewne A wtedy...
Lakszmi pojawiła się obok Westro, szepcząc coś do niego. Doskoczyłam jakoś do nich i to momentalnie, za wszelką cenę nie chcąc tu zostać, poczułam silny ból... Westro złapał mnie nim upadłam.
- Dzięki... - zauważyłam że nie ma już gałęzi.
- Coś ty... - nim spytałam, usłyszeliśmy krzyk, Lakszmi rzuciła w miejsce gdzie było największe zgromadzenie mrocznych koni palące się gałęzie, pojawiła się tam dosłownie na sekundę, by znów zniknąć i pojawić się przy nas. Jeden z ogierów zapalił się cały, po chwili paliło się już trzech, stał zbyt blisko nich, zaczęli się tarzać po ziemi. Zdążyliśmy odbiec, nim inni porzucili próby by im pomóc i zamiast tego gonić nas,
- Tędy będzie szybciej... - wskazałam Westro tunel, skręciliśmy, trzymałam się jego grzywy, w razie gdyby nogi odmówiły mi znów posłuszeństwa, przebierałam nimi z trudem, czując w trakcie ból.
- Ty znasz ten tunel? Jest nowy - stwierdziła Lakszmi.
- Prowadzi nad wulkany, to skrót - wysapałam.
- I chyba nie tylko... - Westro pierwszy dojrzał aż cztery rozwidlenia, mogłam się tego spodziewać, ale zupełnie o tym nie pomyślałam. Słysząc o tym tunelu między rozmowami ogierów byłam pewna że jest prosty, skoro miał być to skrót nad zatopijne wulkany to powinien być prosty... Uderzyłam z nerwów nogą o ziemie, nie bez bólu, przez który aż syknęłam. I po co się odzywałam?! Już bylibyśmy bezpieczni, a teraz zmniejszyłam nasze prawdopodobieństwo że stąd uciekniemy, że wybierzemy tą właściwą drogę... Wbiegli tu za nami...
Eris
Podczas nieprzytomności zdołałam usłyszeć głos Westro i jakieś pojedyncze słowa, tego drugiego głosu nie rozpoznałam... Mogło mi się tylko to przyśnić i tak nie wiele zrozumiałam... Lecz na pewno to że nie było go obok. Ocknęłam się przerażona, widząc że jestem w jaskini, spanikowałam jeszcze bardziej. Prawie bym się poderwała, gdyby ktoś nie przytrzymał mnie przy ziemi, zamarłam w bezruchu... To mroczny koń, na pewno... Znów mnie złapali... Zapłakałam, zaciskając oczy.
- Eris, to ja. Westro poprosił bym z tobą została. Niedługo wróci, nie zostawił cię, nic mu nie jest, chciał żebym ci to przekazała - powiedziała, popatrzyłam na nią, okazało się że to Maja, a ta jaskinia, nie poznałam jej zupełnie, choć tyle chwil w niej spędziłam, tyle nocy tu spałam wraz z stadem, z Westro.
- Na... N-na pewno? - odezwałam się słabo, odczuwając dopiero teraz jak bardzo mnie wszystko boli i jak ciężko mi oddychać.
- Tak.
- O-on... M-mówił coś... - próbowałam sobie przypomnieć, byłam nieprzytomna, być może tylko mi się wydawało że coś słyszę: - O-o Damu...
- To pewnie był tylko sen, długo byłaś nieprzytomna - uspokoiłaby mnie nieco, gdybym tylko choć przez chwilę pomyślałabym trochę bardziej optymistycznie. Co jeśli coś się stało? Albo... Dlaczego? Co chciał z nią? Nie musiał jej ratować... Jeśli tam została... Nie wiedziałam i to było najgorsze że nie wiedziałam niemal niczego, z tego co się wydarzyło, większość przegapiłam będąc nieprzytomną.
- Przyniosę ci wody...
- Nie... Proszę nie zostawiaj m-mnie t-tutaj... - gdybym miała siłę chwyciłabym ją za grzywę, nie mogła mnie zostawić samej w jaskini. Tak bardzo żałowałam momentu w którym uciekłam w panice przed Damu, gdybym wiedziała co się wtedy ze mną stanie... Co tam przeżyje, że ta dziwna klacz... A Westro? Naraziłam go, może nawet tam jest... Nie, nie może zginąć... Nie, bez niego wszystko straci sens... Najgorsze że nic nie wiedziałam, nie wiedziałam gdzie jest, że nie mogłam pomóc, ani go zobaczyć, ani mu powiedzieć że, że jest dla mnie najważniejszy i zawsze był...
Westro
-Tędy, szybko!- pchnąłem Damu przodem, zaraz za nią pobiegła Lakszmi a ja za nimi, musiałem je chronić, jako ogier, mimo że nie przepadałem za Damu, ale tu była także Lakszmi
-Myślicie że uciekniecie?!- wrzasnął ten z tyłu
-Szybciej dziewczyny, proszę- poganiałem je, naglę obie upadły, ale to tak bardzo, że przeleciały kilka metrów dalej, zatrzymałem się w porę, ale uderzyłem o coś z całej siły, a oni byli już blisko
-Damu! Lakszmi!- krzyknąłem za nimi
-Westro Ty..nie uwierzysz- powiedziała Lakszmi
-Że co?- przygwoździli mnie do ziemi, próbowałem ich zranić, ale oblegali mnie ze wszystkich stron, brakowało mi już tchu, niespodziewanie zrobiło się jasno, słońce wpadło do tunelu, myślałem że śnię, że już odleciałem ale..to smok?!
-Wycofać się! już!- krzyknął jeden z mrocznych koni, smok uderzył ogonem o ziemię, prosto w nich, dwóch zabił, reszta raczęła uciekać, a on zionął czymś w postaci ognia w głąb tunelu
-To..to- patrzyłem w górę, teraz zacząłem się bać. Smok patrzył się na nas, przekręcał przy tym łbem, i ruszał nozdrzami jakby nas wąchał
-Westro..powoli..i chodźmy- Lakszmi wstała, ostrożnie i powoli, Damu zaraz za nią, ja się wachałem czy to dobry pomysł, bo smok patrzył na mnie
-Nie musicie się mnie bać- odezwał się
-Wiesz...po tym co zrobiłeś im...
-Chciałem tylko pomóc, nienawidzę tej zgraji
-Coś ci zrobili czy coś?
-Żyją, są tutaj, to wystarczy, poza tym wprosili się na mój teren, i tu zamieszkali, zaczęli mi nawet wykradać zapasy, innym smokom..
-To są też inne smoki?- zdziwiłem się, nigdy ich nie widziałem, a tyle tu już jestem, tyle razy chodziłem po górach
-No tak..no i nie dokończyłem, innym smokom potrafili zabierać jaja i je zjadać, ale zawsze im to przechodziło płazem, dobrze się kryli, parszywe gnidy
-Tyle lat tu już jestem, tyle chodziłem po górach...nigdy na żadnego się nie natknąłem
-Ukrywamy się, większość trudno spotkać, mamy różne zdolności, myślisz, że dzięki komu są te tunele w sam głąb gór, a nawet w ziemię? czemu wulkany jeszcze nie zalały wyspy? dzięki smokom które życią się lawą, które tam mieszkają
-I nie polujecie na konie?- wtrąciła Lakszmi
-Nie, niby po co? dużo z nas żywi się rybami, są smoki wodne, które nam też w tym pomagają, czasami żywimy się bizonami, kiedyś...służyliśmy razem ludziom, w niektórych rejonach świata, nadal tak jest, tylko że my smoki, umożliwiamy im lot, pomagamy im..
-A my na wyspie trzymamy się z dala od ludzi..za dużo krzywdy wyrządzili niektórym
-Rozumiem was, na nas też długo polowali...nie każdy człowiek jest godzien tego aby mieć nasze zaufanie
Lakszmi
Słuchałam tego smoka, nie wydawał się zły, poza tym nie mogłam się nim nadziwić, pierwszy raz widziałam tak ogromne, majestatyczne zwierzę
-Wiesz co..mamy prośbę- zaczęłam
-Tak?
-Podrzucisz nas do stada?
-Mogę wywołać zamieszanie, dosyć spore
-Przecież zaraz odlecisz, a my wytłumaczymy wszystko przywódcą
-No dobrze, jak chcecie, ja z wielką chęcią- położył się dokładajac w naszą stronę skrzydło- poza tym wiecie że w tych górach mieszka ktoś jeszcze?
-Kto?
-A czyli nie wiecie o tym..
-A o co chodzi?
-Nie ważne, dowiecie się sami, może..a teraz wchodźcie..
-Tędy, szybko!- pchnąłem Damu przodem, zaraz za nią pobiegła Lakszmi a ja za nimi, musiałem je chronić, jako ogier, mimo że nie przepadałem za Damu, ale tu była także Lakszmi
-Myślicie że uciekniecie?!- wrzasnął ten z tyłu
-Szybciej dziewczyny, proszę- poganiałem je, naglę obie upadły, ale to tak bardzo, że przeleciały kilka metrów dalej, zatrzymałem się w porę, ale uderzyłem o coś z całej siły, a oni byli już blisko
-Damu! Lakszmi!- krzyknąłem za nimi
-Westro Ty..nie uwierzysz- powiedziała Lakszmi
-Że co?- przygwoździli mnie do ziemi, próbowałem ich zranić, ale oblegali mnie ze wszystkich stron, brakowało mi już tchu, niespodziewanie zrobiło się jasno, słońce wpadło do tunelu, myślałem że śnię, że już odleciałem ale..to smok?!
-Wycofać się! już!- krzyknął jeden z mrocznych koni, smok uderzył ogonem o ziemię, prosto w nich, dwóch zabił, reszta raczęła uciekać, a on zionął czymś w postaci ognia w głąb tunelu
-To..to- patrzyłem w górę, teraz zacząłem się bać. Smok patrzył się na nas, przekręcał przy tym łbem, i ruszał nozdrzami jakby nas wąchał
-Westro..powoli..i chodźmy- Lakszmi wstała, ostrożnie i powoli, Damu zaraz za nią, ja się wachałem czy to dobry pomysł, bo smok patrzył na mnie
-Nie musicie się mnie bać- odezwał się
-Wiesz...po tym co zrobiłeś im...
-Chciałem tylko pomóc, nienawidzę tej zgraji
-Coś ci zrobili czy coś?
-Żyją, są tutaj, to wystarczy, poza tym wprosili się na mój teren, i tu zamieszkali, zaczęli mi nawet wykradać zapasy, innym smokom..
-To są też inne smoki?- zdziwiłem się, nigdy ich nie widziałem, a tyle tu już jestem, tyle razy chodziłem po górach
-No tak..no i nie dokończyłem, innym smokom potrafili zabierać jaja i je zjadać, ale zawsze im to przechodziło płazem, dobrze się kryli, parszywe gnidy
-Tyle lat tu już jestem, tyle chodziłem po górach...nigdy na żadnego się nie natknąłem
-Ukrywamy się, większość trudno spotkać, mamy różne zdolności, myślisz, że dzięki komu są te tunele w sam głąb gór, a nawet w ziemię? czemu wulkany jeszcze nie zalały wyspy? dzięki smokom które życią się lawą, które tam mieszkają
-I nie polujecie na konie?- wtrąciła Lakszmi
-Nie, niby po co? dużo z nas żywi się rybami, są smoki wodne, które nam też w tym pomagają, czasami żywimy się bizonami, kiedyś...służyliśmy razem ludziom, w niektórych rejonach świata, nadal tak jest, tylko że my smoki, umożliwiamy im lot, pomagamy im..
-A my na wyspie trzymamy się z dala od ludzi..za dużo krzywdy wyrządzili niektórym
-Rozumiem was, na nas też długo polowali...nie każdy człowiek jest godzien tego aby mieć nasze zaufanie
Lakszmi
Słuchałam tego smoka, nie wydawał się zły, poza tym nie mogłam się nim nadziwić, pierwszy raz widziałam tak ogromne, majestatyczne zwierzę
-Wiesz co..mamy prośbę- zaczęłam
-Tak?
-Podrzucisz nas do stada?
-Mogę wywołać zamieszanie, dosyć spore
-Przecież zaraz odlecisz, a my wytłumaczymy wszystko przywódcą
-No dobrze, jak chcecie, ja z wielką chęcią- położył się dokładajac w naszą stronę skrzydło- poza tym wiecie że w tych górach mieszka ktoś jeszcze?
-Kto?
-A czyli nie wiecie o tym..
-A o co chodzi?
-Nie ważne, dowiecie się sami, może..a teraz wchodźcie..
Damu
Zaniemówiłam z wrażenia, nawet jeszcze nie wstając z ziemi. Nie odrywałam wzroku od smoka. Nie mogłam mu zaufać tak od razu, był ogromny, mógłby nas zmiażdżyć jednym uderzeniem potężnej łapy. Właśnie, już dawno by nas zabił gdyby chciał, a tym czasem zgodził się na propozycje Lakszmi. I chyba nas uratował... Otrząsnęłam się, prawie wbiegając na jego grzbiet, śpieszyłam się, bo Westro i Lakszmi już dawno na niego weszli. Uniósł się z nami wysoko, ponad górami. Przysunęłam się do Westro: - Nigdy jeszcze nie byłam tak wysoko, łatwo spaść - odezwałam się, mając nadzieje na lepsze stosunki między nami.
- Może - odparł niedbale, odsunął się ode mnie, czego miałam się spodziewać? Miał przecież Eris i może nie powinnam się w to wtrącać?
- Nie musisz się bać, nikt nie spadnie - przemówił smok, lecąc z nami nad całą wyspą. Lakszmi i Westro wychylali się za jego grzbietu podziwiając widoki, były niesamowite z tej wysokości, ale ja wolałam trzymać się środka, wciąż mu nie ufałam. Czemu tak groźne stworzenie miałoby na nas uważać? Smok krążył z nami tak chwilę, aż wreszcie po woli wylądował w samym środku stada, które rozbiegło się w panice na wszystkie strony.
- Dzięki za wszystko - powiedziała do niego Lakszmi, zeszliśmy już z niego, tak samo jak weszliśmy. Niemal całe stado uciekło, niektórzy tylko patrzyli na smoka z daleka.
- Mi także było miło, może jeszcze się kiedyś spotkamy - stwierdził smok, wzbijając się ostrożnie do lotu. Wyglądało na to że jednak był przyjazny.
- To ja może już pójdę, muszę odpocząć - odezwałam się.
- Jak chcesz Damu...
- Lakszmi, ja też pójdę, muszę sprawdzi co z Eris, poradzisz sobie? - dodał Westro, położyłam po sobie uszy.
- Pewnie - ruszyła w kierunku przywódców, a ja w stronę jaskini, ale jak zorientowałam się że szedł tam Westro, skręciłam w las, kładąc się niedbale obok drzewa, zapewne mnie tam nie chcieli, a już zwłaszcza Eris. Trudno, podniosłam się po chwili idąc w kierunku wodospadu, chciałam odpocząć, ale równie dobrze mogłam tam przy szumie spadającej wody, i przy okazji obmyje sobie też ranny.
Eris
Przestraszyłam się nie na żarty, widząc jak kilka koni wbiega do jaskini, jakby ktoś nas atakował. Mój strach minął jednak tak szybko jak się pojawił, kiedy do środka wszedł Westro, prawie wstałam, chcąc pobiec ku niemu. Podszedł, a ja wtuliłam się w niego z całą swoją energią. Tak się cieszyłam że wrócił, że jest cały.
- Westro... Ja... - uroniłam kilka łez, tak bardzo się bałam że go stracę, teraz, albo nigdy... Musiałam mu powiedzieć.
- Już jestem, jak się czujesz?
- Muszę coś ci powiedzieć - popatrzyłam mu w oczy, szybko się pesząc, przez co mój wzrok powędrował na ziemie: - Ja... Już od dawna zresztą... - jak ciężko było mi to wyznać, a przecież czułam to wyraźnie. W tej chwili zapomniałam że jest tu z nami kilka koni i Maja, która nadal nie wyszła, zapatrzyłam się mu znów w oczy i zbierałam się, już kilka minut w sobie by wreszcie mu to wyznać: - Kocham cię Westro - głos mi się ściszył z przejęcia, przytuliłam się do niego znowu, w lekkim strachu jak teraz zareaguje.
Damu
Zaczęłam się denerwować, kiedy tylko myślałam o nich, o Westro i Eris. Tylko nie to, chyba się w nim zauroczyłam, ze zwykłego marzenia by stworzyć z nim rodzinę, nowe, lepsze pokolenie mrocznych koni, zakochałam się w nim na prawdę... Nie mogłam w to uwierzyć, przecież z góry to uczucie było skazane na porażkę. Podniosłam się z ziemi, mimo ran i zmęczenia po prostu musiałam się przejść i jakoś ochłonąć, było tyle ogierów w stadzie... Tak, a każdy patrzył na mnie jak na potwora, jedynie z Westro, wydawało się na pierwszy rzut oka, tyle nas łączyło. Chyba jedynie tylko rasa. Westchnęłam, zawędrowałam aż nad brzeg wyspy, nad morze, już miałam kłaść się na piasku, kiedy w wodzie dostrzegłam coś dziwnego, a dokładnie ludzką sieć, w którą nieraz plątały się morskie stworzenia, chyba tak łowili ryby, jednak tym razem jakby było w niej coś innego. Poczułam wyraźny głód, rozejrzałam się uważnie, nikogo nie było, a szkoda było rezygnować z tak łatwego łupu. Wyłowiłam sieć na brzeg już mając zabić to stworzenie, a otworzyłam jedynie pysk ze zdziwienia, to był człowiek... Mały człowiek, za pewne ich młode, ale nie koń, więc nie musiałam go oszczędzać. Zrobiłam drugie podejście by je zabić, ale przypomniałam sobie słowa smoka, jak mówił że niektóre z nich im pomagały. Czy na pewno nie wszyscy ludzie byli źli? Ludzkie dziecko szlochało, nie starając się już nawet wyplątać z sieci, ono było bezbronne... Przecięłam sieć szponem, a wtedy maluch wyciągnął ku mnie małe ręce, wyglądało na to że nie potrafiło jeszcze nawet chodzić. Nie wiedziałam jak mam się zachować, pierwszy raz widziałam człowieka, znałam go jedynie z plotek od koni, które przeżyły z nim bliskie spotkanie. Coś było w jego oczach, przez co już nie mogłam go zabić. Postanowiłam złapać je za porwane i nieco za duże jak na niego ubranie, jakie na sobie miało i zanieść dyskretnie do Westro, on lepiej się nim zajmie niż ja. Może i to była głupia wymówka by go spotkać. Zakradając się przez las wpadłam na Lakszmi, zanim jeszcze doszłam do jaskini. Postawiłam je na ziemi, płakało, jakby chciało żebym znów je niosła.
- Znalazłam je na plaży, w wodzie... - powiedziałam, już obojętne mi było, kto się nim zajmie: - Może ty będziesz widziała co z nim zrobić, albo ten smok...
Lakszmi
Spojrzałam na nią dziwnie- Ty wiesz że nie może z nami zostać
-To ludzkie dziecko, zapewne nic jeszcze nie wie, nie umie się bronić i...
-My nie damy rady się nim zająć
-Ale..
-On potrzebuje mleka..mleka swojej matki
-A może wyżywimy go mlekiem jakiejś klaczy?
-Nie Damu..- spojrzałam na dziecko- ono nie przeżyje, odnieś je tam gdzie je znalazłaś
-Nie mogę
-To sama się nim zajmuj
-Ale..ja nie umiem
-No to je zostaw, jeszcze kłopoty na nas zniesie
-Takie małe..
-A jeśli go szukają?
-Był w sieci...porzucony
-Nie wiesz czy go na pewno porzucili, a jeśli mieli wypadek na morzu? i teraz go szukają?
-Nie pomyślałam...
-Więc go odnieś, jak najszybciej...
-No...dobrze- wróciła, odprowadziłam ją wzrokiem, i poszłam w swoją stronę
Westro
Zdziwiłem się, ale i ucieszyłem, uśmiech malował się na moim pysku
-Na prawdę?
-Tak...-powiedziała cicho- to było głupie..
-No coś ty, ja ciebie też kocham- przytuliłem ją mocno- i to od małego- dodałem
-Od tak dawna?..a ja myślałam
-Co?
-Że masz mnie tylko za przyjaciółkę, ale teraz- uśmiechnęła się, odwzajemniając się i wtulając we mnie
-Jak się czujesz?
-A już nieco lepiej
-To może pójdziemy na łąkę? hm?
-Tylko wiesz...jestem jeszcze trochę słaba i..
-To nic, zaniosę cię- wziąłem Eris na grzbiet i wyszliśmy z jaskini, na łąkę, po drodze spotkałem przywódców, spytali mnie o tego smoka, wytłumaczyłem im wszystko, między innymi także to że mieszkają tu na wyspie. Kiedy już wszystko sobie wytłumaczyliśmy, nieco się ściemniło, ale i tak poszliśmy na łąkę, konie się jeszcze pasły, dokuczały nam tylko muchy i komary, jednakże nie były aż tak natrętne.
-Patrz- szturchnąłem Eris, spojrzeliśmy w górę, pierwszy raz smoki wyleciały na wyspę, chyba dowiedziały się że mogą teraz bez skrycia latać, o dziwo nikt nie panikował. Smoki przelatywały wysoko na niebie, duże, średnie jak i małe, smukłe i potężne, kolorowe i te tylko w tym smym kolorze, ciekawie się je oglądało.
Zapadła noc, większa część poszła już do jaskini, ale że było ciepło, niektórzy zostali na zewnątrz, Eris usnęła, wtulona we mnie, nie zamierzałem nawet się stąd ruszać, było mi tak przyjemnie..do czasu..do czasu aż nie zobaczyłem Damu która tutaj szła, i coś niosła
-Westro..jest sprawa- podeszła, położyła coś przedemną, odkryła kawałek materiału, to było...ludzkie dziecko?!
-Zwariowałaś?- krzyknąłem prawie, nie zrobiłem tego tylko dlatego, że nie chciałem budzić Eris
-Znalazłam je na plaży..nie mogłam tak go zostawić
-Oj jaka ty dobroduszna- powiedzialem z ironią
-Pomóż mi, co z nim zrobić?
-Odnieś, tak będzie najlepiej
-Umrze
-No to co, jego rodzice mogli go pilnować, nie wychowasz go, nie wykarmisz, umrze i tak, odnieś je
-Ty też tak uważasz...
-A kto jeszcze?
-Lakszmi mówiła tak samo
-No to jeśli ona tak powiedziała, to ma rację, zanieś je zanim będą przez to problemy- jeszcze jak na złość dzieiach się rozwrzeszczał, i obudził całe stado
-Cudownie, co żeś narobiła- parsknąłem
-Damu...co tu się dzieje?- Zima i Danny stali już za nią, po ich minie widziałem, że zbyt zadowoleni to oni nie są
-Ja...no bo znalazłam je na plaży w sieci
-Ucisz je!- krzyknął ktoś
-Zrób to zanim sam to zrobię!- krzyknął ktoś drugi, sam miałem ochotę to zrobić, dzieciach tak wrzeszczał że aż uszy bolały
-Zwariowałaś przynosząc je tutaj do stada? zniesie na nas same problemy- Zima podeszła do ludzkiego dziecka, podniosła je z ziemi i wróciła do Danny'ego- idzesz z nami, odniesiemy je
-Ale ono umrze
-I tak by umarło, a tutaj nikt go nie chce, jeszcze zechcą go szukać...
Damu
Spojrzałam na nią dziwnie- Ty wiesz że nie może z nami zostać
-To ludzkie dziecko, zapewne nic jeszcze nie wie, nie umie się bronić i...
-My nie damy rady się nim zająć
-Ale..
-On potrzebuje mleka..mleka swojej matki
-A może wyżywimy go mlekiem jakiejś klaczy?
-Nie Damu..- spojrzałam na dziecko- ono nie przeżyje, odnieś je tam gdzie je znalazłaś
-Nie mogę
-To sama się nim zajmuj
-Ale..ja nie umiem
-No to je zostaw, jeszcze kłopoty na nas zniesie
-Takie małe..
-A jeśli go szukają?
-Był w sieci...porzucony
-Nie wiesz czy go na pewno porzucili, a jeśli mieli wypadek na morzu? i teraz go szukają?
-Nie pomyślałam...
-Więc go odnieś, jak najszybciej...
-No...dobrze- wróciła, odprowadziłam ją wzrokiem, i poszłam w swoją stronę
Westro
Zdziwiłem się, ale i ucieszyłem, uśmiech malował się na moim pysku
-Na prawdę?
-Tak...-powiedziała cicho- to było głupie..
-No coś ty, ja ciebie też kocham- przytuliłem ją mocno- i to od małego- dodałem
-Od tak dawna?..a ja myślałam
-Co?
-Że masz mnie tylko za przyjaciółkę, ale teraz- uśmiechnęła się, odwzajemniając się i wtulając we mnie
-Jak się czujesz?
-A już nieco lepiej
-To może pójdziemy na łąkę? hm?
-Tylko wiesz...jestem jeszcze trochę słaba i..
-To nic, zaniosę cię- wziąłem Eris na grzbiet i wyszliśmy z jaskini, na łąkę, po drodze spotkałem przywódców, spytali mnie o tego smoka, wytłumaczyłem im wszystko, między innymi także to że mieszkają tu na wyspie. Kiedy już wszystko sobie wytłumaczyliśmy, nieco się ściemniło, ale i tak poszliśmy na łąkę, konie się jeszcze pasły, dokuczały nam tylko muchy i komary, jednakże nie były aż tak natrętne.
-Patrz- szturchnąłem Eris, spojrzeliśmy w górę, pierwszy raz smoki wyleciały na wyspę, chyba dowiedziały się że mogą teraz bez skrycia latać, o dziwo nikt nie panikował. Smoki przelatywały wysoko na niebie, duże, średnie jak i małe, smukłe i potężne, kolorowe i te tylko w tym smym kolorze, ciekawie się je oglądało.
Zapadła noc, większa część poszła już do jaskini, ale że było ciepło, niektórzy zostali na zewnątrz, Eris usnęła, wtulona we mnie, nie zamierzałem nawet się stąd ruszać, było mi tak przyjemnie..do czasu..do czasu aż nie zobaczyłem Damu która tutaj szła, i coś niosła
-Westro..jest sprawa- podeszła, położyła coś przedemną, odkryła kawałek materiału, to było...ludzkie dziecko?!
-Zwariowałaś?- krzyknąłem prawie, nie zrobiłem tego tylko dlatego, że nie chciałem budzić Eris
-Znalazłam je na plaży..nie mogłam tak go zostawić
-Oj jaka ty dobroduszna- powiedzialem z ironią
-Pomóż mi, co z nim zrobić?
-Odnieś, tak będzie najlepiej
-Umrze
-No to co, jego rodzice mogli go pilnować, nie wychowasz go, nie wykarmisz, umrze i tak, odnieś je
-Ty też tak uważasz...
-A kto jeszcze?
-Lakszmi mówiła tak samo
-No to jeśli ona tak powiedziała, to ma rację, zanieś je zanim będą przez to problemy- jeszcze jak na złość dzieiach się rozwrzeszczał, i obudził całe stado
-Cudownie, co żeś narobiła- parsknąłem
-Damu...co tu się dzieje?- Zima i Danny stali już za nią, po ich minie widziałem, że zbyt zadowoleni to oni nie są
-Ja...no bo znalazłam je na plaży w sieci
-Ucisz je!- krzyknął ktoś
-Zrób to zanim sam to zrobię!- krzyknął ktoś drugi, sam miałem ochotę to zrobić, dzieciach tak wrzeszczał że aż uszy bolały
-Zwariowałaś przynosząc je tutaj do stada? zniesie na nas same problemy- Zima podeszła do ludzkiego dziecka, podniosła je z ziemi i wróciła do Danny'ego- idzesz z nami, odniesiemy je
-Ale ono umrze
-I tak by umarło, a tutaj nikt go nie chce, jeszcze zechcą go szukać...
Damu
Poszłam za przywódcami, a dokładniej powlekłam się z tyłu, patrząc na nie, płakało przez całą drogę, nie mogłam przez nie zebrać myśli, ale w pewnym sensie czułam że tak jak jego nikt tu nie chce tak i mnie.
- Tutaj go znalazłaś? - zapytał Danny.
- Tak... Dokładnie w tym miejscu tyle że we wodzie - wskazałam im sieci: - Gdyby nie ja utonęłoby, choć myślę że tak byłoby lepiej... - jeszcze nigdy nie miałam takiego doła.
- No dobra, wracajmy - Zima położyła dziecko na piasku.
- Przepraszam, to się nie powtórzy... - weszłam im trochę w słowo, ale już spodziewałam się że udzielą mi reprymendy.
- Miejmy nadzieje, sprowadzając ludzkie dziecko do stada, narażasz nas wszystkich...
- Wiem - przerwałam, odbiegając gdzieś, wiem że nie powinnam tak się zachować, kompletnie ich zignorowałam, ale już wszystko było mi jedno... Nie zostanę tutaj, nie mogłam sobie wybić Westro z głowy, a już całe stado plotkowało że on i Eris są razem. Nie chce każdego dnia widzieć ich razem i czuć jak pęka mi serce...
Wybiegłam za granice, noc jeszcze trwała i było tak późno, że mogłam się założyć że całe stado pogrążyło się w śnie. Myślałam cały czas o tym dziecku... Już tak bardzo łaknęłam towarzystwa i nie mogłam już znieść tej pustki że walczyłam sama ze sobą by po nie nie zawrócić. Wreszcie decydując się by to zrobić. I tak nie wrócę do stada. Znalazłam się na plaży, co prawda na Zatopi, ale to i tak ostatni raz... Nawet gdybym nie widziała w ciemnościach jak każdy mroczny koń, to naprowadziłby mnie płacz malucha. Zatrzymałam się przy nim, pochylając głowę, objęło mnie rączkami. Z jakiegoś powodu zaczęło walić mi serce, jakby... Złe przeczucia?
- Zabiorę cię ze sobą... Coś wymyślimy, potrzebujesz mleka, tak? - zerknęłam w stronę lasu, na myśl przyszły mi drapieżniki, któryś z nich musi mieć młode, na pewno się zgodzi by wykarmić niemowlę, w zamian za darowanie życia. Konie już nie chciałam w to mieszać, bo to i tak bez sensu... Nagle jakieś dziwne niezrozumiałe głosy rozbrzmiały w oddali, na wodzie dostrzegłam mały punkt. Zbliżał się w kierunku plaży. Przyglądałam się mu nie wiedząc co to jest. Nabierał kształtów i wielkości, a w nim siedzieli ludzie, w dziwnych strojach i rzeczach przy sobie. Zaczęli krzyczeć coś w swoim niezrozumiałym dla mnie języku. Uniosłam dziecko w pysku, najpierw chciałam z nim uciec, byłam już nawet odwrócona do nich tyłem, ale kiedy zrozumiałam że w ten sposób tylko oddziele go od rodziny to... Poczułam nagle ból, coś wbiło się w mój bok, warknęłam przez materiał, odwracając się gwałtownie w ich stronę i najeżając sierść by ich odstraszyć. Strzelili w moim kierunku jeszcze kilka strzał, upuściłam niemowlę z bólu, uciekając, rzucali jeszcze innymi ostrymi rzeczami, odskakiwałam, jak na złość musiałam się o coś rzuconego przez nich potknąć. I wtedy mnie dopadli... Nowy ból, gdy w mój grzbiet zanurzyło się ostrze przeszył mnie tak mocno że nie mogłam się przez moment podnieść, a to wystarczyło by zdążyli już wyskoczyć z czegoś co nazywali łódką na plaże i pobiec do mnie z ostrą bronią w ręku, jeden z nich trzymał już dziecko, uciekając z nim na łódkę. Zabiłam większość z nich w samoobronie i agresji, a mimo to mi nie odpuścili, nie dali uciec...
Eris
Całą tą noc spędziliśmy na łące, wreszcie mogłam poczuć się na prawdę szczęśliwa przy boku Westro, bo już wiedziałam że i on mnie kocha, już nie musiałam się niczego obawiać. Z samego rana powitałam go ciepłym uśmiechem, a on odpowiedział tym samym.
- Gdzie masz ochotę dzisiaj pójść? - zapytał.
- Może... Nad wodospad?
- To chodźmy - zabrał mnie na grzbiet, rozmawialiśmy ze sobą jeszcze długo, szybko zapadł wieczór, dziś zawiewał zimny wiatr, a niebo przykryły deszczowe chmury, przez co musieliśmy wrócić do jaskini. Wtuliłam się mocno w jego sierść, chcąc zapomnieć że jestem w środku. Szybko usnęłam. Miałam dziwny sen, jakby ktoś wołał o pomoc. Przebudziłam się nagle, mając wrażenie że ktoś na prawdę wołał o pomoc. Głos ucichł, wiatr ucichł, a na zewnątrz znów zrobiło się cieplej. Podniosłam się, nieco jeszcze nieporadnie, patrząc na Westro, spał i aż żal było mi go budzić. Wyszłam, co nawet dobrze mi zrobiło, w jaskini czułam się skrępowana, choć w obecności niemal całego stada i Westro powinnam nawet tam czuć się bezpiecznie... Weszłam do lasu, bo wydawało mi się że to z niego dobiegał kogoś głos. Czym dalej szłam, tym coraz bardziej obawiałam się co tu mogę zobaczyć i czy w ogóle powinnam... Nie, nie powinnam się tu znów zapuszczać. Rozejrzałam się, pamiętając którędy zawrócić, pilnowałam drogi bardziej niż poprzednim razem, myśląc że mogłabym się znów zgubić, a przecież tą część lasu znałam doskonale. Wtem coś się poruszyło, od razu tam spojrzałam, jakiś czarny koń leżał ranny... Tak myślałam. Nie spodziewałam się że jak wyjże za drzewa zobaczę mrocznego konia, odskoczyłam do tyłu, wydawało mi się że to Damu... Była cała w krwi... Wyjrzałam jeszcze raz na drżących nogach, upewniając się że to na pewno ona, wyglądała jak martwa... Otworzyła oczy, patrząc do tyłu na mnie, wpół nieprzytomna. Wycofałam się wystraszona, wracając pospiesznie do Westro, wychodził właśnie z jaskini, a ja na niego wpadłam.
- Jak dobrze że jesteś... - przytuliłam się do niego. Chciałam mu powiedzieć o Damu, ale nachodziła mnie myśl że któregoś dnia... Ona mi go odbierze, albo co gorsza zechce się mnie pozbyć, albo... Zrobi mu krzywdę, za nic jej nie ufałam, może tak będzie lepiej. Jak umrze nie będzie... Byłam okropna, a mimo to wolałam mu nie mówić...
- Co się stało? Cała drżysz...
- Na prawd? Ja tylko... Miałam koszmar, już dobrze.
- Co robiłaś na zewnątrz?
- Musiałam wyjść wiesz, nie chce o tym mówić... Ten sen ciągle mnie prześladuje - skłamałam, wtulając się do jego grzywy: - Musiałam pospacerować, już mi lepiej - odetchnęłam ciężko.
Westro
-Eris, czy na pewno jest wszystko dobrze?- spytałem, nie byłem pewny co do jej słów, pozatym, wyczułem u niej krew, zapach krwi, nie miała go na sobie, jednakże czułem
-No tak, to był tylko sen
-Ale...czuję od ciebie krew
-Co?- zdziwiła się, podszedłem bliżej wąchając ją
-Znajome..- pomyślałem- Byłaś w lesie?
-Ja..to znaczy..
-Widziałaś tam coś? prawda? powiedz mi, zaprowadź
-Tylko że..ja...ale to była Damu
-Nienawidzę jej, jednakże, chcę wiedzieć o co chodzi- zrobiłem parę kroków w stronę lasu, i obojerzałem się- zaprowadzisz?
-Ale ja nie pamietam gdzie to jest
-No trudno..pójdę po zapachu, a ty..może lepiej zostań w stadzie
-Nie, chcę pójść z tobą- dobiegła do mnie
-No dobrze, ale trzymaj się bardzo blisko- ruszyliśmy. Im szedłem dalej, tym zapach krwi był mocniejszy, aż w końcu zobaczyłem ją na krzakach, drzewach i na ziemi, wyglądało to tak, jakby ktoś szedł, upadał na boki i na ziemię. Odkryłem gałęzie które opadały na ziemię, moim oczom ukazała się Damu, poraniona cała, leżąca we własnej krwi i ledwie oddychająca, otworzyła lekko oczy, patrząc w naszą stronę, otworzyła pysk, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie miała siły wydusić z siebie chociażby słowo
-W coś ty się znowu wpakowała- podszedłem bliżej, widziałem po Eris że zaraz zemdleje, ten widok tak na nią działał
-Ja..- wydusiła z siebie- ch..chcia..ł..am...tylko..po..po..móc- zakaszlała wypluwając krew
-Komu? kto ci to zrobił?
-Temu..małemu....oni..przy..p..płyneli...ch..ciałam..uciec..i..go..im..dać- zakaszlała ponownie, tym razem prawie dusząc się krwią, która wypływała także z nosa
-Zaatakowali cię? tak?
-Rzucili..sieć..okła..dali czymś...cięż..kim...wb..b..ijali os..trza..i zost..awili
-A nie mówiłem?!- krzyknałem zdenerwowany, skąd ja wiedziałem że to się tak skończy?- niedługo pewnie tutaj wrócą, odnaleźli wyspę, pewnie będą chcieli ją obadać, zobaczyć co na nej jest, dowiedzą się o nas..o smokach, ty wiesz co oni z nami zrobią? wyłapią wszystkich, będą na nas polować
-Ja..nie..ch..ch..chciałam
-Ehh..coś ty narobiła, a mówić, odnieś, po co brałaś, zabij, to nie..litość się w tobie odezwała- wziąłem ją na grzbiet, postanowiłem że zabiorę ją do stada, nieh ktoś jej tam pomaga, bo ja nie mam zamiaru, a wszystko opowiem przywódcą nad ranem
Nikt się nie znalazł, kto zechciałby opatrzyć jej rany, więc zostałem tylko ja, Eris no i Lakszmi, umyliśmy rany i opatrzyliśmy te najgorsze, dobrze że nic jej nie złamali, jeszcze większą kalekę byśmy mieli
-Westro, wiesz że teraz już nie jesteśmy bezpieczni- podeszła Lakszmi
-Tak, wiem...czekam na przywódców aby im to powiedzieć
-Miejmy nadzieję że tutaj już nie przypłyną..większość z nich to łowcy, wyłapują konie, smoki, najlepiej aby były inne, chodzi o konie, wykorzystują ich zapewne, mają swoje metody aby nas obezwładnić, ona..miała ślad po strzale, na zadzie, i do tego sparaliżowany, teraz już jej puszcza, ale to musiało być coś, co uniemożliwiło jej poruszanie się
-Wiedziałem że będą same problemy
-Mogliśmy sami zabić to dziecko
-Tylko pytanie czy...nie zechcieliby go tutaj szukać
-Wątpię
-Niedługo stado będzie się wybudzać, ja idę zająć się Damu, i tak nie mam nic do roboty..- odeszła, zostawiliśmy Damu za jaskinią, aby nikomu się tak w oczy nie rzucała
Lakszmi
Położyłam się na przeciwko niej, spała, cieżko oddychała i z rany po strzale, nadal się coś sączyło.
-Lakszmi?-odwróciłam łeb do niej
-Tak?
-Oni..tutaj wrócą...
-Skąd wiesz?
-Bo oni nie odpłynęli daleko, widziałam jak...odpływają za wyspę, i tam się zatrzymują, niedaleko od wyspy
-Że co?
-Przepraszam..
-Trzeba powiedzieć o tym przywódcą- wstałam prędko i pobiegłam na łąkę, wzrokiem szukałam przywódców, wypatrzyłam ich, z Westro i Eris
-Oni tutaj są- podbiegłam przerywając im
-Kto?- spytała Zima
-Ludzie...Damu mi powiedziała, że widziała jak wpłyną dookoła wyspy, i że się zatrzymują statkiem niedaleko niej
-Cholera...- powiedział Danny, pobiegł za wzgórze
-Stado zbiórka!- krzyknął- Do naszej wyspy dopłynęli ludzie, trzeba schronić się w lesie, wyznaczeni przezemnie, idą wraz ze mną na patrol
-Zima możemy pomóc- wtrąciłam
-To pójdziecie z nami, chodźcie..ale, Eris ty zostajesz- zatrzymała ją
-Co? ale dlaczego? też chcę pójść- spojrzała na Westro
-To chyba dobry pomysł, może być niebezpiecznie, nie narażę cię- spojrzał w jej oczy, i przytulił
-Ale chcę być z tobą..
-Zrób to dla mnie i zostań ze stadem, tutaj będziesz bezpieczna, ochronią cię
-No..dobrze
-Ci którzy zostają, za mną!- krzyknęła Maja
-Wyznaczeni idą za mną- pobiegliśmy za Danny'm, do patrolu wybrał między innymi swojego zastępce, syna, Cimeriesa, Isanta, Maylo i Tin, no i jeszcze my w tym byliśmy, czyli ja i Lakszmi
Weszliśmy na szczyt góry, Tin i Cimeries wzbili się w powietrze, ciemne chmury zamaskowały ich, dzięki ich umaszczeniu nie byli praktycznie widoczni w niemalże czarnych chmurach
-I jak?- krzyknął Danny
-Są około 2 km od wyspy, stoją, coś robią na statku, mają klatki
-Ile ich jest?
-Widzieliśmy trzy, w tym że w jednej był smok...
Westro
-Puszczaj ją!- warknąłem robiąc krok do przodu, wtedy ona zacisnęła szczęki jeszcze bardziej, widziałem jk Eris się dusi, coraz mocniej płynęła jej krew, robiła się ogromna plama dookoła
-Ogłuchłaś?!- z tyłu za nią pojawił się Elliot, złapał ją za grzywę i odrzucił od Eris, łapała łapczywie powietrze, kaszlała wydobywając ochrypły głos przy tym, pluła krwią, miała rozszarpane chrapy
-Eris, boli? bardzo? chodź, trzeba to opatrzyć- podbiegłem do niej pomagając wstać
-Ona na to zasłużyła! chciała mnie zabić! jest parszywa i fałszywa!- krzyczała Damu, wstała próbując się rzucić znowu w stronę Eris
-Na swoje miejsce!- uderzył ją Elliot, trzymając przy ziemi- potrzymam ją tak aż się uspokoi
-Zostanę z nim, a wy idźcie, trzeba uspokoić stado- poinformował Danny, zabrałem Eris do jaskini
-I co...co z tym statkime?- spytała Eris
-Narazie nie widać niebezpieczeństwa, na statku w klatce mieli tylko smoka, będzie trzeba wrócić jutro, może odpłyną
-Przepraszam
-Ciii...nie masz za co
-Mam...czułam w niej rywalkę...niebezpiezeństwo, była bezbronna..myślałam że jak..że jak ją zabiję..pozbędziemy się problemu
-Nie mam ci tego za złe, sam bym to zrobił, ale wiesz...natura...lepiej tego nie robić, nie chciałaś źle, to emocje
-Czuję się z tym źle
-Już ciii- przybliżyłem łeb do niej, lekko ją muskając po policzku- poczekaj tutaj, jesteś bezpieczna, jest stado i przywódcy, ja pójdę po wodę i zioła
-Wróc tylko szybko, proszę...
-Nie martw się
Lakszmi
Wróciłam na skraj wyspy, chciałam się przyjrzeć, dokładniej...
Ukryłam się na krzakami, i obserwowałam statek, ludzie coś mówili, nie słyszałam dobrze, wyłapywałam pojedyńcze słowa, rozumiałam ich, dobrze że chociaż oni nie rozumieją nas...
-Też nie jestem pewny co do nich-usłyszałam głos za sobą, myślałam że to ktoś ze stada, ale się pomyliłam, to był smok, błękitno czarny, z zielonymi oczami i kolcami na łbie, miał dwie pary skrzydeł, ze szponami na końcach, był średniej wielkości, jak dwa duże ogiery
-Musiałam tu wrócić, czuję że oni tak szybko nie odpłyną
-Zwykłe konie, mogą oszczędzić..gorzej jak będą chcieli wyłapać te niezwykłe, lub zobaczą że mają moc..i nas..smoki, będą chcieli polować, patrz- podniósł skrzydła, odkrywając swoją tylną łapę, miał ją całą w bliznach, łuski były z niej zdrapane, rany musiały być bardzo głębokie- wpadłem kiedyś w ich sidła...umierałem, prawie mnie dorwali, gdyby nie pewien człowiek...przyleciał na smoku i mi pomogli, nie znam ich, nie poznałem, uciekłem w popłochu, nie każdy człowiek jest zły, ale większość już tak, dobrze że tylko łapa ucierpiała, gdyby to było skrzydło, już by mnie nie było
-To..przykre, ja doświadczyłam też okrutnego losu, ale ze strony mrocznych koni...to...nigdy tego nie zapomnę
-Chcesz opowiedzieć?
-To..zbyt trudne, wybacz
-Rozumiem, nie musisz
-Tak apropo, jestem Lakszmi
-Ja Jevilis (czyt. Dżewilis), jakiej jesteś rasy? pierwszy raz widzę takiego konia
-Ja?...ja jestem mrocznym koniem..tylko że innym, urodziłam się albinoską, tylko żem oja skóra jest czarna, różnię się od innych, sporo...sam widzisz, to na grzbiecie świeci podczas pełni, posiadam moc, potrafię zamienić się w cień i być niewidzialna w mroku, mam wtedy podwójną siłę, ogólnie mam sporo siły, jak byłam źrebakiem chciano mnie zabić za odmienność
-Trudno chyba miałaś
-W życiu?...bardzo, teraz na szczęście już mam spokój
-Ej spójrz- schylił łeb i podszedł bliżej krzaków
-Co?
-Oni tu płyną...
-Że co?
-No patrz- wyjrzałam, faktycznie..płynęli tu, a co gorsza..w oddali było więcej statków, tak jakby czekali na nich i dlatego stali
-Trzeba sięk kryć- złapał mnie i poleciał w stronę stada, zostawił mnie tam a dalej poleciał w stronę gór
-Zima! Danny!- zaczęłam krzyczeć, nie mogłam ich nigdzie znaleźć, biegałam po całym stadzie, w końcu wpadłam na Elliota
-Gdzie twoi rodzice?
-Poszli do lasu...
-A co z Damu?
-Nafaszerowałem ją ziołami na uspokojenie i leży, czekaj, chwila...czemu pytasz gdzie moi rodzice?
-Wiecej ludzi tu płynie, muszę ich poinformować
-Cholera jasna...dobra, biegnij..ja zajmę się stadem- ruszył w swoją stronę, a ja w swoją. Pognałam w las, do tego się ściemniało, chmury naszły na niebo, ciemne potężne chmury, no tak..deszcz, usłyszałam też jak grzmi, musiałam się streszczać zanim się rozpada na dobre.
Po około godzinie biegania, kiedy już lało jak z cebra, grzmiało, błyskało się a co chwilę waliły pioruny, w końcu ich znalazłam, jak wracali
-No w końcu- zatrzymałam się przed nimi zmachana
-Lakszmi? wszystko okey?
-Tak, znaczy nie..ludzie płyną, jest ich jeszcze więcej
-Tylko nie to..poinformowałaś już kogoś?
-Elliota, miał się wszystkim zająć
-Pędem do stada- Zima i Danny ruszyli, ja za nimi, mimo zmęczenia
Wszyscy zostali wprowadzeni do jaskini, Eris leżała z Westro, opatrzona już, krew już nie leciała tylko chrapy były poszarpane
-Wiecie już?
-Tak, Elliot wszystkich poinformował
-Coś czuję że to będzie się ciągło...
-Eris, czy na pewno jest wszystko dobrze?- spytałem, nie byłem pewny co do jej słów, pozatym, wyczułem u niej krew, zapach krwi, nie miała go na sobie, jednakże czułem
-No tak, to był tylko sen
-Ale...czuję od ciebie krew
-Co?- zdziwiła się, podszedłem bliżej wąchając ją
-Znajome..- pomyślałem- Byłaś w lesie?
-Ja..to znaczy..
-Widziałaś tam coś? prawda? powiedz mi, zaprowadź
-Tylko że..ja...ale to była Damu
-Nienawidzę jej, jednakże, chcę wiedzieć o co chodzi- zrobiłem parę kroków w stronę lasu, i obojerzałem się- zaprowadzisz?
-Ale ja nie pamietam gdzie to jest
-No trudno..pójdę po zapachu, a ty..może lepiej zostań w stadzie
-Nie, chcę pójść z tobą- dobiegła do mnie
-No dobrze, ale trzymaj się bardzo blisko- ruszyliśmy. Im szedłem dalej, tym zapach krwi był mocniejszy, aż w końcu zobaczyłem ją na krzakach, drzewach i na ziemi, wyglądało to tak, jakby ktoś szedł, upadał na boki i na ziemię. Odkryłem gałęzie które opadały na ziemię, moim oczom ukazała się Damu, poraniona cała, leżąca we własnej krwi i ledwie oddychająca, otworzyła lekko oczy, patrząc w naszą stronę, otworzyła pysk, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie miała siły wydusić z siebie chociażby słowo
-W coś ty się znowu wpakowała- podszedłem bliżej, widziałem po Eris że zaraz zemdleje, ten widok tak na nią działał
-Ja..- wydusiła z siebie- ch..chcia..ł..am...tylko..po..po..móc- zakaszlała wypluwając krew
-Komu? kto ci to zrobił?
-Temu..małemu....oni..przy..p..płyneli...ch..ciałam..uciec..i..go..im..dać- zakaszlała ponownie, tym razem prawie dusząc się krwią, która wypływała także z nosa
-Zaatakowali cię? tak?
-Rzucili..sieć..okła..dali czymś...cięż..kim...wb..b..ijali os..trza..i zost..awili
-A nie mówiłem?!- krzyknałem zdenerwowany, skąd ja wiedziałem że to się tak skończy?- niedługo pewnie tutaj wrócą, odnaleźli wyspę, pewnie będą chcieli ją obadać, zobaczyć co na nej jest, dowiedzą się o nas..o smokach, ty wiesz co oni z nami zrobią? wyłapią wszystkich, będą na nas polować
-Ja..nie..ch..ch..chciałam
-Ehh..coś ty narobiła, a mówić, odnieś, po co brałaś, zabij, to nie..litość się w tobie odezwała- wziąłem ją na grzbiet, postanowiłem że zabiorę ją do stada, nieh ktoś jej tam pomaga, bo ja nie mam zamiaru, a wszystko opowiem przywódcą nad ranem
Nikt się nie znalazł, kto zechciałby opatrzyć jej rany, więc zostałem tylko ja, Eris no i Lakszmi, umyliśmy rany i opatrzyliśmy te najgorsze, dobrze że nic jej nie złamali, jeszcze większą kalekę byśmy mieli
-Westro, wiesz że teraz już nie jesteśmy bezpieczni- podeszła Lakszmi
-Tak, wiem...czekam na przywódców aby im to powiedzieć
-Miejmy nadzieję że tutaj już nie przypłyną..większość z nich to łowcy, wyłapują konie, smoki, najlepiej aby były inne, chodzi o konie, wykorzystują ich zapewne, mają swoje metody aby nas obezwładnić, ona..miała ślad po strzale, na zadzie, i do tego sparaliżowany, teraz już jej puszcza, ale to musiało być coś, co uniemożliwiło jej poruszanie się
-Wiedziałem że będą same problemy
-Mogliśmy sami zabić to dziecko
-Tylko pytanie czy...nie zechcieliby go tutaj szukać
-Wątpię
-Niedługo stado będzie się wybudzać, ja idę zająć się Damu, i tak nie mam nic do roboty..- odeszła, zostawiliśmy Damu za jaskinią, aby nikomu się tak w oczy nie rzucała
Lakszmi
Położyłam się na przeciwko niej, spała, cieżko oddychała i z rany po strzale, nadal się coś sączyło.
-Lakszmi?-odwróciłam łeb do niej
-Tak?
-Oni..tutaj wrócą...
-Skąd wiesz?
-Bo oni nie odpłynęli daleko, widziałam jak...odpływają za wyspę, i tam się zatrzymują, niedaleko od wyspy
-Że co?
-Przepraszam..
-Trzeba powiedzieć o tym przywódcą- wstałam prędko i pobiegłam na łąkę, wzrokiem szukałam przywódców, wypatrzyłam ich, z Westro i Eris
-Oni tutaj są- podbiegłam przerywając im
-Kto?- spytała Zima
-Ludzie...Damu mi powiedziała, że widziała jak wpłyną dookoła wyspy, i że się zatrzymują statkiem niedaleko niej
-Cholera...- powiedział Danny, pobiegł za wzgórze
-Stado zbiórka!- krzyknął- Do naszej wyspy dopłynęli ludzie, trzeba schronić się w lesie, wyznaczeni przezemnie, idą wraz ze mną na patrol
-Zima możemy pomóc- wtrąciłam
-To pójdziecie z nami, chodźcie..ale, Eris ty zostajesz- zatrzymała ją
-Co? ale dlaczego? też chcę pójść- spojrzała na Westro
-To chyba dobry pomysł, może być niebezpiecznie, nie narażę cię- spojrzał w jej oczy, i przytulił
-Ale chcę być z tobą..
-Zrób to dla mnie i zostań ze stadem, tutaj będziesz bezpieczna, ochronią cię
-No..dobrze
-Ci którzy zostają, za mną!- krzyknęła Maja
-Wyznaczeni idą za mną- pobiegliśmy za Danny'm, do patrolu wybrał między innymi swojego zastępce, syna, Cimeriesa, Isanta, Maylo i Tin, no i jeszcze my w tym byliśmy, czyli ja i Lakszmi
Weszliśmy na szczyt góry, Tin i Cimeries wzbili się w powietrze, ciemne chmury zamaskowały ich, dzięki ich umaszczeniu nie byli praktycznie widoczni w niemalże czarnych chmurach
-I jak?- krzyknął Danny
-Są około 2 km od wyspy, stoją, coś robią na statku, mają klatki
-Ile ich jest?
-Widzieliśmy trzy, w tym że w jednej był smok...
Eris
Weszliśmy za Mają do jaskini, zebrała w niej pozostałe konie, nie mogłam się do końca pogodzić z tym że zostałam z dala od Westro. Mieli rację, tylko sprawiałabym problemy, choć czułam się z tą myślą taka zupełnie do niczego, jak zbędny balast, którego trzeba było się pozbyć, chciałam pomóc... Zatrzymałam się blisko wyjścia, a raczej spacerowałam niespokojna, bałam się o Westro, słyszałam jak inne konie mówią między sobą o tym wszystkim, o ludziach, co wcale nie pomagało. Co jeśli ludzie ich napadną, albo mroczne konie? Może właśnie szykowały na nas zemstę? Albo mroczne konie i ludzie na raz? Być może przesadzałam, na pewno będą ostrożni, ale to ludzie, są zupełnie nieprzewidywalni.
To wszystko wina Damu, to ona, ona zrobiła to celowo... Nie mogła być z Westro to chciała doprowadzić całe stado do ruiny, wykorzystała to ludzkie dziecko, może nawet sama je porwała? A to że została ranna też było jej planem, chciała mi go odebrać. Ale czemu próbowała mnie ratować?... Przecież, przecież to jasne, chciała się wybielić w oczach Westro... Ona nie odpuści, zabierze mi go. Z tych całych nerwów zaczęłam lekko drżeć, nie mogłam tak po prostu się położyć i czekać. Bałam się jednak pójść za resztą, wolałam nie sprzeciwiać się przywódcą, a przede wszystkim nie narobić im kłopotów, a jeśli pójdę i mnie złapią to... Muszę zostać. Do głowy nagle przyszła mi dziwna myśl, którą powinnam natychmiast odrzucić, ale... Damu musiała zostać sama, ranna, za jaskinią, tu jej nie było. Nie potrafiłam wybić sobie tego z głowy. Czekałam w napięciu kiedy będę mogła się wymknąć, Maja była zajęta, ale co chwilę zerkała w moją stronę, trzymałam się najbliżej wyjścia. Inni rozmawiali głębiej w jaskini.
Damu
Ból z każdą kolejną chwilą stawał się coraz bardziej znośny, chciałam tylko nieco wydobrzeć, a wtedy... Odejdę, raz na zawsze, tym razem zamierzałam poinformować o tym przywódców, zamiast odchodzić bez słowa. I tak żałowałam że tego nie zrobiłam kiedy byłam już w drodze i głupia zawróciłam po ludzkie dziecko, na prawdę aż tak czułam się samotna i odtrącona od wszystkich? Nie mogłam temu zaprzeczyć. Miałam nadzieje że jakoś powstrzymają ludzi, muszą... Może chociaż udałoby mi się zaprzyjaźnić z Lakszmi? Nie, zresztą... Nic mnie już nie powinno obchodzić, wkrótce i tak nie będę częścią tego stada. Zamknęłam oczy, chciałam się jakoś przespać. Usypiałam już po woli, gdy wyłapałam czyjeś kroki wśród innych dźwięków pobliskiego lasu, ktoś starał się zakraść? Nie otwierałam oczu, za to poczułam zapach. Eris. Czego ona mogłaby chcieć? Zdaje się że ją przerażam i mnie nie cierpi.
Eris
Nie wierzyłam że to robię, obejrzałam się do tyłu z strachem w oczach, nikt na szczęście nie zauważył jak na razie mojego zniknięcia. Nie potrafiłam się uspokoić, co ja właściwie robię? Jak Westro się dowie... On mi tego nie wybaczy, ale... Muszę... Wychyliłam się za zewnętrznej ściany jaskini, Damu leżała nieprzytomna, albo spała... Miałam szanse, nie, nie mogłam, ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła... Ale teraz Westro znów narażał się przez nią, ludzie mogli nas zaatakować przez nią, gdyby nie ona nic by się nie stało. Ona musiała to wszystko zaplanować, na pewno chce mnie zabić, jeśli nie zrobię tego pierwsza to ona... Podeszłam do niej, na drżących nogach, próbując stawiać je bez żadnego dźwięku, Damu musiała twardo spać, nawet nie poruszyła uszami, ledwo słyszałam jej oddech. Wzięłam głęboki wdech, serce chciało mi wyskoczyć z piersi, a przed oczami miałam już mnóstwo krwi, mimo że wcale jej nie było. Damu nie krwawiła, mając na ciele mnóstwo opatrunków. Próbowałam się uspokoić, jakoś usprawiedliwić przed samą sobą to co zamierzałam zrobić... To mroczny koń, Westro był inny zupełnie inny, nie myślałam o nim w ten sposób, nie o nim, kochałam go całym sercem, ale Damu to typowy mroczny koń, jest zdolna do wszystkiego. Potrafi zabić... Ja nie, ale muszę... Przymknęłam oczy mając ochotę je zamknąć, uniosłam się lekko na tylnych nogach by tymi przednimi docisnąć jej łeb do ziemi, chciałam by się udusiła, cały opór przed tym szybko pokonał mój strach i w panice użyłam całej siły by ją przytrzymać.
Damu
Zjeżyłam sierść na grzbiecie, próbując jej się wyszarpać, czułam przy tym ból, przez świeże rany. Warknęłam głośno, uderzając kopytem o ziemie, raz po raz, uszkadzając ziemie szponami i wkładając w to coraz więcej siły, chciałam w ten sposób jakoś się wyżyć. Miałam nadzieje że to ją odstraszy i za chwilę ucieknie w popłochu, nie chciałam jej skrzywdzić. To tylko obróci się przeciwko mnie. Dusiłam się, czując jak narasta we mnie gniew, nie odczuwałam już tak silnie bólu, adrenalina krążyła po całym moim ciele. Poderwałam głowę, przez co Eris przewróciła się na ziemie, moje oczy błysnęły czerwienią, pokazałam jej kły otwierając przy tym pysk. Nie mogłam się opanować, już nie mogłam powstrzymać drzemiącej we mnie agresji. Zaatakowałam ją, mimo osłabienia skoczyłam na nią i przewróciłam się na nią przygniatając ją swoim ciężarem, w jej brzuchu utknęły już moje szpony, zbliżyłam pysk do jej łba, zacisnęła mocno oczy, cała drżała, już nawet łkając. Dyszałam ciężko, powstrzymując się by posunąć się dalej, czułam jej krew, świeżą, intensywną pobudzającą woń.
- Może nie potrzebnie z tym walczyłam, może nie warto było dawać wam szanse, chcąc stać się częścią was. Wydawało mi się że jesteśmy bardziej podobni niż się wydaje, że nie musimy być wrogami... - powiedziałam nerwowo, z rozgoryczeniem.
- Proszę... - szepnęła.
- Chciałaś mnie zabić! - warknęłam, sierść miałam już jak u jeża kolce: - Tak mi się odwdzięczasz za to co zrobiłam?! - zanurzyłam bardziej szpony w jej ranach: - Nie możesz zrozumieć że nie chce nikogo skrzywdzić?! A może powinnam?!
- Właśnie to... Robisz! - krzyknęła, kuląc uszy i patrząc mi prosto w oczy, ta chwilowa jej odwaga szybko zniknęła i na powrót pojawił się strach i łzy, trzęsła się nawet mocniej niż wcześniej.
- Nie rób mi krzywdy... B-błagam... - wyszlochała: - Ja... Ja nie... N-nie chciałam...
- Kłamierz! Łżesz! Ty akurat nie masz problemu by panować nad emocjami! Dokładnie wiesz co robisz! Nie musisz dusić tego w sobie by nie zrobić nikomu krzywdy! Rozumiesz?! Wiesz to! - docisnęłam do niej jeszcze bardziej szpony, mogłam jej coś uszkodzić w środku, ale zbyt silna agresja mnie ogarnęła by zwracać na to uwagę, Eris aż krzyknęła z bólu. Złapałam jej pysk kłami by się zamknęła, szarpiąc ją przy tym. Miałam już tego dość, serdecznie dość! Usłyszałam jak tu biegną: - Stójcie, bo ją zabije! - zagroziłam, mierząc ich wrogim, zabójczym wzrokiem, wśród nich był Westro, właściwie dobiegł pierwszy. Musieli już wrócić, być może chwilę temu.
- Tak jak ona próbowała ze mną! Przyznaj się... - zacisnęłam kły odwracając je ku Eris, sapałam ciężko, wypuszczając powietrze głównie przez chrapy. Po policzku spłynęła mi łza, a potem kilka kolejnych. To koniec. Właśnie wszystko straciłam i sprawiłam że ich stosunek do mnie był całkowicie uzasadniony, jestem potworem...
- Prze-praszam... - wymamrotała Eris bardziej do Westro niż do mnie, zanosząc się łzami. Poluźniłam uścisk, kiedy zdałam sobie sprawę co jej zrobiłam, ale nie zamierzałam odpuścić, jeśli Westro się na mnie rzuci, zacznie na mnie krzyczeć, nie zawaham się jej zabić, jedno szarpnięcie i złamie jej kark, a z tego jej nie uratują. Mi już na niczym nie zależało, nie miałam nic do stracenia, nawet życie stało mi się obojętne. Może mnie zabić, torturować, nie bałam się, to nie ma już znaczenia, zrobi błąd to ją zabije. Tymczasem wpatrywałam się w jego oczy z bólem, po prostu, z żalem i zawodem, a za tym wszystkim krył się gniew, desperacja. Dlaczego matka nie zabiła mnie gdy miała ku temu okazje? Oszczędziłaby mi tyle bólu... Już nie chodziło o tą głupią miłość, która nadal łamała mi serce, a o zrozumienie...
Westro
-Puszczaj ją!- warknąłem robiąc krok do przodu, wtedy ona zacisnęła szczęki jeszcze bardziej, widziałem jk Eris się dusi, coraz mocniej płynęła jej krew, robiła się ogromna plama dookoła
-Ogłuchłaś?!- z tyłu za nią pojawił się Elliot, złapał ją za grzywę i odrzucił od Eris, łapała łapczywie powietrze, kaszlała wydobywając ochrypły głos przy tym, pluła krwią, miała rozszarpane chrapy
-Eris, boli? bardzo? chodź, trzeba to opatrzyć- podbiegłem do niej pomagając wstać
-Ona na to zasłużyła! chciała mnie zabić! jest parszywa i fałszywa!- krzyczała Damu, wstała próbując się rzucić znowu w stronę Eris
-Na swoje miejsce!- uderzył ją Elliot, trzymając przy ziemi- potrzymam ją tak aż się uspokoi
-Zostanę z nim, a wy idźcie, trzeba uspokoić stado- poinformował Danny, zabrałem Eris do jaskini
-I co...co z tym statkime?- spytała Eris
-Narazie nie widać niebezpieczeństwa, na statku w klatce mieli tylko smoka, będzie trzeba wrócić jutro, może odpłyną
-Przepraszam
-Ciii...nie masz za co
-Mam...czułam w niej rywalkę...niebezpiezeństwo, była bezbronna..myślałam że jak..że jak ją zabiję..pozbędziemy się problemu
-Nie mam ci tego za złe, sam bym to zrobił, ale wiesz...natura...lepiej tego nie robić, nie chciałaś źle, to emocje
-Czuję się z tym źle
-Już ciii- przybliżyłem łeb do niej, lekko ją muskając po policzku- poczekaj tutaj, jesteś bezpieczna, jest stado i przywódcy, ja pójdę po wodę i zioła
-Wróc tylko szybko, proszę...
-Nie martw się
Lakszmi
Wróciłam na skraj wyspy, chciałam się przyjrzeć, dokładniej...
Ukryłam się na krzakami, i obserwowałam statek, ludzie coś mówili, nie słyszałam dobrze, wyłapywałam pojedyńcze słowa, rozumiałam ich, dobrze że chociaż oni nie rozumieją nas...
-Też nie jestem pewny co do nich-usłyszałam głos za sobą, myślałam że to ktoś ze stada, ale się pomyliłam, to był smok, błękitno czarny, z zielonymi oczami i kolcami na łbie, miał dwie pary skrzydeł, ze szponami na końcach, był średniej wielkości, jak dwa duże ogiery
-Musiałam tu wrócić, czuję że oni tak szybko nie odpłyną
-Zwykłe konie, mogą oszczędzić..gorzej jak będą chcieli wyłapać te niezwykłe, lub zobaczą że mają moc..i nas..smoki, będą chcieli polować, patrz- podniósł skrzydła, odkrywając swoją tylną łapę, miał ją całą w bliznach, łuski były z niej zdrapane, rany musiały być bardzo głębokie- wpadłem kiedyś w ich sidła...umierałem, prawie mnie dorwali, gdyby nie pewien człowiek...przyleciał na smoku i mi pomogli, nie znam ich, nie poznałem, uciekłem w popłochu, nie każdy człowiek jest zły, ale większość już tak, dobrze że tylko łapa ucierpiała, gdyby to było skrzydło, już by mnie nie było
-To..przykre, ja doświadczyłam też okrutnego losu, ale ze strony mrocznych koni...to...nigdy tego nie zapomnę
-Chcesz opowiedzieć?
-To..zbyt trudne, wybacz
-Rozumiem, nie musisz
-Tak apropo, jestem Lakszmi
-Ja Jevilis (czyt. Dżewilis), jakiej jesteś rasy? pierwszy raz widzę takiego konia
-Ja?...ja jestem mrocznym koniem..tylko że innym, urodziłam się albinoską, tylko żem oja skóra jest czarna, różnię się od innych, sporo...sam widzisz, to na grzbiecie świeci podczas pełni, posiadam moc, potrafię zamienić się w cień i być niewidzialna w mroku, mam wtedy podwójną siłę, ogólnie mam sporo siły, jak byłam źrebakiem chciano mnie zabić za odmienność
-Trudno chyba miałaś
-W życiu?...bardzo, teraz na szczęście już mam spokój
-Ej spójrz- schylił łeb i podszedł bliżej krzaków
-Co?
-Oni tu płyną...
-Że co?
-No patrz- wyjrzałam, faktycznie..płynęli tu, a co gorsza..w oddali było więcej statków, tak jakby czekali na nich i dlatego stali
-Trzeba sięk kryć- złapał mnie i poleciał w stronę stada, zostawił mnie tam a dalej poleciał w stronę gór
-Zima! Danny!- zaczęłam krzyczeć, nie mogłam ich nigdzie znaleźć, biegałam po całym stadzie, w końcu wpadłam na Elliota
-Gdzie twoi rodzice?
-Poszli do lasu...
-A co z Damu?
-Nafaszerowałem ją ziołami na uspokojenie i leży, czekaj, chwila...czemu pytasz gdzie moi rodzice?
-Wiecej ludzi tu płynie, muszę ich poinformować
-Cholera jasna...dobra, biegnij..ja zajmę się stadem- ruszył w swoją stronę, a ja w swoją. Pognałam w las, do tego się ściemniało, chmury naszły na niebo, ciemne potężne chmury, no tak..deszcz, usłyszałam też jak grzmi, musiałam się streszczać zanim się rozpada na dobre.
Po około godzinie biegania, kiedy już lało jak z cebra, grzmiało, błyskało się a co chwilę waliły pioruny, w końcu ich znalazłam, jak wracali
-No w końcu- zatrzymałam się przed nimi zmachana
-Lakszmi? wszystko okey?
-Tak, znaczy nie..ludzie płyną, jest ich jeszcze więcej
-Tylko nie to..poinformowałaś już kogoś?
-Elliota, miał się wszystkim zająć
-Pędem do stada- Zima i Danny ruszyli, ja za nimi, mimo zmęczenia
Wszyscy zostali wprowadzeni do jaskini, Eris leżała z Westro, opatrzona już, krew już nie leciała tylko chrapy były poszarpane
-Wiecie już?
-Tak, Elliot wszystkich poinformował
-Coś czuję że to będzie się ciągło...
Eris
Wtuliłam się mocniej w Westro, w głowie miałam już pełno złych wizji. Jak ludzie łapią całe nasze stado, zamykają nas w klatkach i... Nie chciałam być z dala od ukochanego. Czemu oni tak bardzo pragnęli nas wyłapać? Po co?
- Będzie dobrze Eris, jakoś sobie poradzimy - powiedział do mnie Westro.
- Tak, przywódcy na pewno będą wiedzieć co robić - dodała Lakszmi. Nagle usłyszałam z zewnątrz grzmot, rozbłysło, odwróciłam odruchowo głowę w stronę wejścia i aż krzyknęłam, kryjąc się za Westro. Na widok Damu, całej w krwi, mokrej od deszczu, który ją z niej zmywał, minęło sporo czasu, nim zrozumiałam że niektóre ranny jej się otworzyły, stąd ta krew...
Damu
Obudziłam się z bólem głowy, pewnie po tym co dał mi Elliot. Elliot? Nie, to nie możliwe, byłam pewna że mnie zabiją, ukoją mój ból. Tymczasem wciąż żyłam i leżałam tutaj za jaskinią, czekała mnie już tylko samotność. Na dodatek nade mną kłębiły się burzowe chmury i lał deszcz. Podniosłam się z bólem, powinnam jeszcze zostać, odpocząć, schronić się gdzieś, ale już miałam dość. Nie chciałam tu być ani chwili dłużej. Już dość... Popatrzyłam jeszcze na drogę do jaskini, lepiej będzie jak nie będą mnie szukali. Miałam też coś do zrobienia po tym wszystkim... Kulałam ten cały odcinek aż do wejścia, wychylając się ostrożnie z mroku, błysk błyskawicy rozjaśnił wszystko wokół mnie, zwracając uwagę Eris, krzyknęła z przerażenia, Westro już wstał.
- Odejdź! - warknął, stado przerwało wszelkie rozmowy, patrząc w moim kierunku niezbyt przychylnie. Wątpiłam by pozwolili mi wejść do środka, zresztą nie po to tu przyszłam.
- Spokojnie... - sapnęłam przez szybki oddech, chwiejąc się na nogach, czułam każdą ranę i palący ból: - Chciałam przeprosić... Poniosło mnie... - popatrzyłam mu prosto w oczy, nie zwracając uwagi na resztę koni: - Nie ważne czy mi wybaczysz czy nie... Możesz mnie znienawidzić, pewnie już to zrobiłeś, ale przepraszam, ciebie też, Eris - z trudem wypowiedziałam jej imię, a jeszcze z większym trudem, spojrzałam w jej oczy, widząc jak mocno ją skaleczyłam, popłynęła mi łza po policzku: - Niedługo będę już daleko stąd... - szepnęłam. Przeniosłam wzrok na stado, na przywódców: - Was też przepraszam, ci ludzie... To wszystko moja winna - zacisnęłam zęby, cofając się do tyłu: - Taki potwór jak ja nie zasługuje by dłużej tu być, więc już nie będę próbowała... Odchodzę. Już nigdy nie stanę nikomu z was na drodze... - odwróciłam się do nich tyłem: - Przepraszam... - wydusiłam jeszcze przez łzy. Mimo bólu i ran mknąc przed siebie. Jedna z błyskawic uderzyła całkiem blisko mnie. Nie patrzyłam już dokąd biegnę, byłam głucha na krzyki, zresztą nikt za mną nie wołał, cisze przerywał jedynie grzmot... Może właśnie na to sobie zasłużyłam?